Postaram się już wrzucać rozdziały na bieżąco, w miarę moich możliwości. Za wszelkie błędy przepraszam, nie jestem jakoś wybitnie uzdolniona z polskiego i momentami mam straszliwe wątpliwości co do poprawności - "Postawić przecinek czy nie postawić - oto jest pytanie!"
Hmm chyba muszę pokombinować z szablonem, bo mam wrażenie, że tekst jest mało widoczny. Wydaję mi się czy rzeczywiście tak jest?!
Rozdział VIII
Przyczyna
i Skutek
Anglia westchnął i oparł się o
ścianę na korytarzu, naprzeciwko wejścia do pokoju Ameryki. Drzwi były
zamknięte, ale mimo to wiedział, że młody kraj prawdopodobnie leżał na łóżku i
bezmyślnie wpatrywał się w sufit. Arthur nie mógł tego już dłużej znieść.
Amerykanin prawie poczuł się lepiej, ale wystarczył jeden błąd, jeden głupi błąd, i znów było tak źle jak
wcześniej. Nawet fakt, że Francja i Kanada byli w domu, nie pomagał. Czy istnieje coś, co mogłoby mu teraz pomóc…
Zastanawiał się smutno Anglia.
Minęły dwa
tygodnie, odkąd Ameryka uciekł z domu i został znaleziony przez Kanadę. Od tego
czasu ubierał się, kąpał i jadł samodzielnie, ale to było wszystko co robił. To,
co obecnie martwiło Anglię najbardziej było nie spojrzenie Ameryki, którym
zwykł kiedyś podążać za Anglią, ale jego nawyk do ciągłego wpatrywania się w
dół. Kiedy siedział, obserwował dłonie na swoich kolanach, a gdy stał, gapił
się w podłogę.
Teraz, Anglia
ociągał się każdego ranka, gdy przyszło mu wkroczyć do jego pokoju. Bał się, że
wejdzie i znajdzie Amerykanina pustego jak muszla albo co gorsza martwego, nieważne jak bardzo to było bezcelowe. Jak dotąd, za każdym razem wchodząc do
pomieszczenia, natrafiał na widok Ameryki leżącego na łóżku i patrzącego w
sufit. Anglia zastanawiał się, czy on w ogóle kiedykolwiek śpi. Wydawało mu się
to niemożliwe, żeby Ameryka był w stanie obudzić się tak wcześnie bez niczyjej
pomocy.
Nagle czyjaś
dłoń opadła na jego ramię. Anglia podskoczył, zanim zauważył Kanadę
uśmiechającego się pocieszająco. Odpowiedział delikatnym, wymuszonym uśmiechem
i wszedł do straszliwego pokoju. Światła były wyłączone, ale odsłonięte kotary
wpuszczały poranne światło, które uwidaczniało ciało na łóżku. Anglia była
zaskoczony, widząc zamknięte oczy Ameryki. Ostrożnie podszedł bliżej i poczuł
ulgę, słysząc lekki oddech Ameryki. Zielonooki kraj dotarł do chłopaka i
delikatnie potrząsnął jego ramieniem.
- Ameryko. Wstawaj. –
zakomenderował cicho.
Oczy Ameryki
otworzyły się, a on sam usiadł, nie patrząc, gdy Anglia przesunął się w stronę
komody. Drżącymi dłońmi otworzył górną szufladę, żeby wyciągnąć koszulę. Z
jakiegoś powodu dzisiejszego ranka był dziwnie niezdarny, więc gdy po położeniu
bluzki poszedł po spodnie, jego dłoń
powędrowała w inną stronę, zrzucając przypadkowo okulary Ameryki z komody.
Anglia naprędce schylił się i je podniósł sprawdzając, czy się nie uszkodziły.
- Przepraszam. – powiedział.
Odpowiedzi nie otrzymał.
Miał już tego
dość. Delikatnie odłożył okulary na szafkę, a następnie gwałtownie uderzył
dłonią w powierzchnię blatu co spowodowało, że wszystko się zatrzęsło. Poczuł
na sobie wzrok Ameryki, podczas gdy sam patrzył na swoje ręce. Jego całe ciało
zaczęło nieznacznie drżeć, a dłonie zacisnęły się w pięści.
- Wystarczy. Już wystarczy! –
Wypowiedział te słowa cicho, ale to sprawiło, że stały się bardziej dotkliwe.
Odwrócił się i złapał za ramiona zszokowany kraj. – Jestem już tym kurewsko
zmęczony! Po prostu otrząśnij się z tej głupiej rutyny, ty cholerna cioto! Co
się stało z tym całym byciem bohaterem, huh? Jakimś cholernie fantastycznym
bohaterem, którym jesteś!
