środa, 28 maja 2014

1000 wyświetleń bloga!

       No i doszliśmy do magicznej liczby 1000 wyświetleń. Z tej okazji mam dla was niespodziankę, czyli drabble (trochę dłuższy niż normalne drabble, ale to chyba lepiej?), który został napisany dla mnie przez Ljlo :D Męczyłam ją o napisanie mi UsUka przez hmm dość długi czas i w końcu się doczekałam! A że jest dość zabawny i uzyskałam zgodę na opublikowanie (yay!) to dlaczego miałabym się nie podzielić?


Tytułu brak


- Arthur, proszę cię, wyjmij go.
- Nie.
- Wyjmij. - tonowi głosu Ameryki naprawdę daleko było do uprzejmości.
Źle, przebiegło mu przez myśl dokładnie w tej samej chwili, w której ponownie usłyszał taką samą odpowiedź. Anglia naprawdę nie lubił rozkazów i faktem oczywistym było to, że nie ma najmniejszego zamiaru go wykonać. Musiał spróbować jeszcze raz, ale w zupełnie inny sposób.
- Arthur... - zaczął łagodniej. - Zaglądałeś do wnętrza? Może naprawdę już czas go wyciągnąć...
- Jeszcze nie.
Jego westchnięcie przeszyło na moment ciszę, jaka zapadła po ostatniej odpowiedzi. Pieprzony uparciuch, przeszło mu przez myśl, wciąż odstawiał przy swoim. Zamiast kierować się jego wskazówkami (przecież, na Boga, był bardziej doświadczony i, nie tylko swoim skromnym zdaniem, ale i większości państw, uzdolnionym w tej dziedzinie!), wciąż obstawiał przy swoim.
Milczenie jednak wzmogło w Ameryce irytację, po czym huknął.
- Wyciągaj go! Już!
- Nie!
- W tej chwili go wyciągnij!
- Nie!
Och, nie, tego było już dla niego za wiele. Był na tyle zdeterminowany, żeby zrobić to samemu wbrew woli inicjatora gołymi rękoma. Byłoby to zdecydowanie pochopne i niezbyt roztropne posunięcie, o czym oboje doskonale wiedzieli.
- Na co czekasz, Alfredzie? - miał niemal stuprocentową pewność, że jego rozmówca uśmiecha się ironicznie, zadając te niewinne pytanie. - Nie wyciągasz go?
- Apeluję do ciebie po raz kolejny i ostatni, że już dawno spokojnie doszedł i przetrzymując go tam, przedobrzysz i wystawisz nas na pośmiewisko przy gościach, którzy pewnie już są w drodze. - powiedział ostro na jednym wdechu.
- Nie teraz. - odmruknął zirytowany. - I siedź spokojnie, bo mnie rozpraszasz tym swoim ciągłym gadaniem.
Kolejne westchnięcie. I następne. Dziesiąte.
- Czujesz to?
- Czuję, ale ze względu na kulturę i przyzwyczajenie ignoruję twoje wietrzne problemy, kiedy jesteśmy sam na sam. Tak, teraz powinieneś przeprosić.
- Co? To nie ja! - Ameryka oburzył się. - To on tak śmierdzi, bo go przetrzymujesz od ponad kwadransu! Wyjmij go w końcu!
Anglia nie skapitulował tak łatwo, ale z każdą sekundą nieprzyjemny zapach utwierdzał go w przekonaniu, że faktycznie coś jest nie tak. Wciągnął więc na swoje dłonie rękawiczki, zignorował groźne łypnięcie wzrokiem, kiedy rozległo się pukanie do drzwi, po czym przerzucił powoli wzrok w dół.
***
- No, czekam. - stwierdził z wyraźnym niezadowoleniem Anglia, opierając się o framugę drzwi i krzyżując ręce na piersi. - Nasłuchałem się przez cały wieczór idiotycznych żartów żabojada z tego powodu, więc twoje "a nie mówiłem" nie zrobi mi żadnej różnicy.
- A nie mówiłem? - spytał z mimowolnym uśmiechem, który wpełzł na jego usta Ameryka, po czym jego rozmówca pokiwał z dezaprobatą głową. - Miałem rację, Arthur. Znowu. Przyzwyczaiłem się, że w tej kwestii jesteś antytalentem.
Wzruszył ramionami.
- Następnym razem, wyjmę tego cholernego ptaka szybciej.
- Nie, Arthurze. W następne święto dziękczynienia zaproszę cię pod warunkiem, że nie będziesz miał ani styczności z indykiem, ani - tym bardziej - z moim piekarnikiem. Jak twoja ręka?






