Nie mam zielonego pojęcia za co się wziąć po skończeniu tego - znalazłam fajne opko, bardzo podoba mi się fabuła, ale cóż... znowu UsUk heh, w dodatku 25 rozdziałów i nieskończony ._. Ten miał 10 rozdziałów i prawie rok mi to zajęło, a co dopiero tamten. Ahh! Powinnam przestać tak martwić się przyszłością i żyć chwilą, jak przetłumaczę epilog to zacznę szukać. Chyba, że macie jakieś życzenia? Oneshoty, pairingi, cokolwiek, pomóżcie ludzie!
Aha! Jeszcze jedno - zauważyliście pewnie nowy wystrój bloga! Strasznie mi się podoba, zrobiony przez Szkielet Smoka. Później się okazało, że zamieszkujemy to samo miasteczko. Jaki ten świat mały :P
Dobra koniec biadolenia, zapraszam do czytania :D
Rozdział X
Part 2
Anglia
patrzył na telefon, nim się w końcu zorientował, że jego rozmówca się rozłączył.
Powoli odłożył urządzenie i poszedł do innego pokoju. Nawet zanim Ameryka
zniknął na jakiś czas, Anglia czuł, że coś jest nie tak. Większość krajów było
zmylonych przez jego beztroskie zachowanie, ale Anglia widział momenty, kiedy Ameryka
myślał, że nikt nie patrzył i wtedy wyraźnie sprowadzał się na ziemię. Cała
pozytywna energia znikała i udręczone spojrzenie pojawiało się w jego oczach.
Czy
to mogły być te koszmary? Jeśli tak, to dlaczego Ameryka wołał właśnie jego? Anglia
usiadł na krześle, pochylił głowę i trzymając ją w dłoniach, myślał. Ameryka
nie wzywał go z żadnego powodu od czasów dzieciństwa. Nawet przed rewolucją
żyli z dala od siebie.
Z pewnością
nie pokazywał żadnego znaku przywiązania do starszego kraju od tego okresu. Gdy
tylko tak pomyślał, jego mózg zdecydował, aby udowodnić mu, że się myli.
Wspomnienie mignęło w jego umyśle, coś co stało się chwilę po Blitz*. Anglia
siedział w namiocie szpitalnym, a jego rany były opatrywane, kiedy nagle wpadł
Ameryka. Brytania był zdziwiony, jako że w ogóle się go nie spodziewał.
Na początku
się kłócili, Ameryka powiedział coś o tym, jakim to starszy kraj jest głupkiem,
że został zraniony. Anglia myślał, że potoczy się to tak źle, jak ich każde
spotkanie za tamtych czasów, ale Ameryka szybko zaskoczył go po raz kolejny.
Gdzieś w połowie ich słownej potyczki zaczął się śmiać. Anglia zaczął krzyczeć,
ale gdy Ameryka ni stąd ni zowąd zrobił się poważny, przestał.
Anglia
siedział na noszach, więc Ameryka bez problemu mógł podejść i spojrzeć na niego
z góry. Anglia mrugnął i zamierzał coś powiedzieć, ale Ameryka zaczął się
schylać. Położył ręce na dłoniach Anglii, toteż starszy kraj nie mógł się
wymigać. Schylał się coraz bardziej aż ich nosy były na tej samej wysokości i
gdy już Anglia myślał, że Ameryka zamierza go pocałować, ten nagle się
wyprostował i poczochrał Brytyjczykowi i tak już niechlujnie ułożone włosy. Na
widok zaskoczonej i lekko rozczarowanej miny Anglii, Ameryka znów wybuchnął
śmiechem. Anglia wypędził go z pomocą przeróżnych szpitalnych przyrządów i
opryskliwych słów.
Czy to
możliwe, że próbował go pocałować? Anglia plasnął się w głowę, kiedy zdał sobie
sprawę, jakim był idiotą. Po przeanalizowaniu tych kilku lat wstecz, zaczął
widzieć te małe wskazówki, które zostawiał mu Ameryka. Jak mógł być tak głupi?
Anglia nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wpełznął mu na twarz, i
zaczął pakować swoje rzeczy, śmiejąc się cicho.
