I moją systematyczność szlag trafił. Jestem do tyłu z tłumaczeniem... Przepraaaszaaam, ale czułam się paskudnie i nie miałam na nic siły. Dlatego dzisiaj się rehabilituję i dodaję zaległy rozdział. Właściwie to i tak zapewne nikt tego nawet nie czyta, ale nadzieję mieć można. Ostatnio też coś nawiedza mnie wena do pisania. Tyle pomysłów - tak mało czasu. Może kiedyś wrzucę tu jakieś swoje dziadostwo? :D
Rozdział VI
Uczucia
Anglia obudził się tego ranka
bardziej wypoczęty niż zwykle. Powód był oczywisty. Ameryce się polepszało.
Plan Anglii polegający na poproszeniu innych krajów, by z nim porozmawiały,
przyniósł sukces. Teraz tylko musiał się zastanowić, kogo następnego zaprosić.
Anglia ubrał się i zszedł po
schodach do kuchni. Założył swój fartuch i zaczął przygotowywać bułeczki,
myśląc o tym, kto mógłby być kolejnym gościem Ameryki. Musiał to być ktoś mu
bliski, czyli sporo krajów wchodziło w grę, ale także ktoś, kto się o niego
troszczył. To od razu odrzuciło większość narodów. Ale w dalszym ciągu miał kilka osób, które
mogłyby się nadawać. Pierwszą, był Włochy. On i Ameryka wyglądali na takich, co
się nieźle dogadują i Anglia nawet słyszał jak Ameryka wspominał o małym Włochu
jako jego ‘Kumpel od Poszukiwania Atmosfery’. Następny w kolejce był Kanada. W
końcu byli rodzeństwem i Anglia był pewny, że cichy naród chciałby zobaczyć
swojego brata. Oczywiście to oznaczało także Francję, a jego akurat Anglia
naprawdę nie chciał zapraszać.
Anglia włożył bułeczki do
piekarnika i poszedł do pokoju Ameryki. Uśmiechnął się delikatnie na widok
spokojnie śpiącego Amerykanina zwiniętego pod kołdrą. Nagle rozległo się
pukanie do frontowych drzwi, co sprawiło, że Anglia podskoczył i uderzył się o
framugę. Przeklął cicho i ostatni raz rzucił okiem na śpiący naród, zanim
westchnął i odwrócił się. Po tym jak upewnił się, że Ameryka śpi, Anglia ruszył
do drzwi, żeby zobaczyć kto przyszedł. Spojrzał spode łba na Francję stojącego
u progu drzwi jego domu.
- Czego do cholery chcesz? –
zapytał Anglia, rzucając mu gniewne spojrzenie.
- Co za potworny sposób witania
gości. – oświadczył Francja prostolinijnie.
- Co masz na myśli mówiąc gośc.. –
Francja przystąpił na przód, pozwalając Anglii zobaczyć inny naród, o którym
właśnie przed chwilą myślał.
- Oh Kanada. Przepraszam, nie
wiedziałem, że tu jesteś.
- W porządku. Pozwolisz, że
wejdziemy? – Kanada uśmiechnął się miło, trzymając Kumajirou bezpiecznie w
swoich ramionach.
- Przypuszczam, że to byłoby w
porządku. – Anglia rzucił Francji piorunujące spojrzenie i cofnął się do
środka, otwierając szerzej drzwi.
- Merci, Anglettere! –
podziękował mu Francja i złapał Kanadę za rękę, pociągając go za sobą do
wnętrza domu.
Anglia podążył za Francuzem i
zarumienionym Kanadyjczykiem do mieszkania. Poszli do kuchni i Anglia zarzucił
na siebie swój fartuch, podczas gdy Francja oparł się o blat, a Kanada przysiadł
na wysepce na środku pomieszczenia. Anglia wyjął bułeczki z piekarnika i ułożył
na talerzu, który następnie postawił obok Francji. Kiedy wystygły, Francja
wziął jedną do ręki i zaczął ją badać, natomiast Kanada odrzucił zaoferowaną
herbatę i bułeczki. Anglia wrócił do kuchenki, aby zakończyć gotowanie.
- Wiesz, zastanawiam się jakie są
twoje prawdziwe intencje wobec Amerique, skoro to dla niego zrobiłeś. –
powiedział Francja i przerwał, gdy ujrzał pęczek włosów wystających z
korytarza.
- Wypchaj się żabojadzie. Czego
chcesz? – zapytał Anglia nie odwracając się i już czując, że jego ramienia
sztywnieją pod wpływem irytacji.
- Chciałem porozmawiać o naszym
drogim Amerique. – odparł Francja, kątem oka obserwując włosy Ameryki, kiedy
wychylał się zza rogu. – Albo raczej o twoich uczuciach w stosunku do niego.
- M-moich uczuciach?! – zapytał Anglia,
a Francja uśmiechnął się, gdy ten skierował na niego całą swoją uwagę.
- Oui. To było dość oczywiste,
wnioskując po tym, jak się o niego martwisz. Rozmawiałem o tym z Kanadą. Jesteś
zakochany w chłopaku, non? – Francja skrzyżował ręce na piersi, mówiąc
całkowicie poważnie.