Oczywiście, że chodziło o indyka wy zboczuchy!!! Myśleliście, że o co innego? Swoją drogą, uwielbiam takie podchwytliwe ff. Myślisz sobie "ooo będzie się działo", a tu klapa - w rzeczywistości to tylko zwyczajnie opko z podtekstami, które robi z ciebie zboczonego dupka xD

piątek, 23 maja 2014

BROKEN Rozdział X Part 1

Dobra to dzisiaj sobie trochę popiszę. Gdy zakładałam tego bloga, postanowiłam sobie, że nie będę spamować na cudzych blogach ani zmuszać czytelników do komentowania (coś w stylu: "przeczytałeś/aś - zostaw komentarz"), bo zawsze osobiście mnie to denerwowało i pewnie nie tylko mnie, więc uznałam, że jest mi obojętnie czy ktoś komentuje czy nie. Sama również przy czytaniu fan fiction nie zawsze komentuje, bo po prostu mi się nie chce (jak ma się 112 opowiadań w follow to nie ma się co dziwić). Ale! Pewna osoba ostatnio dała mi do zrozumienia, jak wielką moc mają komentarze i jakiego dają kopa. Po prostu nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że jeden komentarz napisany nie z przymusu, ale z własnej inicjatywy sprawia, że człowiek od razu czuje się doceniany i ma chęć na dalszą pracę. A jak człowiek otrzymuje komentarz na o la Boga! 25 linijek (mam nadzieję, że dobrze policzyłam i się nie zbłaźniłam) to już w ogóle euforia, jakby wygrał 5 mln w totka xD Tak więc drogi Anonimku: dziękuję Ci za odpędzenie mojej "translatorskiej blokady" i jestem pewna, że gdy w przyszłości znów mnie nawiedzi, to po prostu przeczytam po raz setny Twój komentarz :D Oczywiście pamiętam także o reszcie komentarzy i nawet jeśli nie jest ich dużo (albo są od przyjaciół xD), to zawsze miło się je czyta. 
Podsumowując, zaczynam komentować każdy ff, który przeczytam. Trochę mi to zajmie, biorąc pod uwagę ich liczbę i to, że wszystkie są po angielsku.... Eh, no ale wakacje za pasem, będzie co robić!!
Tymczasem ENJOY READING!!! 



