niedziela, 27 kwietnia 2014

BROKEN Rozdział VIII

W ramach rehabilitacji wrzucam kolejny rozdział. Specjalnie siedziałam dziś rano. Szkoda, że zostały do końca już tylko 2 rozdziały i epilog. Chyba powinnam powoli zacząć szukać następnego opowiadania do tłumaczenia, bo to sprawia mi wielką frajdę :D (a przy okazji doszkalam swój angielski). 
Postaram się już wrzucać rozdziały na bieżąco, w miarę moich możliwości. Za wszelkie błędy przepraszam, nie jestem jakoś wybitnie uzdolniona z polskiego i momentami mam straszliwe wątpliwości co do poprawności - "Postawić przecinek czy nie postawić - oto jest pytanie!"
Hmm chyba muszę pokombinować z szablonem, bo mam wrażenie, że tekst jest mało widoczny. Wydaję mi się czy rzeczywiście tak jest?!



Rozdział VIII
Przyczyna i Skutek



 Anglia westchnął i oparł się o ścianę na korytarzu, naprzeciwko wejścia do pokoju Ameryki. Drzwi były zamknięte, ale mimo to wiedział, że młody kraj prawdopodobnie leżał na łóżku i bezmyślnie wpatrywał się w sufit. Arthur nie mógł tego już dłużej znieść. Amerykanin prawie poczuł się lepiej, ale wystarczył jeden błąd, jeden głupi błąd, i znów było tak źle jak wcześniej. Nawet fakt, że Francja i Kanada byli w domu, nie pomagał. Czy istnieje coś, co mogłoby mu teraz pomóc… Zastanawiał się smutno Anglia.
Minęły dwa tygodnie, odkąd Ameryka uciekł z domu i został znaleziony przez Kanadę. Od tego czasu ubierał się, kąpał i jadł samodzielnie, ale to było wszystko co robił. To, co obecnie martwiło Anglię najbardziej było nie spojrzenie Ameryki, którym zwykł kiedyś podążać za Anglią, ale jego nawyk do ciągłego wpatrywania się w dół. Kiedy siedział, obserwował dłonie na swoich kolanach, a gdy stał, gapił się w podłogę.
Teraz, Anglia ociągał się każdego ranka, gdy przyszło mu wkroczyć do jego pokoju. Bał się, że wejdzie i znajdzie Amerykanina pustego jak muszla albo co gorsza martwego, nieważne jak bardzo to było bezcelowe. Jak dotąd, za każdym razem wchodząc do pomieszczenia, natrafiał na widok Ameryki leżącego na łóżku i patrzącego w sufit. Anglia zastanawiał się, czy on w ogóle kiedykolwiek śpi. Wydawało mu się to niemożliwe, żeby Ameryka był w stanie obudzić się tak wcześnie bez niczyjej pomocy.
Nagle czyjaś dłoń opadła na jego ramię. Anglia podskoczył, zanim zauważył Kanadę uśmiechającego się pocieszająco. Odpowiedział delikatnym, wymuszonym uśmiechem i wszedł do straszliwego pokoju. Światła były wyłączone, ale odsłonięte kotary wpuszczały poranne światło, które uwidaczniało ciało na łóżku. Anglia była zaskoczony, widząc zamknięte oczy Ameryki. Ostrożnie podszedł bliżej i poczuł ulgę, słysząc lekki oddech Ameryki. Zielonooki kraj dotarł do chłopaka i delikatnie potrząsnął jego ramieniem.
- Ameryko. Wstawaj. – zakomenderował cicho.