Anglia
lekko potrząsał Ameryką, gdy mówił. Jego oczy wypełnione były łzami. Ku jego
zdziwieniu, słowa podziałały. Ameryka wstał, spojrzał na podłogę i zacisnął
pięści. Przeniósł wzrok na Anglię, który dyszał w zimnej furii, i powoli do
niego podszedł, dopóki starszy kraj nie stał przyciśnięty do ściany.
- Dlaczego do cholery cię to
obchodzi? – zapytał Ameryka, tonem tak bardzo emocjonalnym, którego Anglia nie
miał okazji usłyszeć od czasu konferencji. – Huh? Dlaczego do cholery cię to
obchodzi!
Ameryka
uderzył pięścią w ścianę obok głowy Anglii sprawiając, że ten się wzdrygnął.
Oczy miał szeroko otwarte, ale gdy dotarły do niego słowa Ameryki, odpowiedział
ze swoją własną złością.
- C-co Oczywiście, że mnie
obchodzi! Nie wysilałbym się tak cholernie ciężko, żeby ci pomóc, gdyby mnie to
nie obchodziło, kretynie! – krzyknął, stojąc tak wysoko jak mógł, i starał się
nie ugiąć pod wpływem spojrzenia Ameryki.
- Powiedziałeś to. Czujesz się po
prostu odpowiedzialny. Poza tym, czyż nie jestem tylko głupim, bezużytecznym
krajem? – głos Ameryki stał się bardziej gorzki niż wściekły.
- Co? Dlaczego… - Anglia urwał,
kompletnie zmieszany.
- Powiedziałeś to na ostatnim
spotkaniu, pamiętasz? Jestem tylko nieprzydatnym krajem, który nie został
podbity, bo jest zbyt tępy. – Anglia z trudem łapał powietrzem, gdy rozpoznał
swoje własne słowa.
- Masz na myśli… To dlatego… -
Anglia zaczął się trząść bardziej niż wcześniej, a jego oczy przepełnione były
przerażeniem.
- Tak. Zdałem sobie sprawę, że
miałeś rację. Jestem durny i zbędny, więc dlaczego miałbym się dłużej
naprzykrzać? – Po tych słowach, Ameryka odwrócił się i usiadł na łóżku.
* * *
Anglia
wypadł z pokoju, minął zaniepokojonego Kanadę, następnie Francję, ignorując ich
zdesperowane pytania. Wszedł na oślep do salonu, opadł na swój ulubione fotel i
ukrył twarz w dłoniach, lekceważąc obydwa państwa, które za nim podążały, a
także wróżki przemykające obok. Francja i Kanada podeszli do niego i byli
zszokowani, gdy zobaczyli jego drżące ramiona i cichy płacz.
- Anglio, co jest? Co się stało?
– spytał Kanada, łapiąc Anglię za ramiona, podobnie jak on wcześniej złapał
Amerykę.
- Oui, mon ami, powiedz nam. Co
to był za hałas? – dodał Francja, stojąc po drugiej stronie Anglii.
- T-to moja wina. To w-wszystko
moja w-wina. – Anglia zmusił się do wyrzucenia z siebie tych słów, nim
wybuchnął gwałtownym szlochem.
Kanada spojrzał na Francję
szeroko otwartymi i zdesperowanymi oczami, cicho błagając go, żeby coś zrobił.
Francja poklepał go po ramieniu, a następnie wyszedł do kuchni i wstawił wodę.
Kiedy czajnik zaczął gwizdać, zrobił herbatę, którą Anglia zawsze sobie parzył,
gdy był zdenerwowany, i zaniósł ją do salonu. Podszedł do kredensu i otworzył przegrodę
wypełnioną butelkami z rumem. Ignorując zdumione spojrzenie Kanady, wlał trochę
płynu do herbaty i odłożył flaszkę z powrotem do komory.
Minęło
kilka godzin, ale Anglia w końcu zdołał uspokoić się wystarczająco, by opowiedzieć
im, co się stało. Jego przemowa była okazjonalnie przerywana czknięciem albo
krótkim szlochem, ale był w stanie mówić bez kolejnego wybuchu płaczu. Kiedy
skończył, wziął łyka herbaty, bez wątpienia czując rum, ale nic nie powiedział.
Kanada i Francja obserwowali go, jak pił swoją nafaszerowaną alkoholem herbatę.
Sporadycznie wymykała mu się łza, próbująca pochłonąć jego słowa. Anglia
odstawił herbatę z lekkim pociągnięciem nosem i wytarł oczy.
- Więc… Co my teraz zrobimy? – zapytał chwilę później Kanada.
Anglia przez moment siedział cicho, zanim westchnął i odpowiedział. – Chcę, żebyście zabrali go ze sobą do domu.
- Więc… Co my teraz zrobimy? – zapytał chwilę później Kanada.
Anglia przez moment siedział cicho, zanim westchnął i odpowiedział. – Chcę, żebyście zabrali go ze sobą do domu.