Rozdział X 
Part 1


Naprawiony


Kanada z jękiem oparł się na fotelu i obiema dłońmi zaczesał włosy do tyłu. Szczerze mówiąc, nie spodziewał się, że opieka nad Ameryką będzie taka ciężka. Anglii wychodziło to bezproblemowo. Kanada uśmiechnął się smutno. Anglia opiekował się nimi, gdy byli mali, więc to nie było niespodzianką, że tak dobrze sobie radził.
Mimo wszystko, było to absolutnie wyczerpujące. Musiał go budzić, ubierać, zaprowadzać do stołu i praktycznie zmuszać do jedzenia. Następnie musiał mieć go na oku przez cały dzień, w przeciwnym razie Ameryka nie robiłby zupełnie nic. To i tak były błahostki w przeciwieństwie do jego koszmarów. Kanada wiedział o nich wcześniej, ale nie spodziewał się, że są aż tak nieznośne. Przerażone krzyki Ameryki budziły Kanadę i Francję prawie każdej nocy, a sam Ameryka odmówił rozmowy na ten temat.
To wszystko sprawiało, że miał czas dopiero, gdy kładł Amerykę do łóżka i wówczas zabierał się do pracy spoglądając na notatki z cichym jęknięciem. Ameryka przebywał tu niemal miesiąc, a stosik papierów nareszcie powoli stawał się coraz mniejszy. Kanada westchnął, złapał kolejną kartkę i pisał coś w miejscach, gdzie było to konieczne. Wiedział, że każdy arkusz jest ważny, ale nie mógł nic na to poradzić, że miał chęć wyrzucenia ich wszystkich. W każdym razie, był skupiony tak bardzo, że nie zauważył nawet, kiedy Francja wszedł do pokoju.
Francja także się martwił, ale z innego powodu. Po prostu spodziewał się wizyty Anglii. Wiedział, że Anglik czuł się winny z powodu swojego roztargnionego zachowania podczas ostatniej konferencji, ale widać to nie wystarczyło, żeby przyjechał.  Francja wiedział, że Arthur jest uparty, ale nie miał pojęcia, że aż tak. Westchnął i potrząsnął głową, zachodząc Kanadę od tyłu.
- Mon amour, jest już późno. Chodź do łóżka. – rzekł delikatnie Francja, kładąc ręce na spiętych ramionach młodszego kraju i łagodnie je masując.
- Przyjdę za minutkę. Muszę tylko uzupełnić kilka dokumentów. – odpowiedział Kanada, opierając się pod wpływem jego dotyku.
- Mówiłeś to godzinę temu, Matthieu. – Francja przestał masować, ale zostawił ręce na jego barkach.
- Wiem. Przepraszam Francis, ale naprawdę muszę to skończyć. – Kanada nie spojrzał na niego, gdy mówił. Zamiast tego skupił wzrok na swojej pracy.
Nagle świat się przechylił i Kanada lekko jęknął, dostrzegłszy, że znajduje się w ramionach Francji. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Francja pocałował go i szybko udał się prosto do sypialni. Kanada westchnął, ale pozwolił Francji się nieść. Kiedy został postawiony na ziemi, odepchnął kolejny pocałunek i podszedł do komody po piżamę. Odwrócił się i zobaczył rozczarowanego Francję robiącego kapryśną minę, która zmieniła się w triumfalny uśmiech, gdy Kanada wślizgnął się do łóżka i dał Francisowi znak, żeby dołączył.
Kilka godzin później Francja obudził się, zdziwiony, że nie przyczynił się do tego krzyk Ameryki a dzwoniący telefon. Wstał z łóżka, pogłaskał Kanadę po głowie i wyszedł na korytarz. Szybko sprawdził co z Ameryką, którego twarz była wykrzywiona z powodu koszmaru, i westchnął zanim przyłożył słuchawkę do ucha.
- Bonjour? – zapytał zmęczony.
Po drugiej stronie przez chwilę panowała cisza, a następnie usłyszał głos – Lepiej żebyś nie powodem, przez który Kanada całą noc nie zmrużył oka, żabojadzie. On potrzebuje snu.
Francja szeroko się uśmiechnął.
- Ah, Anglettere. W końcu postanowiłeś zaszczycić nas swoją obecnością. W pewnym sensie. – odparł sarkastycznie Francja.
Mógł usłyszeć jak Anglia bierze wdech, prawdopodobnie przygotowując się, żeby na niego nakrzyczeć, ale przerwały mu przerażone krzyki Ameryki rozbrzmiewające w całym domu.
- Co to jest do cholery? – zapytał natychmiast Anglia.
- Momencik, sil’vous plait. – odpowiedział Francja.
Przycisnął telefon do klatki piersiowej, żeby stłumić hałas i napotkał zmęczonego Kanadę przy drzwiach od pokoju Ameryki. Z miejsca, w którym stał, mógł dostrzec jak chłopak krzycząc, niespokojnie porusza się na łóżku.
- Kto dzwoni? – spytał Kanada, ledwo będąc w stanie usłyszeć rozzłoszczony głos przebijający się ponad krzyk Ameryki.
- A któżby inny jak nie nasz drogi Anglettere? – odpowiedział pytaniem na pytanie Francja.
- Oh. W takim razie zajmę się Ameryką, a ty z nim pogadaj. – powiedział Kanada, wchodząc do pokoju.
Francja obserwował chwilę, zanim oddalił się od pomieszczenia.
- Co się dzieje z Ameryką? – dopytywał się Anglia, gdy tylko Francja mógł go w końcu usłyszeć.
- Oh? Chcesz wiedzieć? – Francja oparł się o ścianę.
- Oczywiście. Myślisz, że niby dlaczego pytam? – odparł Anglia ze złością.
- Ah, ale nie utrzymywałeś z nami kontaktu odkąd wyjechaliśmy, mon ami. – powiedział Francja
- Powiedziałem ci-
- Oui, oui. Wiem. Ameryce lepiej jest bez ciebie, non? – Francja bez problemu przerwał i tak już zirytowanemu Brytyjczykowi.
- Dokładnie. – odpowiedział smutno Anglia.
- Cóż, osobiście uważam, że jesteś masywnych rozmiarów idiotą. – stwierdził Francja, używając jednego z wyzwisk, którego Anglia często używał w stosunku do Ameryki.
-C- Ty…- Anglia bąknął, nie wiedząc jak odpowiedzieć.
- Chcesz wiedzieć czego dotyczą te wrzaski? – zapytał Francja, marszcząc brwi.
-Huh? T-to znaczy tak. – odparł Anglia zmieszany nagłą zmianą tematu.
- Od dnia, w którym praktycznie wykopałeś go z domu, chłopak, o którego rzekomo się troszczysz, prawie cały czas jest trapiony przez koszmary nocne. Nie tylko jemu nie pozwalają się wyspać, ale budzą także mnie i Matthieu. Najgorsze jest to, że pomimo tego co zrobiłeś, on często woła właśnie ciebie. Teraz, jeśli mi wybaczysz, idę spróbować się trochę przespać, więc powinienem powiedzieć ci adieu. – Francja rozłączył się, obrócił i zobaczył Kanadę spoglądającego na niego z uniesioną brwią.