Oczy Ameryki otworzyły się, a on sam usiadł, nie patrząc, gdy Anglia przesunął się w stronę komody. Drżącymi dłońmi otworzył górną szufladę, żeby wyciągnąć koszulę. Z jakiegoś powodu dzisiejszego ranka był dziwnie niezdarny, więc gdy po położeniu bluzki poszedł po spodnie,  jego dłoń powędrowała w inną stronę, zrzucając przypadkowo okulary Ameryki z komody. Anglia naprędce schylił się i je podniósł sprawdzając, czy się nie uszkodziły.
- Przepraszam. – powiedział. Odpowiedzi nie otrzymał.
Miał już tego dość. Delikatnie odłożył okulary na szafkę, a następnie gwałtownie uderzył dłonią w powierzchnię blatu co spowodowało, że wszystko się zatrzęsło. Poczuł na sobie wzrok Ameryki, podczas gdy sam patrzył na swoje ręce. Jego całe ciało zaczęło nieznacznie drżeć, a dłonie zacisnęły się w pięści.
- Wystarczy. Już wystarczy! – Wypowiedział te słowa cicho, ale to sprawiło, że stały się bardziej dotkliwe. Odwrócił się i złapał za ramiona zszokowany kraj. – Jestem już tym kurewsko zmęczony! Po prostu otrząśnij się z tej głupiej rutyny, ty cholerna cioto! Co się stało z tym całym byciem bohaterem, huh? Jakimś cholernie fantastycznym bohaterem, którym jesteś!
                Anglia lekko potrząsał Ameryką, gdy mówił. Jego oczy wypełnione były łzami. Ku jego zdziwieniu, słowa podziałały. Ameryka wstał, spojrzał na podłogę i zacisnął pięści. Przeniósł wzrok na Anglię, który dyszał w zimnej furii, i powoli do niego podszedł, dopóki starszy kraj nie stał przyciśnięty do ściany.
- Dlaczego do cholery cię to obchodzi? – zapytał Ameryka, tonem tak bardzo emocjonalnym, którego Anglia nie miał okazji usłyszeć od czasu konferencji. – Huh? Dlaczego do cholery cię to obchodzi!
Ameryka uderzył pięścią w ścianę obok głowy Anglii sprawiając, że ten się wzdrygnął. Oczy miał szeroko otwarte, ale gdy dotarły do niego słowa Ameryki, odpowiedział ze swoją własną złością.
- C-co Oczywiście, że mnie obchodzi! Nie wysilałbym się tak cholernie ciężko, żeby ci pomóc, gdyby mnie to nie obchodziło, kretynie! – krzyknął, stojąc tak wysoko jak mógł, i starał się nie ugiąć pod wpływem spojrzenia Ameryki.
- Powiedziałeś to. Czujesz się po prostu odpowiedzialny. Poza tym, czyż nie jestem tylko głupim, bezużytecznym krajem? – głos Ameryki stał się bardziej gorzki niż wściekły.
- Co? Dlaczego… - Anglia urwał, kompletnie zmieszany.
- Powiedziałeś to na ostatnim spotkaniu, pamiętasz? Jestem tylko nieprzydatnym krajem, który nie został podbity, bo jest zbyt tępy. – Anglia z trudem łapał powietrzem, gdy rozpoznał swoje własne słowa.
- Masz na myśli… To dlatego… - Anglia zaczął się trząść bardziej niż wcześniej, a jego oczy przepełnione były przerażeniem.
- Tak. Zdałem sobie sprawę, że miałeś rację. Jestem durny i zbędny, więc dlaczego miałbym się dłużej naprzykrzać? – Po tych słowach, Ameryka odwrócił się i usiadł na łóżku.