Następnego
dnia Anglia znalazł się na lotnisku w Kanadzie. Zadrżał lekko, gdy tylko zawiał
wiatr, przedostając się przez jego kurtkę, sweter i koszulkę, przeszywając go prosto
do szpiku kości. Prawie dwie godziny zajęło mu wezwanie taksówki i zdążył
przekląć całe miasto. Dał kierowcy adres Kanady i był w szoku, kiedy ten
powiedział mu, że może go zawieźć co najwyżej na skraj miasta. Co znaczyło, że
będzie musiał iść w zimnie około dwóch mil.
Anglia
westchnął, ale się zgodził, nie chcąc marnować czasu na wynajęcie samochodu. Po
dotarciu na obrzeża miasta, Anglia podziękował kierowcy i zapłacił mu, zanim zabrał
walizkę i zaczął iść. Tylko kilka samochodów przejeżdżało obok, ale o dziwo
prawie każdy z nich zatrzymał się, żeby spytać czy się zgubił albo potrzebuje
podwózki. Anglia uśmiechał się uprzejmie i dziękował za propozycję, ale je
odrzucał. Kanadyjczycy naprawdę są mili… Pomyślał
z uśmiechem.
Gdy w końcu
dotarł do domu, wypuścił z ust cichy jęk ulgi. Postawił swój bagaż i zapukał do
drzwi. Słychać było dźwięki rozmów, szuranie nogami, coś jakby spadło, ciche
przekleństwo i w końcu cisza. Anglia zaczął się niepokoić po minucie, sprawdził
zegarek i zdał sobie sprawę, że była prawie trzecia nad ranem. Naprawdę
powinien pamiętać o strefach czasowych. Drzwi nagle otworzyły się, wyrywając go
z przemyśleń.
- … Arthur? – Francja przyjrzał
mu się bliżej zmęczonymi oczami, prawie jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
- Ah, um, tak. Przepraszam za
późne najście. Po prostu pomyślałem, że może złożę wam wizytę… jeśli nie macie
nic przeciwko… - Anglia ucichł, czując się jak idiota.
- Oui, oczywiście! Wchodź! –
Francja otworzył szeroko drzwi z uśmiechem i nawet pomógł mu wnieść jego
walizkę.
- Ah… Dziękuję – odparł Anglia,
delikatny rumieniec oblał jego policzki.
Kiedy Kanada wszedł do pokoju,
jego rumieniec stał się trochę ciemniejszy.
- Anglia? Co ty tutaj robisz? –
spytał Kanada, wyglądając na zmieszanego i zmęczonego, zupełnie jak Francja.
- Oh, um… Cóż, pomyślałem, że was
odwiedzę. – Anglia odwrócił wzrok, czując się trochę nieproszony.
- Oh… Okej… - wyglądało to tak, jakby fioletowooki kraj chciał powiedzieć coś więcej, ale przerwały mu te same krzyki, które Anglia słyszał przez telefon.
Francja i
Kanada wymienili zaniepokojone i poirytowane spojrzenia, nim skierowali wzrok
na Anglię. Ku ich zdziwieniu, Anglia już podążał za krzykami w głąb domu.
Dotarł do wejścia i wziął głęboki wdech, mając wrażenie lekkiego deja vu.
Otworzył drzwi, ale zamarł w bezruchu na widok przed nim. Ameryka rzucał się na
łóżku, oczy miał zamknięte, a twarz zaciśniętą z przerażenia. Przestał krzyczeć
i zaczął cicho skowyczeć, co było w jakiś sposób gorsze niż te krzyki. W
dalszym ciągu, Anglia nie mógł zmusić się do poruszenia.
- Oh… Okej… - wyglądało to tak, jakby fioletowooki kraj chciał powiedzieć coś więcej, ale przerwały mu te same krzyki, które Anglia słyszał przez telefon.
- … A-Anglio... – Ameryka skomlał
lekko.
