Kolejny rozdział - akcja się rozwija, cóż więcej pisać. Chyba tylko mogę życzyć przyjemnego czytania :D
Rozdział III
Złamany, ale
Chciany
Anglia zapiął guziki marynarki i
poprawił krawat. Spojrzał w lustro i po nieudanej próbie ułożenia włosów postanowił zostawić je w spokoju. Obrócił się, złapał swoją walizkę i upewnił
się, że ma wszystko czego potrzebuje, zanim zszedł po schodach. Postawił ją
przy drzwiach i chwycił klucze, wkładając je do kieszeni. Poszedł w stronę
kuchni i zawahał się, nim wkroczył do środka.
Raz jeszcze, Ameryka siedział
cicho przy stole. Anglia zastanawiał się jakim cudem Ameryka wstał tak wcześnie
bez pomocy budzika. Gdyby wstawał tak regularnie, Anglia nie byłby tak bardzo
poirytowany, widząc jak spóźnia się na prawie każde spotkanie. Starszy naród
wyjął kilka rzeczy z lodówki i włożył je do mikrofali, wciskając guzik, żeby je
podgrzać. W końcu westchnął i skierował się w stronę Ameryki.
- Dzień dobry, Ameryko. –
Powiedział Anglia, trochę bardziej formalnie niż zwykle. Nie zauważył, że ten
lekko się skrzywił. – Dzisiaj jest światowa konferencja. Masz zamiar przyjść?
Tym razem Anglia dostrzegł jego
reakcję na swoje słowa. Ręce i szczęka Ameryki napięły się, a w jego oczach niemal
pojawiła się panika. Począł zaciekle potrząsać głową, a jego ciało zaczęło się
trząść. Anglia pośpieszył do młodszego narodu, ale zanim zdążył dobiec, ten już
się uspokoił. Anglia ukląkł przed nim i przekręcił jego głowę tak, aby Ameryka
patrzył na niego. Odgarnął mu włosy z twarzy i uświadomił sobie, że Ameryka wciąż
był napięty, pomimo braku emocji w jego oczach.
- Już dobrze, kochany, w
porządku. Nie musisz iść. Nic się nie stanie, jeśli tu zostaniesz. – Powiedział
Anglia spokojnym tonem, przeczesując jego włosy palcami.
Z ulgą zauważył, że Ameryka
wyraźnie się rozluźnił. Anglia zdjął jego dłonie z kolan i spojrzał na nie.
Były tak zaciśnięte, że zostawiały ślady na wewnętrznej części. Anglia
delikatnie wodził palcami po skórze, a następnie westchnął lekko i podszedł się
do brzęczącej mikrofali. Wyciągnął jedzenie ze środka i postawił przed Ameryką,
gładząc jego głowę, zanim opuścił pokój. Złapał walizkę, oszczędzając ostatnie
spojrzenie na nieruchomy naród, i wyszedł.
Anglia zamknął drzwi i poszedł w
stronę samochodu, myśląc o Ameryce. Po
tym jakże niezręcznym wczorajszym śniadaniu, zaprowadził Amerykanina do salonu
i zostawił go tam samego, dopóki nie przyszedł czas na kolejny posiłek. Anglia
wiedział, że to było dość okrutne. Kiedy byli w domu Ameryki, zostawał z nim
tak długo jak to było możliwe, chaotycznie mówiąc o czymś, co chodziło mu
akurat po głowie, a nawet czytając mu głośno. Wczoraj ledwo powiedział do niego
coś więcej, niż kilka zdań w jednej chwili.
Wiedział dlaczego. To przez
pocałunek. Nie żeby można to było w ogóle
nazwać pocałunkiem, pomyślał Anglia, wjeżdżając na parking, wokół którego
znajdowało się wiele budynków, między innymi ten, w którym miało się odbyć
spotkanie. Potrząsnął głową i wyszedł z auta, przygotowując się na pytania, na
które będzie zobowiązany odpowiedzieć. Pognał do środka, a kiedy dotarł do
windy przycisnął odpowiedni guzik. Uśmiechnął się zwycięsko do czasu, gdy zdał
sobie sprawę kto jeszcze był w środku. Żałował, że to przegapił.