* * *

                Anglia wypadł z pokoju, minął zaniepokojonego Kanadę, następnie Francję, ignorując ich zdesperowane pytania. Wszedł na oślep do salonu, opadł na swój ulubione fotel i ukrył twarz w dłoniach, lekceważąc obydwa państwa, które za nim podążały, a także wróżki przemykające obok. Francja i Kanada podeszli do niego i byli zszokowani, gdy zobaczyli jego drżące ramiona i cichy płacz.
- Anglio, co jest? Co się stało? – spytał Kanada, łapiąc Anglię za ramiona, podobnie jak on wcześniej złapał Amerykę.
- Oui, mon ami, powiedz nam. Co to był za hałas? – dodał Francja, stojąc po drugiej stronie Anglii.
- T-to moja wina. To w-wszystko moja w-wina. – Anglia zmusił się do wyrzucenia z siebie tych słów, nim wybuchnął gwałtownym szlochem.
Kanada spojrzał na Francję szeroko otwartymi i zdesperowanymi oczami, cicho błagając go, żeby coś zrobił. Francja poklepał go po ramieniu, a następnie wyszedł do kuchni i wstawił wodę. Kiedy czajnik zaczął gwizdać, zrobił herbatę, którą Anglia zawsze sobie parzył, gdy był zdenerwowany, i zaniósł ją do salonu. Podszedł do kredensu i otworzył przegrodę wypełnioną butelkami z rumem. Ignorując zdumione spojrzenie Kanady, wlał trochę płynu do herbaty i odłożył flaszkę z powrotem do komory.
                Minęło kilka godzin, ale Anglia w końcu zdołał uspokoić się wystarczająco, by opowiedzieć im, co się stało. Jego przemowa była okazjonalnie przerywana czknięciem albo krótkim szlochem, ale był w stanie mówić bez kolejnego wybuchu płaczu. Kiedy skończył, wziął łyka herbaty, bez wątpienia czując rum, ale nic nie powiedział. Kanada i Francja obserwowali go, jak pił swoją nafaszerowaną alkoholem herbatę. Sporadycznie wymykała mu się łza, próbująca pochłonąć jego słowa. Anglia odstawił herbatę z lekkim pociągnięciem nosem i wytarł oczy.
- Więc… Co my teraz zrobimy? – zapytał chwilę później Kanada.
Anglia przez moment siedział cicho, zanim westchnął i odpowiedział. – Chcę, żebyście zabrali go ze sobą do domu.



sobota, 26 kwietnia 2014

BROKEN Rozdział VII

Jestem! Powróciłam! Cóż, przerwa była dłuższa niż być powinna, bo jakieś pół roku? Nie bijcie! Nie zapomniałam o blogu! Zabrakło mi motywacji (a to nowość) i chyba trochę czasu. Na każdym kroku testy i sprawdziany z czegoś, czego zupełnie nie rozumiesz (np. taki połowiczny rozpad jąder - że co?...). Teraz jest trochę luźniej, więc mogę wrócić do pracy. Ta przerwa była dla mnie jak sen zimowy. Nazbierało się zaległości jak dodatkowych kilogramów, więc należy się tego teraz "pozbyć". A że biedne dziecko nie miało dziś co robić po nieudanej próbie narysowania Snape'a dla Ljlo w Paint Tool, postanowiło wrócić do tłumaczenia, które cierpliwie czekało sobie w (fap)folderze. 
Dzięki Ljlo za pomoc w tłumaczeniu, kiedy mam blokady. Ahhh moje ulubione słówko "when"...
Dobra już kończę paplać i idę oglądać Twoja Twarz Brzmi Znajomo. Enjoy!




Rozdział VII
Zgubiony i znaleziony

Anglia zrezygnował z samochodu na rzecz przejścia się piechotą, wiedząc, że tak właśnie postąpiłby Ameryka. Francja i Kanada wymienili za jego plecami zmieszane spojrzenia, mimo to podążyli za nim pieszo, zamiast skorzystać z samochodu Francji. Maszerowali tak przez chwilę, zanim Anglia nie zatrzymał się przy ścieżce wiodącej do lasu, znajdującego się tuż przy jego domu. Kraje za nim przystanęły kilka stóp dalej, kiedy spostrzegły, że rozmawia z powietrzem. Widząc ich zażenowane miny, Anglia wyjaśnił, że pytał wróżki, czy mogłyby przeszukać las.
Kontynuowali przechadzkę i wreszcie dotarli do Londynu. Anglia westchnął, przeczesał palcami włosy  i wkroczył do swojej stolicy. Miał wielką nadzieję, że znajdą Amerykę, zanim dostaną się do Londynu. Gdyby był w lesie, to wtedy wróżki szybko by go znalazły, ale jeśli był w mieście, to istniała dowolna liczba miejsc, w których Ameryka mógłby się schować. Anglia rzucił okiem za siebie i spostrzegł, że Francja i Kanada również byli zmartwieni widokiem miasta.
Anglia i pozostali zaglądali do każdej uliczki, którą mijali i ostatecznie postanowili się rozdzielić. Oszczędzą na czasie i mogą napisać do pozostałych, gdyby któryś coś znalazł. Gdy zaczęło padać, Anglia w myślach dziękował Bogu, że Ameryka wziął swoją kurtkę. Po kilku minutach otrzymał wiadomość, ale kiedy zobaczył, że to tylko Francja narzeka na deszcz, mruknął i wsunął telefon z powrotem do kieszeni. Resztę wiadomości od Francuza ignorował.