Po usłyszeniu
tego dźwięku momentalnie oprzytomniał i ruszył naprzód. Usiadł na łóżku i
złapał Amerykę, wciągając go na swoje kolana i wtulając jego głowę w swoje
ramię. Ignorując fakt, że był bez koszulki i pokryty potem, Anglia zaczął
gładzić go po plecach i łagodnie szeptać słowa, które miały go uspokoić. Kiedy
Ameryka znieruchomiał, ale nie przestał chlipać, Anglia zaczął śpiewać mu piosenkę, którą mu śpiewał w
dzieciństwie. Serce Anglii prawie boleśnie zacisnęło mu się, gdy ręka Ameryki
chwyciła jego koszulkę i jego cichy odgłos rozpaczy zamarł.
Anglia odgarnął
mu włosy z oczu, uśmiechając się lekko. Uśmiech zniknął, kiedy Ameryka powoli
otworzył oczy. Oba kraje patrzyły na siebie, nie wiedząc co powiedzieć. Ameryka
usiadł, ale nie puścił koszulki Anglii. Anglia mógł dostrzec emocje
przepływające przez jego oczy i marzył, żeby było coś, co mógłby zrobić, żeby
pomóc.
- C-co… co ty tutaj robisz? –
Ameryka zapytał cicho.
- Ja… ja jestem tu, żeby naprawić
wszystkie szkody, które wyrządziłem. – Anglia uśmiechnął się cicho, pozwalając,
aby w jego oczach zabłysła miłość. – I zaopiekować się osobą, która jest dla
mnie najważniejsza.
Ameryka przypatrywał mu się przez
chwilę, zanim odpowiedział.
- W takim razie musisz naprawdę nienawidzić
całej reszty krajów.
Anglia mrugnął
głupkowato, zanim dotarło do niego znaczenie tych słów. Ameryka ciągle myślał,
że on go nie kocha. Anglia westchnął i przekręcił głowę, przeczesując palcami włosy.
Czuł na sobie wzrok Ameryki, ale nie był pewny co powiedzieć. Musiał mieć
nadzieję, że prawda będzie wystarczała.
- Spójrz, Ameryko, ja… ja wiem,
że nie jestem całkowicie szczery. I wiem, że my nigdy nie wyglądaliśmy,
jakbyśmy się naprawdę dogadywali, ale… - Anglia zarumienił się lekko. – Ale się
o ciebie troszczę. Naprawdę. Ponieważ cię ko-
- Nie! Nie mów tego! – przerwał mu
Ameryka, szybko odsuwając się od niego.
- Ameryko – Anglia próbował go
dosięgnąć, ale Ameryka odtrącił jego dłoń, a jego oczy wypełniły się łzami.
- Nie kochasz mnie. Co najwyżej
współczujesz. Nie chce, żebyś mi to mówił tylko dlatego, że myślisz, że przez
to poczuję się lepiej. – powiedział Ameryka,
przesuwając się cal po calu do brzegu łóżka.
Anglia spojrzał na niego i
prychnął poirytowany. Ameryka naprawdę był zbyt uparty.
- Ameryko, posłuchaj… - Anglia
spróbował ponownie.
- Nie. Nie chcę! Nie będę! –
Ameryka znów mu przerwał.
Anglia burknął
i rzucił się na wprost, przygważdżając młodszy kraj do łóżka. Wiedział, że
Ameryka z łatwością mógłby go zrzucić i nawet zranić go w tym procesie, ale
miał nadzieję, że szok powstrzyma go od tego pomysłu. Z oczu Ameryki Anglia
wywnioskował, że teraz miał całkiem niezłą szansę.
- A teraz się zamkniesz i mnie do
cholery posłuchasz, kurna! Rozumiesz? – zapytał Anglia, nie dbając, że Francja
i Kanada mogliby go usłyszeć.
Ameryka kiwnął głową, zbyt
oszołomiony by mówić.
- Kocham cię! Nie próbuj nawet
kręcić na mnie głową, idioto, ponieważ tak jest. Nie mówię tego z litości. Do
diabła, wątpię, że ktoś kiedykolwiek mógłby się nad tobą litować. – Anglia wziął
głęboki wdech, ignorując łzy, które powoli wylewały się z pięknych niebieskich
oczu, patrzących na niego. – Mówię to, bo to prawda. Wiesz dlaczego?
Ameryka potrząsnął głową, a łzy
spływały mu po twarzy.
