Wiem, wiem, miałam wstawić go wcześniej. Możecie mnie później zlinczować.
Rozdział IV
Złamany, ale Uzdrowiony
Anglia podjechał samochodem pod
dom. Zatrzymał się i spojrzał na piętro budynku. Był podekscytowany, ale i
lekko zaniepokojony. Jeżeli jego pomysł zadziała, to Ameryka poczuje się
lepiej. Ale to także może poskutkować tym, że przypadkiem cofną z tym co
dotychczas osiągnęli. Japonia położył mu dłoń na ramieniu, dając mu do
zrozumienia, że go wpiera i kiwnął głową, prowadząc go do domu.
- Ameryko! Wróciłem! Jadłeś
lunch? – zapytał Anglia, przekraczając próg frontowych drzwi.
Zdjął buty, marynarkę i schował
je do szafki. Usłyszał ciche skrzypienie desek i spojrzał w górę w samą porę,
żeby zauważyć jak Japonia podskakuje przez nagłe pojawienie się Ameryki w
drzwiach do salonu. Skinął głową w stronę Japonii, który odwzajemnił gest i
poszedł do pokoju. Anglia uśmiechnął się łagodnie do Ameryki i wreszcie młodszy
naród podążył za Japonią do innego pomieszczenia. Anglia westchnął i powędrował
do kuchni.
Otworzył lodówkę i zmarszczył brwi,
kiedy zauważył, że jedzenie, które zostawił na lunch, cały czas tam było. Poszedł
jeszcze na chwilę do salonu i przystał w drzwiach, żeby powiedzieć Japonii i
Ameryce, że zamierza ugotować coś do jedzenia. Chciał posłuchać o czym rozmawiają,
ale wiedział że powinien dać im trochę czasu. Amerykanin musiał skupić się też
na innych, nawet jeśli przez to mała szpileczka wbijała się w serce Anglii.
__________________________________________________________________
Ameryka zerknął jeszcze na
uśmiech Anglii, zanim wydał z siebie ledwo zauważalne westchnięcie. Obrócił się
na pięcie i podążył za Japonią do
salonu, zajmując miejsce na kanapie, naprzeciwko niego. Ameryka spojrzał na
starszy kraj. Jego obecność sprawiała, że ciemność się cofała, ale nie było to
tak efektywne, jak wtedy, gdy przebywał z Anglią. Mimo, że to słowa Anglii dały
moc ciemności, która pochłaniała Amerykę, to i tak był jedyną osobą, która
potrafiła najbardziej ją odpychać.
- Kon’nichiwa, Ameryko-san. –
Powitał go Japonia ze swoim naturalnie życzliwym uśmiechem.
Ameryka milczał, nie odwracając
wzroku. Dlaczego on tu był? Nie potrzebował Ameryki, więc dlaczego się o niego
troszczy? Żaden kraj nie przejmuje się kimś, kto nie jest potrzebny.
- Anglia-san poprosił mnie, abym
przyszedł i pomógł ci poczuć się lepiej. – Japonia sięgnął dłonią do torby i
wyciągnął z niej kilka przedmiotów. – Mam parę nowych gier, które wyszły, kiedy
cię nie było. Dwie to horrory, a trzecia to strzelanka z perspektywy pierwszej
osoby.
Wyciągnął pudełka i położył je
sobie na kolanach. Ameryka rzucił na nie okiem. Tytuły były w całości po
japońsku, ale obrazki z przodu podpowiadały jaka jest ich tematyka.
- Strzelanka jest o kosmitach.
Pomyślałem, że może ci się spodobać. – Zaśmiał się cicho, wyobrażając sobie,
jak kiedyś Ameryka ucieszyłby się z gry o obcych z kosmosu.
