poniedziałek, 21 lipca 2014

BROKEN Rozdział X Part 2

Przepraaaaszaaam!!! ;____; Wszystkich, którzy czekali - przepraszam. Wieem, minęły prawie 2 miesiące, to wszystko przez szkołę i dopiero parę dni temu wróciłam z Włoch. Możecie mnie bić, bo wiem jakie to stresujące, gdy czeka się na następny rozdział, ale nie za mocno, bo jeszcze epilog czeka xD
Nie mam zielonego pojęcia za co się wziąć po skończeniu tego - znalazłam fajne opko, bardzo podoba mi się fabuła, ale cóż... znowu UsUk heh, w dodatku 25 rozdziałów i nieskończony ._. Ten miał 10 rozdziałów i prawie rok mi to zajęło, a co dopiero tamten. Ahh! Powinnam przestać tak martwić się przyszłością i żyć chwilą, jak przetłumaczę epilog to zacznę szukać. Chyba, że macie jakieś życzenia? Oneshoty, pairingi, cokolwiek, pomóżcie ludzie!
Aha! Jeszcze jedno - zauważyliście pewnie nowy wystrój bloga! Strasznie mi się podoba, zrobiony przez Szkielet Smoka. Później się okazało, że zamieszkujemy to samo miasteczko. Jaki ten świat mały :P
Dobra koniec biadolenia, zapraszam do czytania :D



