sobota, 14 września 2013

BROKEN Rozdział II

No i proszę, cieplutki nowy rozdział, przed chwilą skończyłam tłumaczyć :D





Rozdział II

Złamany, ale pod Opieką


Później wszystko popadło w rutynę. Po tym jak Anglia zadzwonił do szefa, żeby powiedzieć mu co się stało, wyczyścił łóżko Ameryki i zostawił go tam na noc. Następnie posprzątał resztę domu, co zajęło mu większość nocy. Pomimo prawie braku snu, Anglia wstał wcześnie i poszedł do sklepu po jedzenie. Kiedy wrócił do domu Ameryki, młodszy kraj leżał dokładnie tam, gdzie go zostawił.
Kolejne kilka tygodni polegało na karmieniu, opiekowaniu się i dbaniu o wszystkie potrzeby Amerykanina. Jednakże, wkrótce pojawił się problem. Następna konferencja światowa miała się odbyć w Londynie, a Anglia nie miał pojęcia, co zrobić z Ameryką. Nikt nie wiedział o jego stanie i, ponieważ Anglia będzie musiał tam zostać przynajmniej na tydzień, nie mógł zostawić go samego. Została tylko jedna opcja.
Anglia będzie musiał wziąć Amerykanina ze sobą. Po dokładnym przemyśleniu tego planu, doszedł do wniosku, że to nie będzie takie złe. Opiekowanie się chłopakiem w jego własnym domu byłoby zdecydowanie łatwiejsze. Zwłaszcza, że Anglia ma pokój na parterze, więc nie musiałby wciągać Ameryki po schodach za każdym razem. Zaczął pakować ich walizki i postawił je pod drzwiami widząc, że Ameryka obserwuje go pustym wzrokiem z kanapy, gdzie Anglia położył go po śniadaniu.
- Dzień dobry, kochany. - Powiedział Anglia, wchodząc do pomieszczenia. - Tym razem konferencja odbywa się w Londynie, więc za minutę wychodzimy, żeby złapać nasz samolot.
Ameryka bezgłośnie przeniósł wzrok z Anglii na swoje dłonie leżące na kolanach. Anglia westchnął i wrócił do swojego pokoju, żeby dokończyć pakowanie. Kiedy skończył, załadował bagaż na tył samochodu Ameryki, a następnie przypiął właściciela pasami bezpieczeństwa na fotelu pasażera. Kiedy jechał na lotnisko, cicho klął na temat jeżdżenia po złej stronie drogi, wspominając, że Ameryka na pewno śmiałby się z niego i dokuczał mu z powodu bycia zacofanym. Anglia rzucił okiem na milczące państwo, zanim na powrót zaczął ponuro obserwować drogę.
Niebawem dotarli na lotnisko i, dzięki statusom krajów, zostali szybko doprowadzeni do samolotu. Anglia cieszył się, że nie musiał przeprowadzać Ameryki przez normalnie obowiązujące procedury, ale rozbity kraj w dalszym ciągu mógł poczuć na sobie dziwne spojrzenia. Starszy naród patrzył za to na ludzi z nienawiścią, ignorując ich szepty. W samolocie Anglia posadził Amerykę na fotelu przy oknie, mimo że on sam nienawidził siedzieć z brzegu, i zanim usiadł, położył ich walizki do przegrody nad ich głowami. Miał nadzieję, że lot wywoła jakiś rodzaj reakcji, ale rozczarował się, gdy Amerykanin kontynuował obserwowanie siedzenia przed nim. Usadowił się na siedzeniu, przygotowując się na niezwykle cichy lot.
Chyba musiał zasnąć, ponieważ kiedy otworzył swoje oczy, słońce zachodziło. Anglia przeciągnął się na fotelu tak mocno, jak to było możliwe i spojrzał na Amerykę. Westchnął cicho, spoglądając na to co widział. Ameryka oglądał chmury za oknem, lekko przyciskając dłoń do szyby. Anglia uśmiechnął się delikatnie, zadowalając się widokiem młodszego państwa, dopóki ten nie zasnął, czołem opierając się o szkło. Starszy kraj delikatnie musnął włosy zasłaniające amerykańskie oczy, zanim zdjął mu okulary z twarzy i włożył je do kieszeni koszuli.
Kiedy wylądowali, Anglia obudził Amerykę i chwycił ich walizki, nim wyprowadził go z samolotu. Raz jeszcze zostali szybko przeprowadzeni przez lotnisko, a Anglia uśmiechnął się, kiedy kamerdyner przyprowadził mu samochód. Naprędce zapakował torby do bagażnika i posadził Amerykę na fotelu pasażera, a następnie z westchnieniem sam usiadł za kierownicą. Podczas jazdy nucił sobie pod nosem, szczęśliwy, że jest w domu.
- Wiesz, twoje mieszkanie nie jest takie złe, Ameryko, - Powiedział Anglia, w połowie do siebie, zerkając na Amerykę z delikatnym uśmiechem. - Ale nie ma to jak w domu.
Anglia usłyszał zirytowane sapnięcie, ale gdy spojrzał w stronę dochodzącego dźwięku, Ameryka był tak pozbawiony emocji, jak nikt inny w tym samochodzie. Mimo tego, Anglia dalej nie potrafił pomóc małemu ziarnu nadziei, które zasadziło się w jego sercu. Może wzięcie go ze sobą było dobrym pomysłem. Kto wie, zmiana scenerii mogłaby mu pomóc. Anglia miał nadzieję.