- Bonjour, Anglettere! Widzę, że
wyglądasz okropnie jak zawsze. – Powitał go Francja.
- Zamknij się żabo, jeżeli nie
chcesz żebym wyrwał ci ten ohydny język i wpakował go do twojego gardła. –
Warknął Anglia.
- Mój język nie jest ohydny! To
język miłości~! – żachnął się Francja i zadarł nos do góry.
- Jest ohydny. Nie tylko sprawia,
że rzyga się tym gównem, który nazywasz językiem, ale też haniebnie zniekształca
angielski! – Anglia prawie krzyknął.
Zostaw na później swój zły humor.
– Anglia burknął. – Umieram z ciekawości. Co słychać u naszego kochanego
Amerique?
Francja zdziwił się, kiedy twarz
Anglii nagle przybrała poważny wyraz. Samozwańczy dżentelmen westchnął
nieznacznie, obserwując podłogę.
- Anglettere? – Zapytał
troskliwie Francja, pochylając się lekko w jego stronę.
- … Ja… Powiem ci podczas
spotkania, tak jak pozostałym. – Powiedział Anglia, nie patrząc mu w oczy.
Francja zmrużył oczy i
wyprostował się. Teraz był nawet bardziej zaniepokojony. Czy coś stało się z
Amerykaninem? Albo Anglia chce podzielić się dobrymi nowinami ze wszystkimi w
tym samym czasie? Sądząc po ponurej minie Anglii i braku obecności Ameryki,
Francja domyślił się, że to nie były dobre wieści.
Francja przemilczał resztę jazdy
windą w górę, za co Anglia był mu ogromnie wdzięczny. Musiał ułożyć sobie w
głowie plan, jak zamierza wyjaśnić wszystkim stan Ameryki. Oczywiście byłoby
łatwiej, gdyby wiedział jaki jest jego stan. Nie miał pojęcia jak wytłumaczyć ,
co się stało. Poza tym, jeżeli wytłumaczy to w zły sposób, któryś z krajów może
próbować z tego skorzystać.
Nagle winda zaalarmowała dotarcie
na miejsce, wytrącając go z myśli. Wyszedł razem z Francją, obaj pogrążeni w
ciszy szli w kierunku sali konferencyjnej. W środku było gwarno jak zwykle, ale
wszyscy ucichli, widząc wkraczających Anglię i Francję, którzy o dziwo ze sobą
nie walczyli. Anglia usiadł na swoim miejscu i zacisnął obie dłonie razem,
opierając łokcie na stole i brodę na rękach, głęboko zamyślony. Francja spoczął
tam gdzie zwykle, naprzeciwko Anglii, obserwując zielonooki naród zadumanym
wzrokiem. Podczas gdy Anglia myślał, zjawiła
się reszta krajów i wreszcie można było rozpocząć spotkanie.
- Dobrze, widzę, że wszyscy tu
są, więc możemy zaczynać. – Powiedział Anglia, uprzednio wstając i pełniąc
obowiązek gospodarza. – Czy są jakieś pytania zanim rozpoczniemy?
- Ja mam jedno. – Wszystkie kraje
zwróciły się w stronę mówiącego, zaskoczeni widząc Kanadę niemal groźnie
obserwującego Anglię. – Gdzie jest mój brat? Zobowiązałeś się do sprawdzenia co
z nim, prawda? Więc dlaczego dotychczas nie usłyszeliśmy ani słowa na jego
temat?
Anglia westchnął na to pytanie.
Jak można było się domyślić, w pomieszczeniu szybko zapanował chaos, wiele krajów
powtarzało pytanie Kanady, inni mieli swoje własne. Anglia przebiegł palcami po
włosach, próbując uporządkować wszystkie głosy.
- Wystarczy! – krzyknął Niemcy, uciszając
tym samym zebranych.
- Nie musicie się martwić.
Właśnie rozmawiałem z Anglettere o tym i obiecał, że powie nam o naszym drogim
Amerique. – Powiedział Francja, odchylając się do tyłu na fotelu, i uśmiechnął
się.
