piątek, 18 października 2013

BROKEN Rozdział VI

I moją systematyczność szlag trafił. Jestem do tyłu z tłumaczeniem... Przepraaaszaaam, ale czułam się paskudnie i nie miałam na nic siły. Dlatego dzisiaj się rehabilituję i dodaję zaległy rozdział. Właściwie to i tak zapewne nikt tego nawet nie czyta, ale nadzieję mieć można. Ostatnio też coś nawiedza mnie wena do pisania. Tyle pomysłów - tak mało czasu. Może kiedyś wrzucę tu jakieś swoje dziadostwo? :D


Rozdział VI

Uczucia




Anglia obudził się tego ranka bardziej wypoczęty niż zwykle. Powód był oczywisty. Ameryce się polepszało. Plan Anglii polegający na poproszeniu innych krajów, by z nim porozmawiały, przyniósł sukces. Teraz tylko musiał się zastanowić, kogo następnego zaprosić.
Anglia ubrał się i zszedł po schodach do kuchni. Założył swój fartuch i zaczął przygotowywać bułeczki, myśląc o tym, kto mógłby być kolejnym gościem Ameryki. Musiał to być ktoś mu bliski, czyli sporo krajów wchodziło w grę, ale także ktoś, kto się o niego troszczył. To od razu odrzuciło większość narodów.  Ale w dalszym ciągu miał kilka osób, które mogłyby się nadawać. Pierwszą, był Włochy. On i Ameryka wyglądali na takich, co się nieźle dogadują i Anglia nawet słyszał jak Ameryka wspominał o małym Włochu jako jego ‘Kumpel od Poszukiwania Atmosfery’. Następny w kolejce był Kanada. W końcu byli rodzeństwem i Anglia był pewny, że cichy naród chciałby zobaczyć swojego brata. Oczywiście to oznaczało także Francję, a jego akurat Anglia naprawdę nie chciał zapraszać.
Anglia włożył bułeczki do piekarnika i poszedł do pokoju Ameryki. Uśmiechnął się delikatnie na widok spokojnie śpiącego Amerykanina zwiniętego pod kołdrą. Nagle rozległo się pukanie do frontowych drzwi, co sprawiło, że Anglia podskoczył i uderzył się o framugę. Przeklął cicho i ostatni raz rzucił okiem na śpiący naród, zanim westchnął i odwrócił się. Po tym jak upewnił się, że Ameryka śpi, Anglia ruszył do drzwi, żeby zobaczyć kto przyszedł. Spojrzał spode łba na Francję stojącego u progu drzwi jego domu.
- Czego do cholery chcesz? – zapytał Anglia, rzucając mu gniewne spojrzenie.
- Co za potworny sposób witania gości. – oświadczył Francja prostolinijnie.
- Co masz na myśli mówiąc gośc.. – Francja przystąpił na przód, pozwalając Anglii zobaczyć inny naród, o którym właśnie przed chwilą myślał.
- Oh Kanada. Przepraszam, nie wiedziałem, że tu jesteś.
- W porządku. Pozwolisz, że wejdziemy? – Kanada uśmiechnął się miło, trzymając Kumajirou bezpiecznie w swoich ramionach.
- Przypuszczam, że to byłoby w porządku. – Anglia rzucił Francji piorunujące spojrzenie i cofnął się do środka, otwierając szerzej drzwi.
- Merci, Anglettere! – podziękował mu Francja i złapał Kanadę za rękę, pociągając go za sobą do wnętrza domu.
Anglia podążył za Francuzem i zarumienionym Kanadyjczykiem do mieszkania. Poszli do kuchni i Anglia zarzucił na siebie swój fartuch, podczas gdy Francja oparł się o blat, a Kanada przysiadł na wysepce na środku pomieszczenia. Anglia wyjął bułeczki z piekarnika i ułożył na talerzu, który następnie postawił obok Francji. Kiedy wystygły, Francja wziął jedną do ręki i zaczął ją badać, natomiast Kanada odrzucił zaoferowaną herbatę i bułeczki. Anglia wrócił do kuchenki, aby zakończyć gotowanie.
- Wiesz, zastanawiam się jakie są twoje prawdziwe intencje wobec Amerique, skoro to dla niego zrobiłeś. – powiedział Francja i przerwał, gdy ujrzał pęczek włosów wystających z korytarza.
- Wypchaj się żabojadzie. Czego chcesz? – zapytał Anglia nie odwracając się i już czując, że jego ramienia sztywnieją pod wpływem irytacji.
- Chciałem porozmawiać o naszym drogim Amerique. – odparł Francja, kątem oka obserwując włosy Ameryki, kiedy wychylał się zza rogu. – Albo raczej o twoich uczuciach w stosunku do niego.
- M-moich uczuciach?! – zapytał Anglia, a Francja uśmiechnął się, gdy ten skierował na niego całą swoją uwagę.
- Oui. To było dość oczywiste, wnioskując po tym, jak się o niego martwisz. Rozmawiałem o tym z Kanadą. Jesteś zakochany w chłopaku, non? – Francja skrzyżował ręce na piersi, mówiąc całkowicie poważnie.
- Zakochany w nim? Czy te pieprzone perfumy, których używasz w końcu przyćmiły ci mózg? –zwrócił się do Francji, który w dalszym ciągu się uśmiechał, zauważając przy tym rumieniec na twarzy Anglii.
- Nie próbuj tego ukrywać, Anglettere. Jeśli nie jesteś w nim zakochany, to dlaczego tak się trudzisz, żeby mu pomóc? – Francja na powrót oparł się o blat.
- To nie dlatego, że jestem w nim zakochany, zapewniam cię. – Anglia odwrócił się tyłem, wciąż zaczerwieniony. – O tak czuję się odpowiedzialny. Nie byłem dla niego najżyczliwszą osobą. Po prostu biorę odpowiedzialność za swoje czyny.
- Więc dlaczego jesteś tak bardzo zarumieniony, eh? – zapytał Kanada, zaskakując oba europejskie państwa.
- T-to przez żar z piekarnika! – powiedział Anglia, zawstydzając się jeszcze bardziej.
- Nie stałeś przy piekarniku dostatecznie długo, żeby być tak czerwonym. – wytknął Kanada.
Anglia zamilknął na moment i obserwował garnek na kuchence, zastanawiając się nad wymówką. Francja zauważył, że Ameryki już tam nie było, ale odwrócił się do Kanady, puszczając mu gratulacyjne oczko, które sprawiło, że ten się potwornie zaczerwienił.
- N-nawet jeśli, to co? Kretyni, macie z tym jakiś problem? – spytał Anglia, jego rumieniec doszedł już do uszu.
- Non! Możesz kochać Amerique tak mocno jak chcesz. Prawda, Kanada? – Francja mrugnął do niego porozumiewawczo.
- O-oczywiście. Tak się właśnie zastanawiałem, gdzie jest Ameryka? – Kanada przechylił głowę, tak jak robił to Ameryka, kiedy o coś pytał.
- Prawdopodobnie jeszcze śpi. – odparł Anglia, zdejmując fartuch. – Pójdę po niego.
Wyszedł z kuchni, zostawiając Francję i Kanadę samych. Podczas gdy Kanada obserwował Anglię wychodzącego z kuchni, Francja ustał za nim i oplótł jego ramiona rękami. Kanada lekko podskoczył, ponownie się rumieniąc.
- Dobra robota, mon cher. Będę musiał cię wynagrodzić, kiedy będziemy w domu, non? – szepnął mu Francja do ucha, zanim je pocałował.
- F-Francjo. Zostaw to na potem. – powiedział Kanada, odpychając go.
Francja wydął wargi, ale wrócił na swoje miejsce przy blacie. Kilka minut później Anglia wrócił do kuchni. Kanada wstał, żeby spytać gdzie jego brat, ale zatrzymał się, kiedy zobaczył jego rozbite spojrzenie. Francja zmarszczył brwi i podszedł do Anglii, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Co się stało, mon ami? – zapytał czując, że chyba wie co się stało.
- A-Ameryka… Nie ma go w pokoju… I-i jego kurtka zniknęła. – powiedział im Anglia dziwnie pozbawionym emocji głosem, patrząc w podłogę.
Kanada spojrzał z wielkimi oczami na Francję, który westchnął.
- Ah… Przypuszczałem, że to nie będzie najlepszy pomysł, żeby pozwolić mu podsłuchiwać naszą rozmowę. – dumał Francja.
- Ty co?! Co jest z tobą do cholery nie tak?! Co sprawiło, że uważałeś to za dobry pomysł? – Anglia złapał Francję za szalik, który zwykle nosił, kiedy ubierał się nieformalnie, i pociągnął go w dół, żeby się z nim zrównać.
- Pomyślałem, że jeśli usłyszy o twoich prawdziwych uczuciach natychmiast mu się polepszy! Przypuszczam, że nie wysłuchał do końca. – odpowiedział.
- Uh… Nie wydaję mi się, żeby to aż tak zadziałało, ale… Gdyby to usłyszał, to rzeczywiście mogłoby mu pomóc. – zauważył Kanada.
- Nieważne. Musimy go znaleźć. – westchnął Anglia, przeczesując palcami swoje włosy.