- Zakochany w nim? Czy te
pieprzone perfumy, których używasz w końcu przyćmiły ci mózg? –zwrócił się do
Francji, który w dalszym ciągu się uśmiechał, zauważając przy tym rumieniec na twarzy
Anglii.
- Nie próbuj tego ukrywać,
Anglettere. Jeśli nie jesteś w nim zakochany, to dlaczego tak się trudzisz,
żeby mu pomóc? – Francja na powrót oparł się o blat.
- To nie dlatego, że jestem w nim
zakochany, zapewniam cię. – Anglia odwrócił się tyłem, wciąż zaczerwieniony. – O
tak czuję się odpowiedzialny. Nie byłem dla niego najżyczliwszą osobą. Po
prostu biorę odpowiedzialność za swoje czyny.
- Więc dlaczego jesteś tak bardzo
zarumieniony, eh? – zapytał Kanada, zaskakując oba europejskie państwa.
- T-to przez żar z piekarnika! –
powiedział Anglia, zawstydzając się jeszcze bardziej.
- Nie stałeś przy piekarniku
dostatecznie długo, żeby być tak czerwonym. – wytknął Kanada.
Anglia zamilknął na moment i
obserwował garnek na kuchence, zastanawiając się nad wymówką. Francja zauważył,
że Ameryki już tam nie było, ale odwrócił się do Kanady, puszczając mu
gratulacyjne oczko, które sprawiło, że ten się potwornie zaczerwienił.
- N-nawet jeśli, to co? Kretyni,
macie z tym jakiś problem? – spytał Anglia, jego rumieniec doszedł już do uszu.
- Non! Możesz kochać Amerique tak
mocno jak chcesz. Prawda, Kanada? – Francja mrugnął do niego porozumiewawczo.
- O-oczywiście. Tak się właśnie
zastanawiałem, gdzie jest Ameryka? – Kanada przechylił głowę, tak jak robił to
Ameryka, kiedy o coś pytał.
- Prawdopodobnie jeszcze śpi. –
odparł Anglia, zdejmując fartuch. – Pójdę po niego.
Wyszedł z kuchni, zostawiając
Francję i Kanadę samych. Podczas gdy Kanada obserwował Anglię wychodzącego z
kuchni, Francja ustał za nim i oplótł jego ramiona rękami. Kanada lekko
podskoczył, ponownie się rumieniąc.
- Dobra robota, mon cher. Będę
musiał cię wynagrodzić, kiedy będziemy w domu, non? – szepnął mu Francja do
ucha, zanim je pocałował.
- F-Francjo. Zostaw to na potem. –
powiedział Kanada, odpychając go.
Francja wydął wargi, ale wrócił
na swoje miejsce przy blacie. Kilka minut później Anglia wrócił do kuchni.
Kanada wstał, żeby spytać gdzie jego brat, ale zatrzymał się, kiedy zobaczył
jego rozbite spojrzenie. Francja zmarszczył brwi i podszedł do Anglii, kładąc
mu rękę na ramieniu.
- Co się stało, mon ami? –
zapytał czując, że chyba wie co się stało.
- A-Ameryka… Nie ma go w pokoju…
I-i jego kurtka zniknęła. – powiedział im Anglia dziwnie pozbawionym emocji
głosem, patrząc w podłogę.
Kanada spojrzał z wielkimi oczami
na Francję, który westchnął.
- Ah… Przypuszczałem, że to nie
będzie najlepszy pomysł, żeby pozwolić mu podsłuchiwać naszą rozmowę. – dumał
Francja.
- Ty co?! Co jest z tobą do
cholery nie tak?! Co sprawiło, że uważałeś to za dobry pomysł? – Anglia złapał
Francję za szalik, który zwykle nosił, kiedy ubierał się nieformalnie, i
pociągnął go w dół, żeby się z nim zrównać.
- Pomyślałem, że jeśli usłyszy o
twoich prawdziwych uczuciach natychmiast mu się polepszy! Przypuszczam, że nie
wysłuchał do końca. – odpowiedział.
- Uh… Nie wydaję mi się, żeby to
aż tak zadziałało, ale… Gdyby to usłyszał, to rzeczywiście mogłoby mu pomóc. –
zauważył Kanada.
- Nieważne. Musimy go znaleźć. –
westchnął Anglia, przeczesując palcami swoje włosy.
Wyszedł z pokoju, żeby
przygotować się do wyjścia. Francja i Kanada wymienili się zaniepokojonymi
spojrzeniami. Oboje wiedzieli, że to mogło się skończyć bardzo źle. Jeżeli go
nie znajdą, to wszystko mogłoby się stać z jego krajem, ale jeśli go znajdą, nie
mieliby nawet pojęcia, co z nim jest. Może wyglądać jak wtedy, gdy znalazł go
Anglia albo przestanie być taki przywiązany do Anglika, w momencie, w którym
zobaczyłby jego twarz. Tak czy siak, nie mogli go zostawić i po usłyszeniu
krzyku Anglii, żeby się pośpieszyli, Francja i Kanada dołączyli do niego w poszukiwaniach
Ameryki.