- Tak, więc… - Anglia kaszlnął,
oczyszczając gardło, podczas gdy inne narody zwróciły się w jego stronę z
oczekującym spojrzeniem. – Szczerze mówiąc, nie jestem do końca pewny co jest z
nim nie tak. Wygląda jakby… się poddał, w jakiś sposób. Nie mówi i nic nie
robi, naprawdę, przynajmniej je bez wszczynania walki.
- I skąd ty to wiesz, aru? –
Zapytał Chiny, marszcząc brwi.
- Oh, um… Opiekuję się nim. – Z
jakiegoś powodu znowu przypomniał mu się pocałunek w czoło, przez który
zaczerwienił się.
Niestety, Francja wyglądał jakby
to dostrzegł.
- Nie mów mi, że wyzyskujesz na
nim, kiedy jest w potrzebie, Anglettere? – Zapytał, uśmiechając się głupawo.
- Co- Oczywiście, że nie! Co ty
do cholery sobie myślisz?! – Zająknął się Anglia, patrząc na francuski naród.
Po tym, spotkanie zostało
kontynuowane, aczkolwiek każdy był trochę stłumiony. Na koniec wszyscy byli
zaskoczeni, jak wiele zostało zrobione. Wyglądało na to, że są o wiele bardziej
wydajni bez infantylnego Ameryki, który zwykle był powodem niezgody. Czyżby
słowa Ameryki o tym, że był niepotrzebny, były prawdą? Anglia zmarszczył brwi z
konsternacją, myśląc nad tym.
- Nawet jeśli na spotkaniach
efektywniej pracujemy bez niego, to i tak wszyscy w dalszym ciągu chcą, żeby
wrócił. – powiedział nagle Japonia, zachodząc go.
- C-co? – Anglia zamarł, niepewny
czy zrozumiał.
- Nie jesteś jedynym, który
martwi się o Amerykę-san. Każdy z nas ma nadzieję, że wkrótce jego stan się
poprawi. – Japonia uśmiechnął się do niego życzliwie, a Anglia odnalazł się w
sobie i odwzajemnił uśmiech.
Ameryka może nie był potrzebny,
ale zdecydowanie był chciany. Zawsze wnosił sobą coś odmiennego, nawet kiedy podróżował do innych państw.
Nagle Anglia oniemiał, mrużąc oczy. W swojej głowie widział Amerykę patrzącego
przez okno, widział moment, gdy go przytulał i przypomniał sobie jego zdziwione
spojrzenie, gdy pocałował jego czoło. Czyżby to była odpowiedź?
- Japonio! Chciałbym żebyś wpadł
do mojego domu! – powiedział nagle Anglia, łapiąc jego dłonie.
- N-nani? – odparł Japonia, lekko
się czerwieniąc.
W odpowiedzi, Anglia zaprowadził
japoński naród w stronę samochodu. Kiedy byli już w środku, zaczął mu mówić o
swojej teorii. Po usłyszeniu całej historii, Japonia się z nim zgodził. Anglia szybko
opuścił parking i pojechał prosto do domu tak szybko, jak pozwalały na to
przepisy. To było to. Naprawi go.
Chyba nie muszę tłumaczyć słów Angleterre i Amerique? Mam nadzieję, że jakichś rażących błędów nie ma.
Następny rozdział jest dosyć krótki, więc może wstawię go trochę wcześniej, o ile się wyrobie z tłumaczeniem, bo nauki coraz więcej ;_;
Chociaż w sumie...zawsze można tłumaczyć rozdział na religii xD
Tłumaczenie na religii zawsze spoko. :D
OdpowiedzUsuńRozdział fajniejszy niż zwykle, bo Francjaa ^ Czy to normalne z mojej strony, że liczę na wątki FrUk'a w UsUk'u? ;p
x
Niestety Cię zawiodę i z góry zaspoileruję, że nie będzie żadnych Fruk'owych(dlaczego mi to robisz!?!?)podtekstów ani nic. 100% USUK.
UsuńTak religia najlepsza do tłumaczenia FF :D
W takim razie, z Twoim zapałem do tłumaczenia liczę na jakiegoś skromnego, maksymalnie na dziesięć rozdziałów FrUk'a. Dziękuję za uwagę ;p
Usuń