Wyszedł z pokoju, żeby przygotować się do wyjścia. Francja i Kanada wymienili się zaniepokojonymi spojrzeniami. Oboje wiedzieli, że to mogło się skończyć bardzo źle. Jeżeli go nie znajdą, to wszystko mogłoby się stać z jego krajem, ale jeśli go znajdą, nie mieliby nawet pojęcia, co z nim jest. Może wyglądać jak wtedy, gdy znalazł go Anglia albo przestanie być taki przywiązany do Anglika, w momencie, w którym zobaczyłby jego twarz. Tak czy siak, nie mogli go zostawić i po usłyszeniu krzyku Anglii, żeby się pośpieszyli, Francja i Kanada dołączyli do niego w poszukiwaniach Ameryki.





sobota, 5 października 2013

BROKEN Rozdział V

Proszę następny rozdział :D Tłumaczenie trochę utrudniała mi moja nieznośna choroba, ale mam nadzieję, że nie wpłynęła w zły sposób na jakość tekstu. Mimo wszystko, życzę miłego czytania :P



Rozdział V

Złamany Ponownie




Rano Amerykę obudził kwaśny zapach wlatujący do pokoju. Skrzywił się lekko, wiedząc, że to oznacza tylko jedno – Anglia właśnie gotował. Wstał powoli, ubrał się, a następnie zszedł do kuchni, w miarę jak ciemność zaczęła wkradać się do jego umysłu. Właśnie miał wkroczyć do pomieszczenia, gdy nagle usłyszał jakiś obcy głos, oprócz Anglii. Nie wiedząc dlaczego, wycofał się za ścianę, zanim ktokolwiek mógłby go zauważyć. Wyjrzał ostrożnie zza rogu, żeby zobaczyć kim była tajemnicza postać. Dostrzegł Francję, który opierał się o blat. W dłoni trzymał coś, co wyglądało jak jedno z wypieków Anglii i patrzył na to, jakby to był wielki robak. Anglia robił coś przy kuchence, Ameryka zwrócił uwagę na mały dym wydobywający się z piekarnika. Nawet jeśli stał do Ameryki tyłem, to i tak młodszy kraj mógł wywnioskować, że Anglia nie był zadowolony z wizyty Francji, bo jego ramiona były napięte.
-  Wiesz, zastanawiam się jakie są twoje prawdziwe intencje wobec Amerique, skoro to dla niego zrobiłeś. – rzekł Francja, odkładając bułeczkę tam, gdzie leżały pozostałe.
- Wypchaj się, żabo! Czego w ogóle chcesz? – zapytał Anglia, nie odwracając się.
- Chciałem porozmawiać o naszym drogim Amerique. – odpowiedział, otrzymując spojrzenie drugiego kraju. – A raczej o twoich uczuciach w stosunku do niego.
- M-moich uczuciach?! – odparł Anglia z niedowierzaniem, a Ameryka bardzo chciał zobaczyć jego wyraz twarzy.
- Oui. To było dosyć proste do wychwycenia, wnioskując po tym, jak się o niego martwisz. Rozmawiałem też na ten temat z Kanadą. Przyznaj się, jesteś zakochany w chłopaku, non? – Francja skrzyżował ręce na piersi, patrząc całkowicie poważnie. Ameryka nie mógł nic poradzić, że jego serce zrobiło radosnego fikołka.
- Zakochany w nim? Czy te twoje pieprzone perfumy, których używasz, zaćmiły ci mózg? – Anglia odwrócił się i Ameryka mógł teraz zobaczyć jego gniewny wyraz twarzy i wściekły rumieniec.
- Nie próbuj tego ukrywać, Anglettere. Jeżeli nie jesteś w nim zakochany, to dlaczego tak się trudzisz, żeby mu pomóc? – uśmiechnął się zwycięsko i oparł z powrotem o blat.
- To na pewno nie dlatego, że jestem w nim zakochany, zapewniam cię. – powiedział Anglia w ten swój lekceważący sposób, skierowując się w stronę kuchenki. – Ot tak czuję się odpowiedzialny. Nie byłem dla niego najmilszą osobą. Po prostu biorę odpowiedzialność za swoje czyny.
Ameryka schował się za ścianą i osunął na podłogę. Żadne inne słowa już do niego nie docierały. Anglia go nie kochał. Cholera, z tego co właśnie powiedział, ledwo go obchodził. Ameryka zacisnął dłonie na włosach, a do jego oczu zaczęły napływać łzy. Dlaczego w ogóle był zaskoczony? Wiedział, że Anglii w ogóle na nim nie zależało.
Nagle, Ameryka zerwał się z podłogi i pobiegł do drzwi. Złapał swoją pilotkę z wieszaka i wybiegł na zewnątrz, nie przejmując się żwirem, który kopał nagimi stopami. Mknął w dół uliczki, podczas gdy  łzy kapały mu z twarzy. Nawet nie zwracał uwagi na to, dokąd biegnie. Po prostu chciał uciec. Wkrótce, wcześniej niż się tego spodziewał, Ameryka znalazł się w mieście i udał do pustego zaułka. Jego myśli o tym co właśnie zobaczył, zmieszały się z myślami z ostatniej konferencji.

____________________________________________________________________

Ameryka wpadł do sali konferencyjnej, jak zwykle radosny i głośny, pomimo wyczerpania. Ostatniej nocy nie spał najlepiej, od kiedy jego koszmary stały się gorsze niż zazwyczaj. Nikt o nich nie wiedział, ale Ameryka był pewny, że Kanada coś podejrzewał. Na razie, ukrywając zmęczenie wesołym uśmiechem, przeszedł przez spotkanie ze swoją typową dozą hałasu. Aczkolwiek po konferencji pojawiły się problemy.
- Jesteś cholernie popieprzony, że tak hałasujesz czy po prostu lubisz zachowywać się jak dzieciak? – zapytał Anglia, zaczynając ich szablonową kłótnię, rozrywającą serce Ameryki w sposób, którego nigdy nie ukazywał.
- Cóż, ja przynajmniej korzystam z życia i nie jestem wypłukany z radości jak ty. – odparł Ameryka, krzyżując ręce na piersi.
- Cieszę się, tylko robię to tak, że nie wychodzę przy okazji na gigantycznego durnia! – twarz Anglii zaczęła przybierać barwy różnych odcieni czerwieni.
- Nie jestem durniem! – wyparł się Ameryka, mimo że nie wiedział, co to słowo oznacza.
- Jesteś. Właściwie, to jedyna rzecz, którą jesteś. - głos Anglii zrobił się niski i zimny, w miarę jak stawał się naprawdę wściekły. – Jesteś kurewsko bezużyteczny z tym swoim całym gadaniem o byciu bohaterem. Dziwię się, że jeszcze nie zostałeś podbity przez jakiś inny kraj, chociaż podejrzewam, że to dlatego, że jesteś zbyt wielkim idiotą, żeby ktoś cię w ogóle chciał.
Po tych słowach Anglia odszedł. Ameryka stał zamrożony z lekko otwartymi ustami. Jego umysł utknął na tym, jak gniewne oczy Anglii zimno na niego patrzyły. Spojrzał w dół i nie mógł stłumić wściekłości, która go owładnęła. Kanada, który widział całą sprzeczkę, podszedł do brata i położył mu dłoń na ramieniu. Ameryka gwałtownie ją strącił, zanim wyszedł z budynku i pojechał do domu.
Kiedy dotarł na miejsce, zignorował resztki jedzenia ze śniadania i poszedł do kuchni. Miał zamiar coś zjeść, ale gdy zauważył torbę bułeczek, które dostał od Anglii dzień wcześniej, leżącą na stole, ponownie ogarnęła go furia. Przewrócił stół, czując się usatysfakcjonowany dźwiękami rozbijających się na podłodze talerzy, i przeszedł do niszczenia reszty kuchni. Kiedy skończył, stał pośrodku tego bałaganu, czując się bardziej zmęczony niż był wcześniej. Widocznie ulatniająca się złość, zabrała także ze sobą resztki jego energii.
Poszedł na górę do swojego pokoju i położył się na łóżku, nie trudząc się nawet, żeby zdjąć kurtkę i buty. Gdy tak leżał, żarówka, którą miał wcześniej zmienić, zaczęła migać. Ameryka obserwował ją bezmyślnie, uczucia i ciemność powoli wtargnęły do jego umysłu. Wspomnienia o tym co powiedział Anglia, jaki jest bezużyteczny i niepotrzebny, dryfowały po jego głowie i Ameryka rzeczywiście zaczął wierzyć w te słowa. W końcu żarówka błysnęła po raz ostatni i zgasła, a ciemność zalała pokój zupełnie jak jego umysł, zostawiając w nim jedynie kilka myśli.