Około godziny później dotarli do domu Anglii. Była już prawie północ i starszy naród był wykończony. Nigdy nie lubił podróżować samolotem, w przeciwieństwie do Ameryki. Zaniósł ich walizki do środka, a następnie pokierował wpół śpiącego Amerykanina do pokoju gościnnego, znajdującego się  na korytarzu. Jeszcze raz pomógł Ameryce przebrać się w piżamę, zanim ułożył go na łóżku. Ameryka wiercił się z minutę, gdy w końcu przyjął wygodną pozycję pod nieco zatęchłą pościelą.
- Zmienię ją rano, więc poczekasz do tego czasu, dobrze? - Powiedział Anglia.
Ameryka w odpowiedzi zamknął oczy i niemal natychmiast zasnął. Starszy naród uśmiechnął się i położył jego cenne okulary na kredensie. Gasząc światło, pochylił się i złożył delikatny pocałunek na czole Ameryki. Kiedy się odrobinę wyprostował, zaskoczony zauważył, że ten patrzy na niego dziwnym spojrzeniem. Anglia spalił się ze wstydu i szybko wstał.
- D-dobrze. Więc… D-dobranoc. - Zająknął się i prawie wybiegł z pokoju, nie widząc, że błękitne oczy, odprowadzają go wzrokiem.
Anglia ostrożnie zamknął drzwi i znowu pochylił się, oddychając głęboko. Położył ręce na policzkach, z łatwością czując żar rumieńców, i oburzył się. Gdyby ten kretyn się nie obudził… Pomyślał Anglia, wchodząc po schodach to swojego pokoju. Przebrał się i położył do łóżka, ledwo zauważając zatęchłą  pościel. W dalszym ciągu, nie mógł pozbyć się małego uśmiechu z twarzy i westchnął lekko, zapadając w spokojny sen.
_____________________________________________________________________
Następnego poranka Anglia był nieznacznie zdezorientowany, jak znalazł się w swoim pokoju. Kiedy jego wspomnienia z poprzedniego dnia wróciły, potrząsnął głową, zanim ubrał szlafrok. Zszedł do kuchni i zaskoczony zauważył, że Ameryka siedział przy stole. Chyba musiał narobić hałasu, bo para błękitnych jak niebo oczu nagle skierowała się prosto na niego. Retrospekcja wczorajszego pocałunku wystrzeliła w głowie Anglii, powodując wściekle czerwony rumieniec.
Zamiast normalnego porannego przywitania z Ameryką, Anglia podszedł do kuchenki, ignorując wzrok podążający za każdym jego ruchem. Szybko podsumował co chciałby zjeść na śniadanie i zabrał się za gotowanie. Mimo to, nie mógł przestać zaprzątać sobie głowy wyobrażeniem swoich ust na delikatnych ustach Ameryki. Anglia potrząsnął głową, besztając się za swoje myśli. Nie chciał zastanawiać się nad tym dłużej.
Ameryka obserwował Anglię, pracującego zaciekle przy kuchence. Ciemność próbowała skraść się do niego, kiedy był sam, ale moment kiedy Anglia wszedł do pokoju był jak wschodzące słońce wyganiające noc. Ameryka nie mógł nic poradzić na to, że podążał wzrokiem za jego sylwetką, przestraszony, że jeśli  spojrzy gdzieś indziej, mrok pochłonie go całego. Nie walczył, żeby powrócić do normalności. Bał się, że jeśli to zrobi, Anglia zacznie traktować go jak zwykle. Nie jako wroga, ale też nie jako przyjaciela.
Sytuacja z wczorajszej nocy także była grą, ale Ameryka na to pozwolił. Nie mógł oprzeć się ciepłu, które zakotłowało się w nim, kiedy otworzył oczy po to, aby znaleźć pocałunek Anglii na swoim czole. Aczkolwiek, to zdarzenie dręczyło Amerykę. Było bardzo podobne do tych, które działy się, gdy był jedną z angielskich kolonii. Pewien rodzaj zbliżenia, ale nie taki jakiego oczekiwał.
Tak długo jak mógł spamiętać, Ameryka kochał Anglię. Kiedy dostał od niego niezgrabnie napisany list z poparciem podczas wojny domowej, Ameryka myślał, że to jakiś rodzaj okrutnego żartu. Ale mimo to, trzymał ten list w małej skrzynce w piwnicy. Później, Anglia przyjechał wraz z Japonią po katastrofie z 11 września i Ameryka stwierdził, że ten związek nie był taki beznadziejny jak myślał. Teraz, wyglądało na to, że być może Anglia będzie się nim opiekować.
Z tego powodu, Ameryka nigdy nie może powiedzieć Anglii co ostatecznie zepchnęło go nad krawędź. Nie może mu powiedzieć, że to jego własne słowa podczas ostatniej konferencji tak go przybiły. Ciągle pamiętał to zimne spojrzenie w oczach Anglii, skierowane do niego, kiedy mówił mu, że jest bezużytecznym krajem i byłby zaskoczony, gdyby Ameryka nie została zniszczona przez kilka innych nacji. Po tym wydarzeniu Ameryka wrócił do domu zaślepiony wściekłością i zdemolował kuchnię, zanim położył się do łóżka, pozwalając ciemności się pochłonąć.