Kiedy dostrzegł jego zirytowane spojrzenie, Kanada westchnął, podszedł do niego i delikatnie go pocałował. Francja zamknął go w przyjemnym uścisku, który szybko został odwzajemniony. Nawet jeśli ludzie mówili, że był flirciarzem i babiarzem, i nie lubi zobowiązań, Francja wiedział, że nie było mowy, by kiedykolwiek mógł opuścić mężczyznę, który przed nim stał. Jak mógłby zostawić kogoś, kogo tak bardzo kochał, kogoś kto odwzajemniał  tę miłość dziesięćkroć? Francja westchnął, marząc, by Anglia zdał sobie w końcu sprawę, jakie to cudowne uczucie mieć kogoś takiego u swojego boku.



środa, 7 maja 2014

BROKEN Rozdział IX

Koniec słodkiego lenistwa ;___; Przez całą majówkę i dodatkowe 3 dni wolnego (liceum ma wolne, bo matury yay) nie zrobiłam absolutnie nic. Nie zrobiłam prezentacji, nie przeczytałam lektury, nie uczyłam się, najchętniej bym nie wstawała z łóżka. Cud, że znalazłam jakieś chęci, żeby przetłumaczyć kolejny rozdział. Swoją drogą następny jest dość długi O.o i zastanawiam się czy go nie podzielić na krótsze. Boże tyle problemów...