Było ciemno. Było zawsze ciemno.
Musiał walczyć. Musiał walczyć z ciemnością. Ponieważ…
Właściwie dlaczego walczył? Ponieważ był bohaterem?

Nie…
Nie był bohaterem.
Już nie…
Więc dlaczego walczył? Dlaczego po prostu się nie pogrążył? Nie pozwolił się przejąć?
Byłoby łatwiej… o wiele łatwiej…
Gdyby po prostu mógł umrzeć…

_____________________________________________________________

Gdy Ameryka tak siedział w zaułku, właśnie te myśli wtargnęły mu do głowy. Dlaczego w ogóle miał nadzieję, że któraś z tych rzeczy mogłaby się zmienić? Naprawdę był idiotą. Łzy zaczęły spływać mu po twarzy, kompletnie niezauważone. Dzień zleciał i Ameryka zdał sobie sprawę, że jest późno dopiero wtedy, kiedy zaczął drżeć z zimna. Anglia prawdopodobnie nawet nie będzie go szukać, przecież go nie obchodzi. Z tymi depresyjnymi teoriami krążącymi po jego umyśle, Ameryka otoczył głowę ramionami i zasnął. 




Kurde, naprawdę mi go szkoda ;_; Zuy Anglia.
Tak w ogóle to chciałam tylko dodać, że jesteśmy prawie na półmetku, bo jeszcze 5 rozdziałów + epilog (edit - napisałam "prolog" - ale ze mnie ciota xD). Naprawdę się sobie dziwie, że jestem tak systematyczna, jeśli chodzi o tego bloga O.o

sobota, 28 września 2013

BROKEN Rozdział IV

Wiem, wiem, miałam wstawić go wcześniej. Możecie mnie później zlinczować.



Rozdział IV

Złamany, ale Uzdrowiony



Anglia podjechał samochodem pod dom. Zatrzymał się i spojrzał na piętro budynku. Był podekscytowany, ale i lekko zaniepokojony. Jeżeli jego pomysł zadziała, to Ameryka poczuje się lepiej. Ale to także może poskutkować tym, że przypadkiem cofną z tym co dotychczas osiągnęli. Japonia położył mu dłoń na ramieniu, dając mu do zrozumienia, że go wpiera i kiwnął głową, prowadząc go do domu.
- Ameryko! Wróciłem! Jadłeś lunch? – zapytał Anglia, przekraczając próg frontowych drzwi.
Zdjął buty, marynarkę i schował je do szafki. Usłyszał ciche skrzypienie desek i spojrzał w górę w samą porę, żeby zauważyć jak Japonia podskakuje przez nagłe pojawienie się Ameryki w drzwiach do salonu. Skinął głową w stronę Japonii, który odwzajemnił gest i poszedł do pokoju. Anglia uśmiechnął się łagodnie do Ameryki i wreszcie młodszy naród podążył za Japonią do innego pomieszczenia. Anglia westchnął i powędrował do kuchni.
Otworzył lodówkę i zmarszczył brwi, kiedy zauważył, że jedzenie, które zostawił na lunch, cały czas tam było. Poszedł jeszcze na chwilę do salonu i przystał w drzwiach, żeby powiedzieć Japonii i Ameryce, że zamierza ugotować coś do jedzenia. Chciał posłuchać o czym rozmawiają, ale wiedział że powinien dać im trochę czasu. Amerykanin musiał skupić się też na innych, nawet jeśli przez to mała szpileczka wbijała się w serce Anglii.
__________________________________________________________________

Ameryka zerknął jeszcze na uśmiech Anglii, zanim wydał z siebie ledwo zauważalne westchnięcie. Obrócił się na pięcie i podążył za Japonią  do salonu, zajmując miejsce na kanapie, naprzeciwko niego. Ameryka spojrzał na starszy kraj. Jego obecność sprawiała, że ciemność się cofała, ale nie było to tak efektywne, jak wtedy, gdy przebywał z Anglią. Mimo, że to słowa Anglii dały moc ciemności, która pochłaniała Amerykę, to i tak był jedyną osobą, która potrafiła najbardziej ją odpychać.
- Kon’nichiwa, Ameryko-san. – Powitał go Japonia ze swoim naturalnie życzliwym uśmiechem.
Ameryka milczał, nie odwracając wzroku. Dlaczego on tu był? Nie potrzebował Ameryki, więc dlaczego się o niego troszczy? Żaden kraj nie przejmuje się kimś, kto nie jest potrzebny.
- Anglia-san poprosił mnie, abym przyszedł i pomógł ci poczuć się lepiej. – Japonia sięgnął dłonią do torby i wyciągnął z niej kilka przedmiotów. – Mam parę nowych gier, które wyszły, kiedy cię nie było. Dwie to horrory, a trzecia to strzelanka z perspektywy pierwszej osoby.
Wyciągnął pudełka i położył je sobie na kolanach. Ameryka rzucił na nie okiem. Tytuły były w całości po japońsku, ale obrazki z przodu podpowiadały jaka jest ich tematyka.
- Strzelanka jest o kosmitach. Pomyślałem, że może ci się spodobać. – Zaśmiał się cicho, wyobrażając sobie, jak kiedyś Ameryka ucieszyłby się z gry o obcych z kosmosu.
Japonia kontynuował monolog, ignorując pusty wzrok Ameryki. Ale w dalszym ciągu Ameryka mógł stwierdzić, że jego przyjaciel był zakłopotany. Zaczął uważać dopiero wtedy, gdy Japonia ponownie sięgnął do torby. Starszy kraj mówił teraz o ostatnich odcinkach anime, które oglądał. Wyciągnął aparat fotograficzny i przekręcił tak, żeby Ameryka mógł widzieć.
- Tu jest kilka cosplay’ów, które ludzie przygotowali na konwent. Zdumiewające, prawda? – spytał, przewijając kolejne fotografie.
Ameryka musiał przyznać, że to było rzeczywiście niezwykłe. Cosplay był prawie idealny i na dodatek z anime, które lubił. Sam zawsze miał zamiar zrobić taki cosplay, ale postać za którą chciał się przebrać była w stosunku do niego za niska. Mimo zdumienia, Ameryka nie potrafił się uśmiechnąć. To po prostu nie wpłynęło na niego tak, jak zrobiłoby to dawniej. Nagle rozległ się dźwięk małego wybuchu i kaszlu, symbolizujący, że Anglia właśnie skończył gotować.
- Cóż, sądzę, że powinienem już iść. Miło było cię zobaczyć Ameryko-san. – Japonia wstał i ukłonił się lekko, zanim wyszedł na korytarz.
Ameryka usłyszał, jak ten wpadł na Anglię w holu. Rozmawiali chwilę, po czym Anglia wkroczył do salonu, wyrażając ubolewanie, że Japonia musiał ich opuścić. Postawił przed Ameryką talerz z jakąś sczerniałą rzeczą, która chyba kiedyś była jedzeniem. Ameryka przerzucał wzrok pomiędzy naczyniem a Anglią, zanim wyrównał spojrzenie z niższym państwem, prawie jakby pytał czy naprawdę musi to zjeść. Gdy Anglia podparł ręce na biodrach, a jego wzrok stwardniał, Ameryka westchnął cicho i zabrał się za jedzenie.
Reszta dnia minęła prawie w całości normalnie. Ameryka wysłał Anglii to samo spojrzenie podczas obiadu. I nawet jeśli starszy kraj udawał poirytowanie, to Ameryka z łatwością mógł dostrzec uśmiech w kącikach jego ust. Dopiero wieczorem ta rutyna została przerwana. Po tym jak Anglia go przebrał i położył w łóżku, Ameryka złapał swojego byłego opiekuna za nadgarstek, powstrzymując go tym samym od odejścia. Anglia odwrócił się z widoczną troską na twarzy, która wkrótce ustąpiła miejsca innym emocjom.