Rozdział X
Part 2


          Anglia patrzył na telefon, nim się w końcu zorientował, że jego rozmówca się rozłączył. Powoli odłożył urządzenie i poszedł do innego pokoju. Nawet zanim Ameryka zniknął na jakiś czas, Anglia czuł, że coś jest nie tak. Większość krajów było zmylonych przez jego beztroskie zachowanie, ale Anglia widział momenty, kiedy Ameryka myślał, że nikt nie patrzył i wtedy wyraźnie sprowadzał się na ziemię. Cała pozytywna energia znikała i udręczone spojrzenie pojawiało się w jego oczach.
          Czy to mogły być te koszmary? Jeśli tak, to dlaczego Ameryka wołał właśnie jego? Anglia usiadł na krześle, pochylił głowę i trzymając ją w dłoniach, myślał. Ameryka nie wzywał go z żadnego powodu od czasów dzieciństwa. Nawet przed rewolucją żyli z dala od siebie.
Z pewnością nie pokazywał żadnego znaku przywiązania do starszego kraju od tego okresu. Gdy tylko tak pomyślał, jego mózg zdecydował, aby udowodnić mu, że się myli. Wspomnienie mignęło w jego umyśle, coś co stało się chwilę po Blitz*. Anglia siedział w namiocie szpitalnym, a jego rany były opatrywane, kiedy nagle wpadł Ameryka. Brytania był zdziwiony, jako że w ogóle się go nie spodziewał.
Na początku się kłócili, Ameryka powiedział coś o tym, jakim to starszy kraj jest głupkiem, że został zraniony. Anglia myślał, że potoczy się to tak źle, jak ich każde spotkanie za tamtych czasów, ale Ameryka szybko zaskoczył go po raz kolejny. Gdzieś w połowie ich słownej potyczki zaczął się śmiać. Anglia zaczął krzyczeć, ale gdy Ameryka ni stąd ni zowąd zrobił się poważny, przestał.
Anglia siedział na noszach, więc Ameryka bez problemu mógł podejść i spojrzeć na niego z góry. Anglia mrugnął i zamierzał coś powiedzieć, ale Ameryka zaczął się schylać. Położył ręce na dłoniach Anglii, toteż starszy kraj nie mógł się wymigać. Schylał się coraz bardziej aż ich nosy były na tej samej wysokości i gdy już Anglia myślał, że Ameryka zamierza go pocałować, ten nagle się wyprostował i poczochrał Brytyjczykowi i tak już niechlujnie ułożone włosy. Na widok zaskoczonej i lekko rozczarowanej miny Anglii, Ameryka znów wybuchnął śmiechem. Anglia wypędził go z pomocą przeróżnych szpitalnych przyrządów i opryskliwych słów.
Czy to możliwe, że próbował go pocałować? Anglia plasnął się w głowę, kiedy zdał sobie sprawę, jakim był idiotą. Po przeanalizowaniu tych kilku lat wstecz, zaczął widzieć te małe wskazówki, które zostawiał mu Ameryka. Jak mógł być tak głupi? Anglia nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wpełznął mu na twarz, i zaczął pakować swoje rzeczy, śmiejąc się cicho.
Następnego dnia Anglia znalazł się na lotnisku w Kanadzie. Zadrżał lekko, gdy tylko zawiał wiatr, przedostając się przez jego kurtkę, sweter i koszulkę, przeszywając go prosto do szpiku kości. Prawie dwie godziny zajęło mu wezwanie taksówki i zdążył przekląć całe miasto. Dał kierowcy adres Kanady i był w szoku, kiedy ten powiedział mu, że może go zawieźć co najwyżej na skraj miasta. Co znaczyło, że będzie musiał iść w zimnie około dwóch mil.
Anglia westchnął, ale się zgodził, nie chcąc marnować czasu na wynajęcie samochodu. Po dotarciu na obrzeża miasta, Anglia podziękował kierowcy i zapłacił mu, zanim zabrał walizkę i zaczął iść. Tylko kilka samochodów przejeżdżało obok, ale o dziwo prawie każdy z nich zatrzymał się, żeby spytać czy się zgubił albo potrzebuje podwózki. Anglia uśmiechał się uprzejmie i dziękował za propozycję, ale je odrzucał. Kanadyjczycy naprawdę są mili… Pomyślał z uśmiechem.
Gdy w końcu dotarł do domu, wypuścił z ust cichy jęk ulgi. Postawił swój bagaż i zapukał do drzwi. Słychać było dźwięki rozmów, szuranie nogami, coś jakby spadło, ciche przekleństwo i w końcu cisza. Anglia zaczął się niepokoić po minucie, sprawdził zegarek i zdał sobie sprawę, że była prawie trzecia nad ranem. Naprawdę powinien pamiętać o strefach czasowych. Drzwi nagle otworzyły się, wyrywając go z przemyśleń.
- … Arthur? – Francja przyjrzał mu się bliżej zmęczonymi oczami, prawie jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
