Dobra to dzisiaj sobie trochę popiszę. Gdy zakładałam tego bloga, postanowiłam sobie, że nie będę spamować na cudzych blogach ani zmuszać czytelników do komentowania (coś w stylu: "przeczytałeś/aś - zostaw komentarz"), bo zawsze osobiście mnie to denerwowało i pewnie nie tylko mnie, więc uznałam, że jest mi obojętnie czy ktoś komentuje czy nie. Sama również przy czytaniu fan fiction nie zawsze komentuje, bo po prostu mi się nie chce (jak ma się 112 opowiadań w follow to nie ma się co dziwić). Ale! Pewna osoba ostatnio dała mi do zrozumienia, jak wielką moc mają komentarze i jakiego dają kopa. Po prostu nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że jeden komentarz napisany nie z przymusu, ale z własnej inicjatywy sprawia, że człowiek od razu czuje się doceniany i ma chęć na dalszą pracę. A jak człowiek otrzymuje komentarz na o la Boga! 25 linijek (mam nadzieję, że dobrze policzyłam i się nie zbłaźniłam) to już w ogóle euforia, jakby wygrał 5 mln w totka xD Tak więc drogi Anonimku: dziękuję Ci za odpędzenie mojej "translatorskiej blokady" i jestem pewna, że gdy w przyszłości znów mnie nawiedzi, to po prostu przeczytam po raz setny Twój komentarz :D Oczywiście pamiętam także o reszcie komentarzy i nawet jeśli nie jest ich dużo (albo są od przyjaciół xD), to zawsze miło się je czyta.
Podsumowując, zaczynam komentować każdy ff, który przeczytam. Trochę mi to zajmie, biorąc pod uwagę ich liczbę i to, że wszystkie są po angielsku.... Eh, no ale wakacje za pasem, będzie co robić!!
Tymczasem ENJOY READING!!!
Rozdział X
Part 1
Naprawiony
Kanada z
jękiem oparł się na fotelu i obiema dłońmi zaczesał włosy do tyłu. Szczerze
mówiąc, nie spodziewał się, że opieka nad Ameryką będzie taka ciężka. Anglii
wychodziło to bezproblemowo. Kanada uśmiechnął się smutno. Anglia opiekował się
nimi, gdy byli mali, więc to nie było niespodzianką, że tak dobrze sobie
radził.
Mimo wszystko,
było to absolutnie wyczerpujące. Musiał go budzić, ubierać, zaprowadzać do stołu
i praktycznie zmuszać do jedzenia. Następnie musiał mieć go na oku przez cały
dzień, w przeciwnym razie Ameryka nie robiłby zupełnie nic. To i tak były
błahostki w przeciwieństwie do jego koszmarów. Kanada wiedział o nich
wcześniej, ale nie spodziewał się, że są aż tak nieznośne. Przerażone krzyki
Ameryki budziły Kanadę i Francję prawie każdej nocy, a sam Ameryka odmówił
rozmowy na ten temat.
To wszystko
sprawiało, że miał czas dopiero, gdy kładł Amerykę do łóżka i wówczas zabierał
się do pracy spoglądając na notatki z cichym jęknięciem. Ameryka przebywał tu
niemal miesiąc, a stosik papierów nareszcie powoli stawał się coraz mniejszy.
Kanada westchnął, złapał kolejną kartkę i pisał coś w miejscach, gdzie było to
konieczne. Wiedział, że każdy arkusz jest ważny, ale nie mógł nic na to poradzić,
że miał chęć wyrzucenia ich wszystkich. W każdym razie, był skupiony tak
bardzo, że nie zauważył nawet, kiedy Francja wszedł do pokoju.
Francja także
się martwił, ale z innego powodu. Po prostu spodziewał się wizyty Anglii. Wiedział,
że Anglik czuł się winny z powodu swojego roztargnionego zachowania podczas
ostatniej konferencji, ale widać to nie wystarczyło, żeby przyjechał. Francja wiedział, że Arthur jest uparty, ale
nie miał pojęcia, że aż tak. Westchnął i potrząsnął głową, zachodząc Kanadę od
tyłu.
- Mon amour, jest już późno.
Chodź do łóżka. – rzekł delikatnie Francja, kładąc ręce na spiętych ramionach
młodszego kraju i łagodnie je masując.
- Przyjdę za minutkę. Muszę tylko
uzupełnić kilka dokumentów. – odpowiedział Kanada, opierając się pod wpływem
jego dotyku.
- Mówiłeś to godzinę temu,
Matthieu. – Francja przestał masować, ale zostawił ręce na jego barkach.
- Wiem. Przepraszam Francis, ale
naprawdę muszę to skończyć. – Kanada nie spojrzał na niego, gdy mówił. Zamiast
tego skupił wzrok na swojej pracy.