Ameryka pociągnął go lekko za rękę, oczekując od niego pocałunku w czoło tak, jak tamtej nocy. Wiedział, że Anglia domyśla się czego chce, bo jego twarz przybrała odcień głębokiego bordo, a w jego spojrzeniu mieszało się zaskoczenie, ulga i skrępowanie. Na twarzy Ameryki także pojawił się jasny rumieniec, ale mimo tego dalej uparcie ciągnął nadgarstek Anglii, zdeterminowany, żeby dostać to czego chce. Po chwili Anglia westchnął i zrobił krok w przód. Pochylając się, złożył delikatny pocałunek na czole Ameryki, zanim cicho życzył mu słodkich snów i pośpiesznie wyszedł z sypialni. Ameryka uśmiechnął się do siebie i skulił pod kołdrą, zapadając w spokojny sen.




Krótki rozdział. Bardzo. I właściwie nic takiego się nie dzieje. W następnym będzie już coś ciekawszego. Mogę zdradzić, że do akcji wkroczy braciszek Francja.
Mam wrażenie, że czasami podczas tłumaczenia coś mi odwala. Wczoraj, sprawdzając błędy, wyłapałam jeden dość zabawny. Zamiast "zmarszczył brwi" napisałam "zmarszczył drzwi". Nie wiem w ogóle jakim cudem, ale miałam niezły ubaw jak to przeczytałam xD

poniedziałek, 23 września 2013

100 wyświetleń!





No i uzbierało się 100 pierwszych wyświetleń bloga! Jak dla mnie to wielki sukces i jestem bardzo szczęśliwa. Z tej uroczystej okazji narysowałam powyższego arta :D Mam nadzieję, że wkrótce mój blog będzie odwiedzany coraz częściej!

PS. W szczególności chciałabym podziękować zabłąkanym duszom z USA, Ukrainy, Serbii, Rosji i Niemiec. Nie mam zielonego pojęcia jakim cudem się tu znaleźli, bo w sumie nie rozumieją polskiego, ale i tak jestem im wdzięczna xD Thank you very much!

PS.2 No i jeszcze Ljlo - też Ci dziękuję! Możesz dalej mi nabijać wyświetlenia! Nie obrażę się.

sobota, 21 września 2013

BROKEN Rozdział III

Kolejny rozdział - akcja się rozwija, cóż więcej pisać. Chyba tylko mogę życzyć przyjemnego czytania :D


Rozdział III

Złamany, ale Chciany

Anglia zapiął guziki marynarki i poprawił krawat. Spojrzał w lustro i po nieudanej próbie ułożenia włosów postanowił zostawić je w spokoju. Obrócił się, złapał swoją walizkę i upewnił się, że ma wszystko czego potrzebuje, zanim zszedł po schodach. Postawił ją przy drzwiach i chwycił klucze, wkładając je do kieszeni. Poszedł w stronę kuchni i zawahał się, nim wkroczył do środka.
Raz jeszcze, Ameryka siedział cicho przy stole. Anglia zastanawiał się jakim cudem Ameryka wstał tak wcześnie bez pomocy budzika. Gdyby wstawał tak regularnie, Anglia nie byłby tak bardzo poirytowany, widząc jak spóźnia się na prawie każde spotkanie. Starszy naród wyjął kilka rzeczy z lodówki i włożył je do mikrofali, wciskając guzik, żeby je podgrzać. W końcu westchnął i skierował się w stronę Ameryki.
- Dzień dobry, Ameryko. – Powiedział Anglia, trochę bardziej formalnie niż zwykle. Nie zauważył, że ten lekko się skrzywił. – Dzisiaj jest światowa konferencja. Masz zamiar przyjść?
Tym razem Anglia dostrzegł jego reakcję na swoje słowa. Ręce i szczęka Ameryki napięły się, a w jego oczach niemal pojawiła się panika. Począł zaciekle potrząsać głową, a jego ciało zaczęło się trząść. Anglia pośpieszył do młodszego narodu, ale zanim zdążył dobiec, ten już się uspokoił. Anglia ukląkł przed nim i przekręcił jego głowę tak, aby Ameryka patrzył na niego. Odgarnął mu włosy z twarzy i uświadomił sobie, że Ameryka wciąż był napięty, pomimo braku emocji w jego oczach.
- Już dobrze, kochany, w porządku. Nie musisz iść. Nic się nie stanie, jeśli tu zostaniesz. – Powiedział Anglia spokojnym tonem, przeczesując jego włosy palcami.
Z ulgą zauważył, że Ameryka wyraźnie się rozluźnił. Anglia zdjął jego dłonie z kolan i spojrzał na nie. Były tak zaciśnięte, że zostawiały ślady na wewnętrznej części. Anglia delikatnie wodził palcami po skórze, a następnie westchnął lekko i podszedł się do brzęczącej mikrofali. Wyciągnął jedzenie ze środka i postawił przed Ameryką, gładząc jego głowę, zanim opuścił pokój. Złapał walizkę, oszczędzając ostatnie spojrzenie na nieruchomy naród, i wyszedł.
Anglia zamknął drzwi i poszedł w stronę samochodu, myśląc o Ameryce.  Po tym jakże niezręcznym wczorajszym śniadaniu, zaprowadził Amerykanina do salonu i zostawił go tam samego, dopóki nie przyszedł czas na kolejny posiłek. Anglia wiedział, że to było dość okrutne. Kiedy byli w domu Ameryki, zostawał z nim tak długo jak to było możliwe, chaotycznie mówiąc o czymś, co chodziło mu akurat po głowie, a nawet czytając mu głośno. Wczoraj ledwo powiedział do niego coś więcej, niż kilka zdań w jednej chwili.
Wiedział dlaczego. To przez pocałunek. Nie żeby można to było w ogóle nazwać pocałunkiem, pomyślał Anglia, wjeżdżając na parking, wokół którego znajdowało się wiele budynków, między innymi ten, w którym miało się odbyć spotkanie. Potrząsnął głową i wyszedł z auta, przygotowując się na pytania, na które będzie zobowiązany odpowiedzieć. Pognał do środka, a kiedy dotarł do windy przycisnął odpowiedni guzik. Uśmiechnął się zwycięsko do czasu, gdy zdał sobie sprawę kto jeszcze był w środku. Żałował, że to przegapił.
- Bonjour, Anglettere! Widzę, że wyglądasz okropnie jak zawsze. – Powitał go Francja.
- Zamknij się żabo, jeżeli nie chcesz żebym wyrwał ci ten ohydny język i wpakował go do twojego gardła. – Warknął Anglia.
- Mój język nie jest ohydny! To język miłości~! – żachnął się Francja i zadarł nos do góry.
- Jest ohydny. Nie tylko sprawia, że rzyga się tym gównem, który nazywasz językiem, ale też haniebnie zniekształca angielski! – Anglia prawie krzyknął.
Zostaw na później swój zły humor. – Anglia burknął. – Umieram z ciekawości. Co słychać u naszego kochanego Amerique?
Francja zdziwił się, kiedy twarz Anglii nagle przybrała poważny wyraz. Samozwańczy dżentelmen westchnął nieznacznie, obserwując podłogę.
- Anglettere? – Zapytał troskliwie Francja, pochylając się lekko w jego stronę.
- … Ja… Powiem ci podczas spotkania, tak jak pozostałym. – Powiedział Anglia, nie patrząc mu w oczy.
Francja zmrużył oczy i wyprostował się. Teraz był nawet bardziej zaniepokojony. Czy coś stało się z Amerykaninem? Albo Anglia chce podzielić się dobrymi nowinami ze wszystkimi w tym samym czasie? Sądząc po ponurej minie Anglii i braku obecności Ameryki, Francja domyślił się, że to nie były dobre wieści.
Francja przemilczał resztę jazdy windą w górę, za co Anglia był mu ogromnie wdzięczny. Musiał ułożyć sobie w głowie plan, jak zamierza wyjaśnić wszystkim stan Ameryki. Oczywiście byłoby łatwiej, gdyby wiedział jaki jest jego stan. Nie miał pojęcia jak wytłumaczyć , co się stało. Poza tym, jeżeli wytłumaczy to w zły sposób, któryś z krajów może próbować z tego skorzystać.
Nagle winda zaalarmowała dotarcie na miejsce, wytrącając go z myśli. Wyszedł razem z Francją, obaj pogrążeni w ciszy szli w kierunku sali konferencyjnej. W środku było gwarno jak zwykle, ale wszyscy ucichli, widząc wkraczających Anglię i Francję, którzy o dziwo ze sobą nie walczyli. Anglia usiadł na swoim miejscu i zacisnął obie dłonie razem, opierając łokcie na stole i brodę na rękach, głęboko zamyślony. Francja spoczął tam gdzie zwykle, naprzeciwko Anglii, obserwując zielonooki naród zadumanym wzrokiem. Podczas gdy Anglia  myślał, zjawiła się reszta krajów i wreszcie można było rozpocząć spotkanie.
- Dobrze, widzę, że wszyscy tu są, więc możemy zaczynać. – Powiedział Anglia, uprzednio wstając i pełniąc obowiązek gospodarza. – Czy są jakieś pytania zanim rozpoczniemy?
- Ja mam jedno. – Wszystkie kraje zwróciły się w stronę mówiącego, zaskoczeni widząc Kanadę niemal groźnie obserwującego Anglię. – Gdzie jest mój brat? Zobowiązałeś się do sprawdzenia co z nim, prawda? Więc dlaczego dotychczas nie usłyszeliśmy ani słowa na jego temat?
Anglia westchnął na to pytanie. Jak można było się domyślić, w pomieszczeniu szybko zapanował chaos, wiele krajów powtarzało pytanie Kanady, inni mieli swoje własne. Anglia przebiegł palcami po włosach, próbując uporządkować wszystkie głosy.
- Wystarczy! – krzyknął Niemcy, uciszając tym samym zebranych.
- Nie musicie się martwić. Właśnie rozmawiałem z Anglettere o tym i obiecał, że powie nam o naszym drogim Amerique. – Powiedział Francja, odchylając się do tyłu na fotelu, i uśmiechnął się.
- Tak, więc… - Anglia kaszlnął, oczyszczając gardło, podczas gdy inne narody zwróciły się w jego stronę z oczekującym spojrzeniem. – Szczerze mówiąc, nie jestem do końca pewny co jest z nim nie tak. Wygląda jakby… się poddał, w jakiś sposób. Nie mówi i nic nie robi, naprawdę, przynajmniej je bez wszczynania walki.
- I skąd ty to wiesz, aru? – Zapytał Chiny, marszcząc brwi.
- Oh, um… Opiekuję się nim. – Z jakiegoś powodu znowu przypomniał mu się pocałunek w czoło, przez który zaczerwienił się.
Niestety, Francja wyglądał jakby to dostrzegł.
- Nie mów mi, że wyzyskujesz na nim, kiedy jest w potrzebie, Anglettere? – Zapytał, uśmiechając się głupawo.
- Co- Oczywiście, że nie! Co ty do cholery sobie myślisz?! – Zająknął się Anglia, patrząc na francuski naród.
Po tym, spotkanie zostało kontynuowane, aczkolwiek każdy był trochę stłumiony. Na koniec wszyscy byli zaskoczeni, jak wiele zostało zrobione. Wyglądało na to, że są o wiele bardziej wydajni bez infantylnego Ameryki, który zwykle był powodem niezgody. Czyżby słowa Ameryki o tym, że był niepotrzebny, były prawdą? Anglia zmarszczył brwi z konsternacją, myśląc nad tym.
- Nawet jeśli na spotkaniach efektywniej pracujemy bez niego, to i tak wszyscy w dalszym ciągu chcą, żeby wrócił. – powiedział nagle Japonia, zachodząc go.
- C-co? – Anglia zamarł, niepewny czy zrozumiał.
- Nie jesteś jedynym, który martwi się o Amerykę-san. Każdy z nas ma nadzieję, że wkrótce jego stan się poprawi. – Japonia uśmiechnął się do niego życzliwie, a Anglia odnalazł się w sobie i odwzajemnił uśmiech.
Ameryka może nie był potrzebny, ale zdecydowanie był chciany. Zawsze wnosił sobą coś odmiennego, nawet kiedy podróżował do innych państw. Nagle Anglia oniemiał, mrużąc oczy. W swojej głowie widział Amerykę patrzącego przez okno, widział moment, gdy go przytulał i przypomniał sobie jego zdziwione spojrzenie, gdy pocałował jego czoło. Czyżby to była odpowiedź?
- Japonio! Chciałbym żebyś wpadł do mojego domu! – powiedział nagle Anglia, łapiąc jego dłonie.
- N-nani? – odparł Japonia, lekko się czerwieniąc.