- Ah, um, tak. Przepraszam za późne najście. Po prostu pomyślałem, że może złożę wam wizytę… jeśli nie macie nic przeciwko… - Anglia ucichł, czując się jak idiota.
- Oui, oczywiście! Wchodź! – Francja otworzył szeroko drzwi z uśmiechem i nawet pomógł mu wnieść jego walizkę.
- Ah… Dziękuję – odparł Anglia, delikatny rumieniec oblał jego policzki.
Kiedy Kanada wszedł do pokoju, jego rumieniec stał się trochę ciemniejszy.
- Anglia? Co ty tutaj robisz? – spytał Kanada, wyglądając na zmieszanego i zmęczonego, zupełnie jak Francja.
- Oh, um… Cóż, pomyślałem, że was odwiedzę. – Anglia odwrócił wzrok, czując się trochę nieproszony.
- Oh… Okej… - wyglądało to tak, jakby fioletowooki kraj chciał powiedzieć coś więcej, ale przerwały mu te same krzyki, które Anglia słyszał przez telefon.
Francja i Kanada wymienili zaniepokojone i poirytowane spojrzenia, nim skierowali wzrok na Anglię. Ku ich zdziwieniu, Anglia już podążał za krzykami w głąb domu. Dotarł do wejścia i wziął głęboki wdech, mając wrażenie lekkiego deja vu. Otworzył drzwi, ale zamarł w bezruchu na widok przed nim. Ameryka rzucał się na łóżku, oczy miał zamknięte, a twarz zaciśniętą z przerażenia. Przestał krzyczeć i zaczął cicho skowyczeć, co było w jakiś sposób gorsze niż te krzyki. W dalszym ciągu, Anglia nie mógł zmusić się do poruszenia.
- … A-Anglio... – Ameryka skomlał lekko.
Po usłyszeniu tego dźwięku momentalnie oprzytomniał i ruszył naprzód. Usiadł na łóżku i złapał Amerykę, wciągając go na swoje kolana i wtulając jego głowę w swoje ramię. Ignorując fakt, że był bez koszulki i pokryty potem, Anglia zaczął gładzić go po plecach i łagodnie szeptać słowa, które miały go uspokoić. Kiedy Ameryka znieruchomiał, ale nie przestał chlipać, Anglia  zaczął śpiewać mu piosenkę, którą mu śpiewał w dzieciństwie. Serce Anglii prawie boleśnie zacisnęło mu się, gdy ręka Ameryki chwyciła jego koszulkę i jego cichy odgłos rozpaczy zamarł.
Anglia odgarnął mu włosy z oczu, uśmiechając się lekko. Uśmiech zniknął, kiedy Ameryka powoli otworzył oczy. Oba kraje patrzyły na siebie, nie wiedząc co powiedzieć. Ameryka usiadł, ale nie puścił koszulki Anglii. Anglia mógł dostrzec emocje przepływające przez jego oczy i marzył, żeby było coś, co mógłby zrobić, żeby pomóc.
- C-co… co ty tutaj robisz? – Ameryka zapytał cicho.
- Ja… ja jestem tu, żeby naprawić wszystkie szkody, które wyrządziłem. – Anglia uśmiechnął się cicho, pozwalając, aby w jego oczach zabłysła miłość. – I zaopiekować się osobą, która jest dla mnie najważniejsza.
Ameryka przypatrywał mu się przez chwilę, zanim odpowiedział.
- W takim razie musisz naprawdę nienawidzić całej reszty krajów.
Anglia mrugnął głupkowato, zanim dotarło do niego znaczenie tych słów. Ameryka ciągle myślał, że on go nie kocha. Anglia westchnął i przekręcił głowę, przeczesując palcami włosy. Czuł na sobie wzrok Ameryki, ale nie był pewny co powiedzieć. Musiał mieć nadzieję, że prawda będzie wystarczała.
- Spójrz, Ameryko, ja… ja wiem, że nie jestem całkowicie szczery. I wiem, że my nigdy nie wyglądaliśmy, jakbyśmy się naprawdę dogadywali, ale… - Anglia zarumienił się lekko. – Ale się o ciebie troszczę. Naprawdę. Ponieważ cię ko-
- Nie! Nie mów tego! – przerwał mu Ameryka, szybko odsuwając się od niego.
- Ameryko – Anglia próbował go dosięgnąć, ale Ameryka odtrącił jego dłoń, a jego oczy wypełniły się łzami.
- Nie kochasz mnie. Co najwyżej współczujesz. Nie chce, żebyś mi to mówił tylko dlatego, że myślisz, że przez to poczuję się lepiej.  – powiedział Ameryka, przesuwając się cal po calu do brzegu łóżka.
Anglia spojrzał na niego i prychnął poirytowany. Ameryka naprawdę był zbyt uparty.
- Ameryko, posłuchaj… - Anglia spróbował ponownie.
- Nie. Nie chcę! Nie będę! – Ameryka znów mu przerwał.
Anglia burknął i rzucił się na wprost, przygważdżając młodszy kraj do łóżka. Wiedział, że Ameryka z łatwością mógłby go zrzucić i nawet zranić go w tym procesie, ale miał nadzieję, że szok powstrzyma go od tego pomysłu. Z oczu Ameryki Anglia wywnioskował, że teraz miał całkiem niezłą szansę.