- Kocham cię, ponieważ jesteś
najbardziej niesamowitym krajem, jaki kiedykolwiek spotkałem. W dniu, w którym
cię poznałem, kochałem cię, nawet jeśli wtedy było inaczej. Nawet jeśli Francja
gotował lepiej ode mnie i z pewnością nie był taki straszny, ty wybrałeś mnie,
tylko dlatego, że płakałem. Moja miłość rosła w miarę jak pokazałeś mi swoją
dobroć, podziw dla świata, ciekawość i inteligencję. – Anglia wziął kolejny
oddech, chcąc powstrzymać własne łzy. – Gdy stałeś się starszy zacząłeś mnie
fascynować swoimi zwięzłymi przebłyskami mądrości, humoru i poczucia
sprawiedliwości. Nawet podczas rewolucji amerykańskiej, cały czas cię kochałem,
gdy pokazałeś mi, jak silny jesteś. Psiakrew, pokonałeś mnie w moich latach rozkwitu
z pomocą bandy cholernych farmerów. Teraz, kocham cię z powodu twojego
dziecięcego entuzjazmu, z tego, że wciąż zachwycasz się światem, przez twoją
nieustępliwość i ,czasem cholernie absurdalną, determinację, silne poczucie
sprawiedliwości i siły, którą wciąż masz i nawet twój strach przed duchami i
głupie bohaterskie pomysły.
- A-ale p-powiedziałeś – Ameryka mógł
ledwo mówić przez łzy płynące w dół jego twarzy.
- Wiem. Przepraszam. Przyrzekam,
że nie miałem nic z tego na myśli. Poza tym, nawet jeśli żaden inny kraj by cię
nie lubił, ja nadal bym cię kochał, bez względu na wszystko. – Anglia w końcu
się uśmiechnął i pozwolił swoim własnym łzom wypłynąć, podczas gdy delikatnie
otarł z łez twarz Ameryki.
Ameryka nagle się podniósł,
zamykając Anglię w szczelnym uścisku.
- J-ja ciebie też kocham. –
załkał Ameryka.
- Wiem kochany, wiem. – Anglia delikatnie
gładził jego włosy.
Ameryka w końcu się uspokoił i razem
z Anglią podzielili delikatny pocałunek. Kiedy Anglia chciał zejść z łóżka,
Ameryka złapał go za rękę, bezgłośnie błagając, żeby został. Anglia czule
pokręcił głową, a następnie dołączył do Ameryki i ułożył się w łóżku. Za
drzwiami Kanada i Francja obserwowali z zadowolonymi minami jak dwa kraje
przytuliły się i powoli zasnęły. Sami złapali się za ręce, dzieląc ich własny
miłosny pocałunek, i udali się do swojego pokoju na spoczynek.
Następnego dnia Anglia został
obudzony przez intensywne światło słoneczne. Zasłonił oczy i przeklął cicho,
przez przypadek budząc kraj śpiący obok niego. Ameryka spojrzał na niego przez
chwilę, zanim jego oczy wypełniły się uwielbieniem, a on sam promiennie się
uśmiechnął. Anglia się zaśmiał i go powitał. Obaj wstali i się przebrali,
Anglia w łazience i Ameryka w sypialni, a następnie wyszli z pokoju. Spędzili
jeszcze kilka dni u Kanady i później wyjechali do domu Ameryki.
Raptem parę dni później
zadecydowali, że nie chcą się rozdzielać, zamiast tego będą przez jakiś czas
zamieszkiwać u siebie nawzajem. Po kilku miesiącach Anglia zaskoczył Amerykę,
wyjawiając mu swoje ludzkie imię. Ameryka przytulił go, tak mocno, że mógłby go
uszkodzić, i powiedział mu własne. Oczywiście ich związek nie był perfekcyjny.
W dalszym ciągu kłócili się dość często i czasami kończyło się to spaniem w
oddzielnych pokojach, ale szybko się godzili, bo nie potrafili być na siebie
wściekli. Obaj wiedzieli, że pomiędzy nimi nie jest lekko, ale wiedzieli też,
że żaden z nich nie poddałby się, mimo wszystko.
*Blitz - seria niemieckich nalotów na Uk podczas WWII
PS.: W wordzie wydawało mi się dłuższe...