W odpowiedzi, Anglia zaprowadził japoński naród w stronę samochodu. Kiedy byli już w środku, zaczął mu mówić o swojej teorii. Po usłyszeniu całej historii, Japonia się z nim zgodził. Anglia szybko opuścił parking i pojechał prosto do domu tak szybko, jak pozwalały na to przepisy. To było to. Naprawi go.





Chyba nie muszę tłumaczyć słów Angleterre i Amerique? Mam nadzieję, że jakichś rażących błędów nie ma.
Następny rozdział jest dosyć krótki, więc może wstawię go trochę wcześniej, o ile się wyrobie z tłumaczeniem, bo nauki coraz więcej ;_; 
Chociaż w sumie...zawsze można tłumaczyć rozdział na religii xD

sobota, 14 września 2013

BROKEN Rozdział II

No i proszę, cieplutki nowy rozdział, przed chwilą skończyłam tłumaczyć :D





Rozdział II

Złamany, ale pod Opieką


Później wszystko popadło w rutynę. Po tym jak Anglia zadzwonił do szefa, żeby powiedzieć mu co się stało, wyczyścił łóżko Ameryki i zostawił go tam na noc. Następnie posprzątał resztę domu, co zajęło mu większość nocy. Pomimo prawie braku snu, Anglia wstał wcześnie i poszedł do sklepu po jedzenie. Kiedy wrócił do domu Ameryki, młodszy kraj leżał dokładnie tam, gdzie go zostawił.
Kolejne kilka tygodni polegało na karmieniu, opiekowaniu się i dbaniu o wszystkie potrzeby Amerykanina. Jednakże, wkrótce pojawił się problem. Następna konferencja światowa miała się odbyć w Londynie, a Anglia nie miał pojęcia, co zrobić z Ameryką. Nikt nie wiedział o jego stanie i, ponieważ Anglia będzie musiał tam zostać przynajmniej na tydzień, nie mógł zostawić go samego. Została tylko jedna opcja.
Anglia będzie musiał wziąć Amerykanina ze sobą. Po dokładnym przemyśleniu tego planu, doszedł do wniosku, że to nie będzie takie złe. Opiekowanie się chłopakiem w jego własnym domu byłoby zdecydowanie łatwiejsze. Zwłaszcza, że Anglia ma pokój na parterze, więc nie musiałby wciągać Ameryki po schodach za każdym razem. Zaczął pakować ich walizki i postawił je pod drzwiami widząc, że Ameryka obserwuje go pustym wzrokiem z kanapy, gdzie Anglia położył go po śniadaniu.
- Dzień dobry, kochany. - Powiedział Anglia, wchodząc do pomieszczenia. - Tym razem konferencja odbywa się w Londynie, więc za minutę wychodzimy, żeby złapać nasz samolot.
Ameryka bezgłośnie przeniósł wzrok z Anglii na swoje dłonie leżące na kolanach. Anglia westchnął i wrócił do swojego pokoju, żeby dokończyć pakowanie. Kiedy skończył, załadował bagaż na tył samochodu Ameryki, a następnie przypiął właściciela pasami bezpieczeństwa na fotelu pasażera. Kiedy jechał na lotnisko, cicho klął na temat jeżdżenia po złej stronie drogi, wspominając, że Ameryka na pewno śmiałby się z niego i dokuczał mu z powodu bycia zacofanym. Anglia rzucił okiem na milczące państwo, zanim na powrót zaczął ponuro obserwować drogę.
Niebawem dotarli na lotnisko i, dzięki statusom krajów, zostali szybko doprowadzeni do samolotu. Anglia cieszył się, że nie musiał przeprowadzać Ameryki przez normalnie obowiązujące procedury, ale rozbity kraj w dalszym ciągu mógł poczuć na sobie dziwne spojrzenia. Starszy naród patrzył za to na ludzi z nienawiścią, ignorując ich szepty. W samolocie Anglia posadził Amerykę na fotelu przy oknie, mimo że on sam nienawidził siedzieć z brzegu, i zanim usiadł, położył ich walizki do przegrody nad ich głowami. Miał nadzieję, że lot wywoła jakiś rodzaj reakcji, ale rozczarował się, gdy Amerykanin kontynuował obserwowanie siedzenia przed nim. Usadowił się na siedzeniu, przygotowując się na niezwykle cichy lot.
Chyba musiał zasnąć, ponieważ kiedy otworzył swoje oczy, słońce zachodziło. Anglia przeciągnął się na fotelu tak mocno, jak to było możliwe i spojrzał na Amerykę. Westchnął cicho, spoglądając na to co widział. Ameryka oglądał chmury za oknem, lekko przyciskając dłoń do szyby. Anglia uśmiechnął się delikatnie, zadowalając się widokiem młodszego państwa, dopóki ten nie zasnął, czołem opierając się o szkło. Starszy kraj delikatnie musnął włosy zasłaniające amerykańskie oczy, zanim zdjął mu okulary z twarzy i włożył je do kieszeni koszuli.
Kiedy wylądowali, Anglia obudził Amerykę i chwycił ich walizki, nim wyprowadził go z samolotu. Raz jeszcze zostali szybko przeprowadzeni przez lotnisko, a Anglia uśmiechnął się, kiedy kamerdyner przyprowadził mu samochód. Naprędce zapakował torby do bagażnika i posadził Amerykę na fotelu pasażera, a następnie z westchnieniem sam usiadł za kierownicą. Podczas jazdy nucił sobie pod nosem, szczęśliwy, że jest w domu.
- Wiesz, twoje mieszkanie nie jest takie złe, Ameryko, - Powiedział Anglia, w połowie do siebie, zerkając na Amerykę z delikatnym uśmiechem. - Ale nie ma to jak w domu.
Anglia usłyszał zirytowane sapnięcie, ale gdy spojrzał w stronę dochodzącego dźwięku, Ameryka był tak pozbawiony emocji, jak nikt inny w tym samochodzie. Mimo tego, Anglia dalej nie potrafił pomóc małemu ziarnu nadziei, które zasadziło się w jego sercu. Może wzięcie go ze sobą było dobrym pomysłem. Kto wie, zmiana scenerii mogłaby mu pomóc. Anglia miał nadzieję.
Około godziny później dotarli do domu Anglii. Była już prawie północ i starszy naród był wykończony. Nigdy nie lubił podróżować samolotem, w przeciwieństwie do Ameryki. Zaniósł ich walizki do środka, a następnie pokierował wpół śpiącego Amerykanina do pokoju gościnnego, znajdującego się  na korytarzu. Jeszcze raz pomógł Ameryce przebrać się w piżamę, zanim ułożył go na łóżku. Ameryka wiercił się z minutę, gdy w końcu przyjął wygodną pozycję pod nieco zatęchłą pościelą.
- Zmienię ją rano, więc poczekasz do tego czasu, dobrze? - Powiedział Anglia.
Ameryka w odpowiedzi zamknął oczy i niemal natychmiast zasnął. Starszy naród uśmiechnął się i położył jego cenne okulary na kredensie. Gasząc światło, pochylił się i złożył delikatny pocałunek na czole Ameryki. Kiedy się odrobinę wyprostował, zaskoczony zauważył, że ten patrzy na niego dziwnym spojrzeniem. Anglia spalił się ze wstydu i szybko wstał.
- D-dobrze. Więc… D-dobranoc. - Zająknął się i prawie wybiegł z pokoju, nie widząc, że błękitne oczy, odprowadzają go wzrokiem.
Anglia ostrożnie zamknął drzwi i znowu pochylił się, oddychając głęboko. Położył ręce na policzkach, z łatwością czując żar rumieńców, i oburzył się. Gdyby ten kretyn się nie obudził… Pomyślał Anglia, wchodząc po schodach to swojego pokoju. Przebrał się i położył do łóżka, ledwo zauważając zatęchłą  pościel. W dalszym ciągu, nie mógł pozbyć się małego uśmiechu z twarzy i westchnął lekko, zapadając w spokojny sen.
_____________________________________________________________________
Następnego poranka Anglia był nieznacznie zdezorientowany, jak znalazł się w swoim pokoju. Kiedy jego wspomnienia z poprzedniego dnia wróciły, potrząsnął głową, zanim ubrał szlafrok. Zszedł do kuchni i zaskoczony zauważył, że Ameryka siedział przy stole. Chyba musiał narobić hałasu, bo para błękitnych jak niebo oczu nagle skierowała się prosto na niego. Retrospekcja wczorajszego pocałunku wystrzeliła w głowie Anglii, powodując wściekle czerwony rumieniec.
Zamiast normalnego porannego przywitania z Ameryką, Anglia podszedł do kuchenki, ignorując wzrok podążający za każdym jego ruchem. Szybko podsumował co chciałby zjeść na śniadanie i zabrał się za gotowanie. Mimo to, nie mógł przestać zaprzątać sobie głowy wyobrażeniem swoich ust na delikatnych ustach Ameryki. Anglia potrząsnął głową, besztając się za swoje myśli. Nie chciał zastanawiać się nad tym dłużej.
Ameryka obserwował Anglię, pracującego zaciekle przy kuchence. Ciemność próbowała skraść się do niego, kiedy był sam, ale moment kiedy Anglia wszedł do pokoju był jak wschodzące słońce wyganiające noc. Ameryka nie mógł nic poradzić na to, że podążał wzrokiem za jego sylwetką, przestraszony, że jeśli  spojrzy gdzieś indziej, mrok pochłonie go całego. Nie walczył, żeby powrócić do normalności. Bał się, że jeśli to zrobi, Anglia zacznie traktować go jak zwykle. Nie jako wroga, ale też nie jako przyjaciela.
Sytuacja z wczorajszej nocy także była grą, ale Ameryka na to pozwolił. Nie mógł oprzeć się ciepłu, które zakotłowało się w nim, kiedy otworzył oczy po to, aby znaleźć pocałunek Anglii na swoim czole. Aczkolwiek, to zdarzenie dręczyło Amerykę. Było bardzo podobne do tych, które działy się, gdy był jedną z angielskich kolonii. Pewien rodzaj zbliżenia, ale nie taki jakiego oczekiwał.
Tak długo jak mógł spamiętać, Ameryka kochał Anglię. Kiedy dostał od niego niezgrabnie napisany list z poparciem podczas wojny domowej, Ameryka myślał, że to jakiś rodzaj okrutnego żartu. Ale mimo to, trzymał ten list w małej skrzynce w piwnicy. Później, Anglia przyjechał wraz z Japonią po katastrofie z 11 września i Ameryka stwierdził, że ten związek nie był taki beznadziejny jak myślał. Teraz, wyglądało na to, że być może Anglia będzie się nim opiekować.
Z tego powodu, Ameryka nigdy nie może powiedzieć Anglii co ostatecznie zepchnęło go nad krawędź. Nie może mu powiedzieć, że to jego własne słowa podczas ostatniej konferencji tak go przybiły. Ciągle pamiętał to zimne spojrzenie w oczach Anglii, skierowane do niego, kiedy mówił mu, że jest bezużytecznym krajem i byłby zaskoczony, gdyby Ameryka nie została zniszczona przez kilka innych nacji. Po tym wydarzeniu Ameryka wrócił do domu zaślepiony wściekłością i zdemolował kuchnię, zanim położył się do łóżka, pozwalając ciemności się pochłonąć.

W życiu nie spodziewał się, że to Anglia będzie pierwszym, który go znajdzie. Nie spodziewał się, że będzie tym, który zacznie się nim opiekować. A jednak tu był, siedząc w domu Anglii, podczas gdy starszy naród szykował mu śniadanie. Ameryka uśmiechnął się lekko, ale ten uśmiech szybko wymknął się z jego twarzy. Nawet jeśli on się nim opiekował, Ameryka dalej był przybity. Ten mrok dalej tu był, krążąc nad przepaścią jego umysłu.