Kanada westchnął, gdy otrzymał kolejną dramatyczną wieść od swojego francuskiego kochanka. Szybko odpisał, a następnie włożył telefon do kieszeni. Spojrzał w jeszcze jedną uliczkę i już chciał odchodzić, kiedy coś usłyszał. Popędził w dół alejki i potknąwszy się, wydał z siebie cichy jęk. Zakrył dłońmi usta, żeby stłumić krzyk po ujrzeniu stopy wystającej zza śmietnika.
Powoli jego oczy przeniosły się z nagiej stopy na nogę odzianą w drelichowe spodnie, aż w końcu na charakterystyczną kurtkę przybysza. Okulary miał mokre, złotobrązowe włosy były przygładzone od deszczu, a oczy czerwone od płaczu, ale Kanada wiedział kto to. Szybko podczołgał się i delikatnie potrząsnął jego ramieniem.
- Ameryka. Wstawaj. – powiedział Kanada, swoim normalnym cichym głosem.
Burknął nie otrzymawszy odpowiedzi. Chwycił swój telefon i szybko napisał do Francji i Anglii, ale go już nie chował. Wszedł w folder z zapisaną muzyką, i wybrał ulubioną piosenkę Ameryki, podkręcając głośność do maksimum.
- Alfred! Wstawaj, ty leniwy głupku! – Kanada zdołał podnieść głos i brutalnie potrząsnąć ramieniem Amerykanina. Poczuł ulgę ujrzawszy, że użycie jego ludzkiego imienia zadziałało. Zdezorientowanie obecne w oczach Ameryki ustąpiło, gdy zobaczył Kanadę. Kanada uśmiechnął się po przebudzeniu brata, ale kiedy nie usłyszał żadnego słowa ściągnął brwi. Wstał i pomógł starszemu blondynowi wydostać się z uliczki. Zobaczywszy Francję i Anglię pomachał im i zignorował lekkie wzdrygnięcie Ameryki na widok zielonookiego kraju.


Anglia z trudem złapał powietrze, gdy zobaczył zaniedbany naród. Natychmiast podbiegł i zaczął wydziwiać z ciuchami Ameryki. Mamrotał do siebie, w jaki sposób Ameryka je pobrudził i jaki jest głupi, bo wyszedł bez butów. Zdawszy sobie sprawę z tego co robi, wściekle się zaczerwienił i odwrócił w stronę domu, lekceważąc głupawe uśmieszki Francji i Kanady. Rzucił okiem na Amerykanina, kolejny raz zwracając uwagę na jego nagie stopy, i zacisnął usta. Może lepiej by było, gdyby jednak mimo wszystko wziął swój samochód.
Cała czwórka zaczęła wracać do domu Anglii. Brytyjski naród co chwila oglądał się za siebie, zaniepokojony stanem Ameryki. Jego oczy znowu były bez wyrazu, ale tym razem była to bardziej osłona zakłopotania. Z jakiegoś powodu, Anglia wyobrażał to sobie, jako wątłą tarczę. Zastanawiał się, czy niebieskooki naród powróci do normalności.
Kiedy dotarli do domu, Anglia z żalem wyrzucił jedzenie, które wcześniej ugotował i zamiast tego pozwolił Francji i Kanadzie użyć swojej kuchni. Dwójka pracowała szybko i zrobiła dla nich dość późny lunch, którego przygotowanie zajęło trochę czasu. Co chwilę Anglia miał okazję usłyszeć cichy szept Francuza albo delikatny chichot Kanadyjczyka, co sprawiło, że westchnął z zazdrości. Nawet jeśli rozmawiali po francusku, Anglia rozumiał wystarczająco, by domyśleć się, że mówią sobie jak bardzo się kochają. Spojrzał na milczący kraj, siedzący obok niego, a następnie odwrócił wzrok, rumieniąc się lekko. Nie dostrzegł ani wzroku Ameryki na sobie, ani jego przewlekłego smutku w oczach.