Japonia kontynuował monolog,
ignorując pusty wzrok Ameryki. Ale w dalszym ciągu Ameryka mógł stwierdzić, że
jego przyjaciel był zakłopotany. Zaczął uważać dopiero wtedy, gdy Japonia
ponownie sięgnął do torby. Starszy kraj mówił teraz o ostatnich odcinkach
anime, które oglądał. Wyciągnął aparat fotograficzny i przekręcił tak, żeby
Ameryka mógł widzieć.
- Tu jest kilka cosplay’ów, które
ludzie przygotowali na konwent. Zdumiewające, prawda? – spytał, przewijając
kolejne fotografie.
Ameryka musiał przyznać, że to
było rzeczywiście niezwykłe. Cosplay był prawie idealny i na dodatek z anime,
które lubił. Sam zawsze miał zamiar zrobić taki cosplay, ale postać za którą
chciał się przebrać była w stosunku do niego za niska. Mimo zdumienia, Ameryka
nie potrafił się uśmiechnąć. To po prostu nie wpłynęło na niego tak, jak
zrobiłoby to dawniej. Nagle rozległ się dźwięk małego wybuchu i kaszlu,
symbolizujący, że Anglia właśnie skończył gotować.
- Cóż, sądzę, że powinienem już
iść. Miło było cię zobaczyć Ameryko-san. – Japonia wstał i ukłonił się lekko,
zanim wyszedł na korytarz.
Ameryka usłyszał, jak ten wpadł
na Anglię w holu. Rozmawiali chwilę, po czym Anglia wkroczył do salonu,
wyrażając ubolewanie, że Japonia musiał ich opuścić. Postawił przed Ameryką
talerz z jakąś sczerniałą rzeczą, która chyba kiedyś była jedzeniem. Ameryka
przerzucał wzrok pomiędzy naczyniem a Anglią, zanim wyrównał spojrzenie z
niższym państwem, prawie jakby pytał czy naprawdę musi to zjeść. Gdy Anglia
podparł ręce na biodrach, a jego wzrok stwardniał, Ameryka westchnął cicho i
zabrał się za jedzenie.
Reszta dnia minęła prawie w
całości normalnie. Ameryka wysłał Anglii to samo spojrzenie podczas obiadu. I
nawet jeśli starszy kraj udawał poirytowanie, to Ameryka z łatwością mógł
dostrzec uśmiech w kącikach jego ust. Dopiero wieczorem ta rutyna została
przerwana. Po tym jak Anglia go przebrał i położył w łóżku, Ameryka złapał
swojego byłego opiekuna za nadgarstek, powstrzymując go tym samym od odejścia.
Anglia odwrócił się z widoczną troską na twarzy, która wkrótce ustąpiła miejsca
innym emocjom.
Ameryka pociągnął go lekko za rękę,
oczekując od niego pocałunku w czoło tak, jak tamtej nocy. Wiedział, że Anglia
domyśla się czego chce, bo jego twarz przybrała odcień głębokiego bordo, a w
jego spojrzeniu mieszało się zaskoczenie, ulga i skrępowanie. Na twarzy Ameryki
także pojawił się jasny rumieniec, ale mimo tego dalej uparcie ciągnął
nadgarstek Anglii, zdeterminowany, żeby dostać to czego chce. Po chwili Anglia
westchnął i zrobił krok w przód. Pochylając się, złożył delikatny pocałunek na
czole Ameryki, zanim cicho życzył mu słodkich snów i pośpiesznie wyszedł z
sypialni. Ameryka uśmiechnął się do siebie i skulił pod kołdrą, zapadając w
spokojny sen.
Krótki rozdział. Bardzo. I właściwie nic takiego się nie dzieje. W następnym będzie już coś ciekawszego. Mogę zdradzić, że do akcji wkroczy braciszek Francja.
Mam wrażenie, że czasami podczas tłumaczenia coś mi odwala. Wczoraj, sprawdzając błędy, wyłapałam jeden dość zabawny. Zamiast "zmarszczył brwi" napisałam "zmarszczył drzwi". Nie wiem w ogóle jakim cudem, ale miałam niezły ubaw jak to przeczytałam xD