________________________________________________________________


Wyszło na jaw, dlaczego Ameryka ma doła. Biedaczysko. Ciekawe czy Anglia się dowie, że to przez niego?

Oczywiście przepraszam za jakiekolwiek błędy stylistyczne, przecinki itp. Niektóre fragmenty było ciężko przetłumaczyć dosłownie, bo po prostu nie miałyby sensu, ale starałam się tłumaczyć tak, żeby było wiadomo o co chodzi.
A i jeszcze podziękowania dla mojej przyjaciółki Ljlo, która czasem męczy się razem ze mną i pomaga mi przekładać to na polski. Niestety zapewne tego nie zobaczy, bo ma blokadę rodzicielską xD

sobota, 7 września 2013

BROKEN Rozdział I

Voilà! Pierwszy rozdział, tak jak obiecałam. Autorką jest The Confederacy, jeżeli ktoś chce jej stronkę z opowiadaniami na fanfiction.net, to proszę LINK. Oczywiście zgoda na tłumaczenie jest :P
Momentami miałam małe problemy z tłumaczeniem, ale ostatecznie chyba podołałam zadaniu. Tytułów FF raczej nie będę tłumaczyć, moim zdaniem lepiej wyglądają po angielsku. Ten FF jest naprawdę nietypowy i świetny. Ameryka jest OOC. Mam nadzieję, że dla was będzie równie ciekawy, co dla mnie. Z góry przepraszam za drobne błędy, powtórzenia itp.
Miłego czytania!





BROKEN
Rozdział I
Złamany i Samotny

Było ciemno.  Zawsze było ciemno…
Musiał walczyć. Musiał walczyć z ciemnością. Ponieważ…
Właściwie dlaczego walczył? Ponieważ był bohaterem?
Nie…
Nie był bohaterem…
Już nie…
Więc dlaczego walczył? Dlaczego po prostu się nie pogrążył? Nie pozwolił się przejąć?
Byłoby łatwiej… o wiele łatwiej…
Gdyby tylko mógł umrzeć…
_____________________________________________________________________

Anglia burknął, umieszczając zakrzywiony spinacz w kieszeni i otworzył drzwi. Jak zawsze, wewnątrz domu panował nieporządek. Jednak ten był inny niż zwykle. Wszędzie walały się nie tylko opakowania i puste pudełka po jedzeniu, było tam także niejadalne i powoli gnijące pożywienie. Anglię uderzył w nozdrza straszliwy odór i zdecydował się nie iść do kuchni.
To było dosyć dziwne. Oczywiście, Ameryka był flejtuchem, ale nie do tego stopnia. Fakt, że jego mieszkanie osiągnęło taki stan zaniedbania, dodatkowo spotęgował obawy Anglii. Młodszy kraj nie był na konferencji od półtora roku, więc Anglia osobiście zgłosił się na ochotnika, aby sprawdzić co się z nim dzieje. Poczynił wszystko, żeby sprzątnąć pokój, ale nie był w stanie zrobić wiele bez pojemnika na śmieci.
-Ameryko! Jesteś tutaj?!- krzyknął Anglia na cały dom, otrzymując ciszę jako odpowiedź.
Angielski naród zmarszczył brwi i wkroczył w głąb domu, drżąc, jako że temperatura zdawała się być coraz niższa. Było tu coś dziwnego. Dzięki wpływom osoby tutaj mieszkającej, miało się wrażenie, że to miejsce zawsze tryska energią i życiem. Teraz okna były brudne albo miały opuszczone żaluzje, a jedyne światło które tu się znajdowało, światło na korytarzu, powoli migotało, a następnie zupełnie zgasło, gdy Anglia szedł w kierunku pokoju Ameryki.
Anglia otworzył drzwi i następnie odskoczył, zasłaniając dłonią usta i nos. Pokój w środku był pogrążony w całkowitej ciemności oraz cuchnął wydaliną i śmiercią. Anglia głęboko nabrał powietrza do płuc i wkroczył do pomieszczenia, wprawiony w szpiegowaniu bardziej, niż pozostałe państwa. Przebadał ścianę w celu znalezienia włącznika światła i mruknął niezadowolony, kiedy po pstryknięciu nic się nie stało. Najwyraźniej żarówka w tym pokoju musiała się wypalić dawno temu.
Anglia podwinął swoją koszulę, zakrywając twarz i przesuwał się wzdłuż pokoju, podświadomie nie zbliżając się do łóżka, i z powrotem. Wolną dłonią sunął po ścianie i westchnął z ulgą, kiedy znalazł sznurek od żaluzji i zalał pokój światłem. Jednak to westchnienie szybko zmieniło się w wyraz niedowierzania. Na łóżku, oddychając delikatnie, leżał Ameryka w najgorszym stanie w jakim starszy naród kiedykolwiek go widział. Nie wyglądał tak źle ani podczas wojny domowej, ani nawet 9/11.
Jego naturalnie, lśniące włosy były ciemne i zlepione brudem, jego okulary - pokryte cienką warstwą kurzu, ubrania przeraźliwie ubrudzone, a na twarzy malowało się wyczerpanie. Był nieprzytomny i Anglia mógł także powiedzieć, że sporo schudł. Starszy naród zrobił krok do przodu, ale zakrztusił się, kiedy zdał sobie sprawę, że ten swąd pochodził od państwa leżącego na łóżku. Anglia spojrzał i, przez plamy na łóżku, domyślił się, że niebieskooki chłopak leżał w tym samym miejscu od dłuższego czasu. Zaczerpując powietrza jeszcze raz, Anglia zmusił się do złapania ramienia Ameryki i energicznego potrząśnięcia nim.
-Ameryko. Obudź się.- Zażądał Anglia.
Po sekundzie ciężkie powieki powoli podniosły się, ukazując kolejny deprymujący widok. Zawsze wesołe, błyszczące, amerykańskie oczy koloru nieba, były matowe i wpatrywały się w pułap, pozbawione życia, nie wyrażające żadnych emocji. Młodszy naród ospale przeniósł wzrok z sufitu na kraj, stojący przy nim. Lakoniczny przebłysk emocji przebiegł przez niebieską głębię, ale zniknął, zanim Anglia zdążył go wychwycić. Usta Ameryki poruszyły się, nie wydając jakiegokolwiek dźwięku, więc Anglia schylił się bliżej niego, mimo nieprzyjemnego zapachu.
-Co powiedziałeś?- Zapytał.