- A teraz się zamkniesz i mnie do cholery posłuchasz, kurna! Rozumiesz? – zapytał Anglia, nie dbając, że Francja i Kanada mogliby go usłyszeć.
Ameryka kiwnął głową, zbyt oszołomiony by mówić.
- Kocham cię! Nie próbuj nawet kręcić na mnie głową, idioto, ponieważ tak jest. Nie mówię tego z litości. Do diabła, wątpię, że ktoś kiedykolwiek mógłby się nad tobą litować. – Anglia wziął głęboki wdech, ignorując łzy, które powoli wylewały się z pięknych niebieskich oczu, patrzących na niego. – Mówię to, bo to prawda. Wiesz dlaczego?
Ameryka potrząsnął głową, a łzy spływały mu po twarzy.
- Kocham cię, ponieważ jesteś najbardziej niesamowitym krajem, jaki kiedykolwiek spotkałem. W dniu, w którym cię poznałem, kochałem cię, nawet jeśli wtedy było inaczej. Nawet jeśli Francja gotował lepiej ode mnie i z pewnością nie był taki straszny, ty wybrałeś mnie, tylko dlatego, że płakałem. Moja miłość rosła w miarę jak pokazałeś mi swoją dobroć, podziw dla świata, ciekawość i inteligencję. – Anglia wziął kolejny oddech, chcąc powstrzymać własne łzy. – Gdy stałeś się starszy zacząłeś mnie fascynować swoimi zwięzłymi przebłyskami mądrości, humoru i poczucia sprawiedliwości. Nawet podczas rewolucji amerykańskiej, cały czas cię kochałem, gdy pokazałeś mi, jak silny jesteś. Psiakrew, pokonałeś mnie w moich latach rozkwitu z pomocą bandy cholernych farmerów. Teraz, kocham cię z powodu twojego dziecięcego entuzjazmu, z tego, że wciąż zachwycasz się światem, przez twoją nieustępliwość i ,czasem cholernie absurdalną, determinację, silne poczucie sprawiedliwości i siły, którą wciąż masz i nawet twój strach przed duchami i głupie bohaterskie pomysły.
- A-ale p-powiedziałeś – Ameryka mógł ledwo mówić przez łzy płynące w dół jego twarzy.
- Wiem. Przepraszam. Przyrzekam, że nie miałem nic z tego na myśli. Poza tym, nawet jeśli żaden inny kraj by cię nie lubił, ja nadal bym cię kochał, bez względu na wszystko. – Anglia w końcu się uśmiechnął i pozwolił swoim własnym łzom wypłynąć, podczas gdy delikatnie otarł z łez twarz Ameryki.
Ameryka nagle się podniósł, zamykając Anglię w szczelnym uścisku.
- J-ja ciebie też kocham. – załkał Ameryka.
- Wiem kochany, wiem. – Anglia delikatnie gładził jego włosy.
          Ameryka w końcu się uspokoił i razem z Anglią podzielili delikatny pocałunek. Kiedy Anglia chciał zejść z łóżka, Ameryka złapał go za rękę, bezgłośnie błagając, żeby został. Anglia czule pokręcił głową, a następnie dołączył do Ameryki i ułożył się w łóżku. Za drzwiami Kanada i Francja obserwowali z zadowolonymi minami jak dwa kraje przytuliły się i powoli zasnęły. Sami złapali się za ręce, dzieląc ich własny miłosny pocałunek, i udali się do swojego pokoju na spoczynek.
           Następnego dnia Anglia został obudzony przez intensywne światło słoneczne. Zasłonił oczy i przeklął cicho, przez przypadek budząc kraj śpiący obok niego. Ameryka spojrzał na niego przez chwilę, zanim jego oczy wypełniły się uwielbieniem, a on sam promiennie się uśmiechnął. Anglia się zaśmiał i go powitał. Obaj wstali i się przebrali, Anglia w łazience i Ameryka w sypialni, a następnie wyszli z pokoju. Spędzili jeszcze kilka dni u Kanady i później wyjechali do domu Ameryki.


          Raptem parę dni później zadecydowali, że nie chcą się rozdzielać, zamiast tego będą przez jakiś czas zamieszkiwać u siebie nawzajem. Po kilku miesiącach Anglia zaskoczył Amerykę, wyjawiając mu swoje ludzkie imię. Ameryka przytulił go, tak mocno, że mógłby go uszkodzić, i powiedział mu własne. Oczywiście ich związek nie był perfekcyjny. W dalszym ciągu kłócili się dość często i czasami kończyło się to spaniem w oddzielnych pokojach, ale szybko się godzili, bo nie potrafili być na siebie wściekli. Obaj wiedzieli, że pomiędzy nimi nie jest lekko, ale wiedzieli też, że żaden z nich nie poddałby się, mimo wszystko.






*Blitz - seria niemieckich nalotów na Uk podczas WWII

PS.: W wordzie wydawało mi się dłuższe...