Rozdział IX

Pożegnanie


Na początku Kanada odmówił. Francja spędził resztę dnia obserwując kłótnię dwóch najważniejszych osób w jego życiu. Siedział akurat w kuchni i robił obiad, a humor mu nie dopisywał. Nie dostał nawet całusa od cichego kraju. To było niesprawiedliwe.
Przed chwilą mógł dosłyszeć jak dwóch blondynów sprzeczało się w pokoju dziennym. Mimo tego, że ich dyskusja dotyczyła Ameryki, żaden z nich przez cały dzień nawet do niego nie zajrzał. Francja wziął to na siebie i próbował namówić Amerykę do wyjścia z pokoju, ale on wciąż pozostawał niewzruszony i siedział bezgłośnie na skraju łóżka. Francja nawet zostawił mu lunch, ale gdy wrócił, był nietknięty. Na myśl o zmarnowanym jedzeniu aż się skrzywił, ale szybko otrzeźwiał.
Osobiście zgadzał się z Anglią. Aczkolwiek nie z tego samego powodu. Wierzył, że wcześniejszy plan Anglii był prawie idealny, ale zamiast nacji, które przychodziły, by z nim pogadać, musieli go zabrać do poszczególnych krajów. Musieli mu przypomnieć o wszystkim co kochał. O miejscach i ludziach.
Jednakże nie uważał, że Ameryka musi się odseparować od Anglii. Prawdę mówiąc, prawdopodobnie go potrzebował. Może słowa Anglii były zapalnikiem, które doprowadziły do depresji chłopaka, ale były też inne czynniki. Niewiele krajów wiedziało, że Amerykanin był wrażliwszy niż na to wyglądał. I jak na taki młody kraj, miewał całkiem sporo stresujących sytuacji.
Francja zauważył, że sama obecność Anglii obok sprawiała, że zdeterminowany kraj bardziej się starał. Był pewny, że gdyby Ameryka miał przy sobie Anglię i był aktywnie wspierany, to byłby w stanie zrobić prawie wszystko. To oczywiście nie oznaczało, że Anglia by na to pozwolił, mimo iż był znacznie weselszy, gdy jego były wychowanek był w pobliżu. O ile akurat się nie kłócili. Nagle Francja został wytrącony ze swoich niemych rozważań przez Kanadę i Anglię, którzy właśnie wparowali do kuchni, wciąż się sprzeczając.
- Matthew, proszę. – Błagał Anglia, w desperacji używając jego ludzkiego imienia.
- Powiedziałem nie, Arthurze. Jak możesz zostawiać go teraz samego, skoro tak uparcie twierdziłeś, że się tym przejmujesz. – Kanada zmarszczył brwi i skrzyżował ramiona na piersi.
- Zostawiam go w spokoju, bo się o niego troszczę! Po pierwsze, musi w końcu gdzieś wyjść! Po drugie, moja obecność mu nie pomoże. – Anglia wyglądał na zasmuconego, ale zdeterminowanego.
- Skąd wiesz? – zapytał Kanada.
- Nie wiem. Ale nie chcę ryzykować. Jestem pewien, że poczułby się lepiej, ale jedno słowo mogłoby znowu to zepsuć. – oddech Anglii stał się odrobinę nierówny, a jego oczy zaszkliły się.
- Zgadzam się z Anglettere. – powiedział nagle Francja, zaskakując ich obu. – Dlaczego nie mielibyśmy zabrać Amerique na jakiś czas, hm?
Kanada westchnął, ale gdy Francja uśmiechnął się do niego, nie było mowy, żeby mógł coś zaoponować swojemu chłopakowi. Niechętnie się zgodził, a Anglia posłał mu smutny, ale szczery uśmiech. Następnego dnia zapakowali rzeczy Ameryki i Anglia odwiózł ich na lotnisko. Mimo iż Ameryka nie odezwał się słowem, Kanada czuł, że jego brat stawał się coraz bardziej i bardziej przygnębiony, gdy tylko brytyjski kraj odjechał. Zwrócił swoje zaniepokojone spojrzenie ku Francji, który oplótł go ramieniem i obdarzył pocieszającym spojrzeniem.
- W dalszym ciągu nie uważam, że to dobry pomysł. – powiedział później Kanada, kiedy siedzieli już w samolocie.
- Nie zamartwiaj się tak, mon amour.  Jestem pewny, że wszystko będzie w porządku. – Francja lustrował kochanka podejrzliwym spojrzeniem.
- Co planujesz? – zapytał wiedząc, że coś jest nie tak.
- Zupełnie nic. – odparł Francja przechylając się do tyłu na swoim fotelu.
Zamknął oczy w nadziei, iż to pomoże mu ukryć jego zmartwienie. Ponieważ mówił prawdę. Chciałby mieć jakiś plan, który nie ograniczał się jedynie do modlitw. Modlitw o to, by zacięty kraj, który znał większość swojego życia, wyciągnął w końcu głowę ze swojego, bezsprzecznie atrakcyjnego, tyłka i wreszcie zdał sobie sprawę, jak ważny był dla Ameryki. Najwyraźniej nie udało mu się zamaskować niepokoju, bo poczuł, że dłoń Kanady ścisnęła jego własną i gdy spojrzał w górę, ujrzał na sobie jego wzrok. Francja odwzajemnił uścisk i obydwaj wymienili się czułym uśmiechem, zanim oparli się wygodnie o fotele.