Nagle świat
się przechylił i Kanada lekko jęknął, dostrzegłszy, że znajduje się w ramionach
Francji. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Francja pocałował go i szybko udał
się prosto do sypialni. Kanada westchnął, ale pozwolił Francji się nieść. Kiedy
został postawiony na ziemi, odepchnął kolejny pocałunek i podszedł do komody po
piżamę. Odwrócił się i zobaczył rozczarowanego Francję robiącego kapryśną minę,
która zmieniła się w triumfalny uśmiech, gdy Kanada wślizgnął się do łóżka i
dał Francisowi znak, żeby dołączył.
Kilka godzin
później Francja obudził się, zdziwiony, że nie przyczynił się do tego krzyk
Ameryki a dzwoniący telefon. Wstał z łóżka, pogłaskał Kanadę po głowie i
wyszedł na korytarz. Szybko sprawdził co z Ameryką, którego twarz była
wykrzywiona z powodu koszmaru, i westchnął zanim przyłożył słuchawkę do ucha.
- Bonjour? – zapytał zmęczony.
Po drugiej
stronie przez chwilę panowała cisza, a następnie usłyszał głos – Lepiej żebyś
nie powodem, przez który Kanada całą noc nie zmrużył oka, żabojadzie. On
potrzebuje snu.
Francja szeroko się uśmiechnął.
- Ah, Anglettere. W końcu
postanowiłeś zaszczycić nas swoją obecnością. W pewnym sensie. – odparł sarkastycznie
Francja.
Mógł usłyszeć
jak Anglia bierze wdech, prawdopodobnie przygotowując się, żeby na niego
nakrzyczeć, ale przerwały mu przerażone krzyki Ameryki rozbrzmiewające w całym
domu.
- Co to jest do cholery? –
zapytał natychmiast Anglia.
- Momencik, sil’vous plait. –
odpowiedział Francja.
Przycisnął telefon
do klatki piersiowej, żeby stłumić hałas i napotkał zmęczonego Kanadę przy drzwiach
od pokoju Ameryki. Z miejsca, w którym stał, mógł dostrzec jak chłopak krzycząc,
niespokojnie porusza się na łóżku.
- Kto dzwoni? – spytał Kanada,
ledwo będąc w stanie usłyszeć rozzłoszczony głos przebijający się ponad krzyk
Ameryki.
- A któżby inny jak nie nasz
drogi Anglettere? – odpowiedział pytaniem na pytanie Francja.
- Oh. W takim razie zajmę się Ameryką,
a ty z nim pogadaj. – powiedział Kanada, wchodząc do pokoju.
Francja obserwował chwilę, zanim oddalił
się od pomieszczenia.
- Co się dzieje z Ameryką? –
dopytywał się Anglia, gdy tylko Francja mógł go w końcu usłyszeć.
- Oh? Chcesz wiedzieć? – Francja oparł
się o ścianę.
- Oczywiście. Myślisz, że niby
dlaczego pytam? – odparł Anglia ze złością.
- Ah, ale nie utrzymywałeś z nami
kontaktu odkąd wyjechaliśmy, mon ami. – powiedział Francja
- Powiedziałem ci-
- Oui, oui. Wiem. Ameryce lepiej jest
bez ciebie, non? – Francja bez problemu przerwał i tak już zirytowanemu
Brytyjczykowi.
- Dokładnie. – odpowiedział smutno
Anglia.
- Cóż, osobiście uważam, że
jesteś masywnych rozmiarów idiotą. – stwierdził Francja, używając jednego z
wyzwisk, którego Anglia często używał w stosunku do Ameryki.
-C- Ty…- Anglia bąknął, nie
wiedząc jak odpowiedzieć.
- Chcesz wiedzieć czego dotyczą
te wrzaski? – zapytał Francja, marszcząc brwi.
-Huh? T-to znaczy tak. – odparł Anglia
zmieszany nagłą zmianą tematu.
- Od dnia, w którym praktycznie
wykopałeś go z domu, chłopak, o którego rzekomo się troszczysz, prawie cały
czas jest trapiony przez koszmary nocne. Nie tylko jemu nie pozwalają się
wyspać, ale budzą także mnie i Matthieu. Najgorsze jest to, że pomimo tego co
zrobiłeś, on często woła właśnie ciebie. Teraz, jeśli mi wybaczysz, idę spróbować
się trochę przespać, więc powinienem powiedzieć ci adieu. – Francja rozłączył
się, obrócił i zobaczył Kanadę spoglądającego na niego z uniesioną brwią.
Kiedy
dostrzegł jego zirytowane spojrzenie, Kanada westchnął, podszedł do niego i
delikatnie go pocałował. Francja zamknął go w przyjemnym uścisku, który szybko
został odwzajemniony. Nawet jeśli ludzie mówili, że był flirciarzem i
babiarzem, i nie lubi zobowiązań, Francja wiedział, że nie było mowy, by
kiedykolwiek mógł opuścić mężczyznę, który przed nim stał. Jak mógłby zostawić
kogoś, kogo tak bardzo kochał, kogoś kto odwzajemniał tę miłość dziesięćkroć? Francja westchnął,
marząc, by Anglia zdał sobie w końcu sprawę, jakie to cudowne uczucie mieć
kogoś takiego u swojego boku.