-O… Odejdź…- Powiedział chrapliwie Ameryka, dawno nieużywanym głosem.
-Co- Oczywiście, że nie mam zamiaru cię tak zostawić, durniu! Czy te wszystkie hamburgery wreszcie padły ci na mózg?- Anglia wyprostował się i położył dłonie na biodrach, patrząc groźnie, pomimo obawy widocznej w jego oczach.
Ameryka ponownie skierował wzrok na sufit i wypowiedział kolejne pozbawione emocji żądanie.
-Zostaw mnie… w spokoju.
-Nie mam cholernego zamiaru zostawiać cię w spokoju. Spójrz na siebie! Potrzebujesz kąpieli!- Anglia dał ujście swojemu zatroskaniu, zbyt zaskoczony tym co widzi, żeby je ukryć.
Zaskoczenie wzrosło, kiedy naród leżący na łóżku zaczął delikatnie płakać. Tak wiele bólu było widocznego w jego oczach, że serce Anglii zacisnęło się boleśnie i łzy zaczęły kłuć jego własne jaskrawozielone gałki oczne.
-P-po prostu wyjdź… Z-zostaw mnie w spokoju… Ja t-tylko chce w końcu o-odejść… Nie chce dłużej tu być.- Głos Ameryki robił się coraz głośniejszy w miarę mówienia, podczas gdy Anglia odsunął się od łóżka. -Dlaczego oni po prostu nie pozwolą mi odejść? Nienawidzę tego! Nienawidzę być krajem! Nienawidzę Ameryki! Nikt mnie nie potrzebuje. Nikt mnie nie chce. Chcę tylko umrzeć, więc dlaczego oni mi nie pozwalają!
Anglia obserwował go z szeroko otwartymi oczami, gdy łzy przestały płynąć i wyschły, zostawiając widoczne ślady przez brud na jego twarzy, a ból ulotnił się, ukazując na powrót wyraz obojętności. Anglia wziął głęboki, drżący wdech, natychmiast rozumiejąc. Ameryka się poddał. Anglia zrobił to samo po rewolucji, ale jego duma, jako kraju, pozwoliła mu się pozbierać dość szybko, zaledwie w ciągu miesiąca. Nie był pewny, ale miał podejrzenia, że Ameryka przebywał tu od ostatniej konferencji, w której uczestniczył.
Co znaczy, że leżał w tym łóżku blisko półtora roku. Anglia ponownie skrzywił się z obrzydzenia  i podszedł bliżej do nieruchomego kraju.
-Wstawaj.- Domagał się Anglia tak samo, jak wtedy, gdy powiedział mu, że ma się obudzić.
Kiedy Ameryka nie zareagował, złapał go i zmusił do ustania na własnych nogach, dziwiąc się jaki był lekki. Anglia wstrzymał oddech, smród był gorszy niż kiedykolwiek, i zaprowadził Amerykę do łazienki. Posadził przygnębione państwo na toalecie i odkręcił kran, upewniając się, że woda jest odpowiednio gorąca, zanim zablokował korek. Gdy poziom wody zaczął się podnosić, zabrał się za rozbieranie Amerykanina, nie kłopocząc się nawet, żeby marnować powietrze i zażądać, aby zrobił to sam. Kiedy skończył, pomógł mu się podnieść i wsadził go do wody.
Anglia zakręcił kurek i zostawił Amerykę w łazience, pędząc po schodach w dół. Ponownie podciągnął koszulę, przykrywając nos i odważył się wejść do kuchni, żeby poszukać jedzenia. Nawet przez to jak wyglądał, widać było, że ze zdrowiem Ameryki jest bardzo źle. Stracił bardzo dużo na wadze, każda kość na jego ciele wystawała ze skóry. Anglia wzdrygnął się, a następnie ogarnął spojrzeniem kuchnię rodem z horroru.
Na podłodze walały się porozrzucane zbite naczynia i kawałki gnijącego jedzenia. Stół był przekręcony do góry nogami i tylko dwa krzesła były jeszcze stojące w pozycji pionowej. Naczynia, które nie leżały na podłodze, znajdowały się w zlewie i na blacie, pokryte pleśnią. Anglia nie spodziewał się, że znajdzie tu cokolwiek jadalnego, ale tak czy inaczej zajrzał do lodówki i do szafek. Ku jego zaskoczeniu, była tam jeszcze dobra puszka zupy, a nawet kilka czystych patelni, misek i łyżek.
Po tym, jak wlał zupę do garnka i ustawił na kuchence, podkręcił gaz, aby się zagrzała. W tym czasie udał się do łazienki, a jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, gdy zobaczył, że Ameryka samorzutnie całkowicie ześlizgnął się pod wodę. Starszy naród podbiegł bliżej i wyciągnął go. Kiedy nie oddychał przez kilka minut, Anglia spanikował i uderzył  go w twarz. Z ulgą i zaskoczeniem przyglądał się, jak Ameryka kaszlał i z trudem łapał powietrze, wracając do życia.
-Co do cholery się z tobą dzieje?! Próbujesz przyprawić mnie o zawał serca?- Zapytał Anglia, patrząc na niego.
Ameryka zszokował go raz jeszcze, wybuchając głośnym szlochem i łzami, które spływały mu po twarzy. Anglia westchnął i zaczął go myć. Musiał opróżniać wannę pięć razy, zanim Ameryka był czysty, ale w końcu starszy naród kiwał głową z satysfakcją i wypuścił wodę,  nim wyszedł z pokoju, żeby znaleźć czyste ubrania. Kiedy wrócił, uprzednio wysuszając ręcznikiem, ubrał go w białą koszulkę i stare niebieskie jeansy. Ameryka ciągle płakał, jego szloch zmienił się w ciche łkanie, omal łamiące serce Anglii.
Anglia złapał Amerykę za ramię i poprowadził na dół do kuchni. Posadził go na krześle i chciał iść sprawdzić co z zupą, ale został zatrzymany przez dłoń, trzymającą go za nadgarstek. Spojrzał w tył na płaczącego Amerykę. Nie patrzył na niego, ale stanowczo ściskał jego rękę. Anglia ponownie westchnął, delikatnie zdjął dłoń ze swojego nadgarstka zanim ukląkł przed Ameryką, i objął go rękami w łagodnym uścisku. Ameryka oddychał ciężko i znowu zaczął szlochać, tym razem ciszej, podczas gdy Anglia lekko dotykał palcami jego włosów.
-Wszystko będzie w porządku, kochany. Zaopiekuję się tobą.- Obiecał Anglia łagodnym głosem.