W życiu nie spodziewał się, że to Anglia będzie pierwszym, który go znajdzie. Nie spodziewał się, że będzie tym, który zacznie się nim opiekować. A jednak tu był, siedząc w domu Anglii, podczas gdy starszy naród szykował mu śniadanie. Ameryka uśmiechnął się lekko, ale ten uśmiech szybko wymknął się z jego twarzy. Nawet jeśli on się nim opiekował, Ameryka dalej był przybity. Ten mrok dalej tu był, krążąc nad przepaścią jego umysłu.


________________________________________________________________


Wyszło na jaw, dlaczego Ameryka ma doła. Biedaczysko. Ciekawe czy Anglia się dowie, że to przez niego?

Oczywiście przepraszam za jakiekolwiek błędy stylistyczne, przecinki itp. Niektóre fragmenty było ciężko przetłumaczyć dosłownie, bo po prostu nie miałyby sensu, ale starałam się tłumaczyć tak, żeby było wiadomo o co chodzi.
A i jeszcze podziękowania dla mojej przyjaciółki Ljlo, która czasem męczy się razem ze mną i pomaga mi przekładać to na polski. Niestety zapewne tego nie zobaczy, bo ma blokadę rodzicielską xD

3 komentarze:

  1. Zobaczy, zobaczy. =,=
    Muszę przyznać, że rozdział bardzo mi się podobał i, naprawdę, coraz bardziej skłaniam się ku temu paringowi. (!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Anglia wygląda jak żyrafa w tym tle.
      x

      Usuń
    2. Oj nie fochaj się. Sama przyznaj, że to zabawne. I nie, Anglia nie wygląda jak żyrafa, jest uroczy :D

      Usuń