Mimo tego wszystkiego, co dawniej miało miejsce pomiędzy nimi, Anglia był zdeterminowany do dotrzymania obietnicy.  Nie miał pojęcia, dlaczego kraj przed nim był tak doszczętnie złamany psychicznie. Był jednym z najsilniejszych państw na świecie i zawsze wyglądał na tryskającego życiem i szczęściem. Anglia miał zamiar dowiedzieć się co się stało z jego byłym bratem. A następnie, naprawić go.

___________________________________________________________________



9/11 - chodzi o zamach terrorystyczny przeprowadzony przez organizację Al-Kaida 11 września 2001 roku (to tak gdyby ktoś nie wiedział :D)



czwartek, 5 września 2013

Trochę (nie)długi wstęp

Jak powyższy tytuł wskazuje, ten post to właściwie tylko wstęp i trochę będę przynudzać. Zacznę może od tego, że to mój pierwszy poważniejszy blog (miałam kilka lat temu jakiś, ale to było dawno i jeszcze niewypał - znudził mi się po drugim poście xD), ale jako że jestem osobą , która musi próbować wszystkiego i stara się uczyć na błędach, postanowiłam raz jeszcze zawalczyć w świecie blogów. Pomijam fakt, że mam strasznie słomiany zapał. Mam nadzieję, że w tym przypadku, to się nie sprawdzi i wytrwam trochę dłużej, jako że ten pomysł na bloga chodził za mną już od jakiegoś czasu. 
Jak widać, choćby po samym wyglądzie bloga i adresie, że tematyka będzie dotyczyła Hetalii, a mianowicie FF z tej serii. Sama jestem szalonym zapaleńcem i czytam co popadnie i gdzie popadnie, zwłaszcza gdy znajdzie się tam mój OTP (UsUk) albo inny pairing, który lubię. Nie mam zamiaru publikować swoich wypocin, no chyba że rzeczywiście mi coś strzeli do łba, ale to raczej mało prawdopodobne, bo ja nie jestem jakoś specjalnie uzdolniona w pisaniu jak moja najlepsza przyjaciółka ._. (Ciągle namawiam ją do udostępniania swoich opowiadań, ale jest straszną perfekcjonistką i zawsze jej się coś w nich nie podoba...) W zamian będę publikować FF z Hetalii tłumaczone przeze mnie. (Przyznam się, że nigdy jeszcze nic dłuższego nie tłumaczyłam, ale w końcu raz się żyję, a ja uwielbiam język angielski.) Jest naprawdę wiele genialnych autorów angielskich opowiadań z tej serii, ale niestety nie każdemu chce się to czytać. No przyznajmy się, łatwiej jednak przeczytać coś w swoim ojczystym języku, niż męczyć się w cudzym. Tak więc, chciałabym ułatwić trochę życie tym, co przeczytali już wszystko po polsku :P Z góry wybaczcie za wszelkie drobne błędy np. brak jakichś przecinków, ale ja także jestem człowiekiem i mogę się mylić.
 Pisząc tego posta, jestem już w trakcie tłumaczenia ficka i myślę, że pierwszy rozdział uda mi się wstawić w weekend. Można się domyślić, że skoro UsUk to mój ulubiony pairing, to takie właśnie opowiadania będą się pojawiały najczęściej, ale postaram się być dynamiczna i tłumaczyć też inne od czasu do czasu, bo nie każdy musi lubić to co ja (może jakieś komentarze co chcielibyście przeczytać? - najlepiej one shoty, to będzie szybciej). Wiadomo, że tłumaczenia nie będą regularne, bo mam też szkołę, ale właściwie to wszystko wyjdzie w praniu. Nikt także nie każe wam tego czytać, jeśli ktoś nie lubi takiej tematyki. To by było w sumie tyle na początek.
Uff rzeczywiście trochę się rozpisałam, nawet nie nastawiałam się, że tyle wyjdzie. 
Jeżeli ktoś to szczerze przeczyta do końca, to kłaniam się nisko :)
Do zobaczonka :D