niedziela, 31 sierpnia 2014

BROKEN Epilog

Tak! W końcu skończyłam, samej ciężko mi w to uwierzyć. Wiem, znowu się obijałam, ale znalazłam świetną motywację. Mianowicie obiecałam sobie 3 dni temu, że wstawię to do końca wakacji, inaczej stawiam Ljlo kebaba. TBC... Uff, sorry musiałam wstawić, bo ta małpa mi odliczała czas, ale się wyrobiłam xD Kontynuując, na razie robię sobie przerwę od dłuższych ficków i wezmę się za krótsze one shoty i opka góra 5 rozdziałów. 
Pora na podziękowania. 
1. Przede wszystkim dziękuję wszystkim czytelniczkom, anonimom i nie tylko, za wsparcie, komentarze i cierpliwość, bez Was w sumie ten blog byłby niczym! Nawet nie sądziłam, że ktokolwiek będzie to czytał, a teraz głupio mi, że siedziałam z tym opkiem prawie rok czasu. 
Nowy rok szkolny za pasem trzeba się ogarnąć i wstawiać częściej tłumaczenia. :D
2. Dzięki Ljlo za wielką pomoc, doradztwo w sprawach interpunkcji, hejty za czcionkę, niewyjustowany tekst, brak akapitów i przerw pomiędzy dialogami, nakłanianie mnie do tłumaczenia, (słabą xD) motywację, przetłumaczenie kilku akapitów!, pomoc w szukaniu nowych opowiadań, wysyłanie stron Pudelka z Rafalalą i innych pierdół, które rozpraszały moją uwagę, odliczanie czasu do północy jak w Nowy Rok i za wszystko inne o czym zapomniałam z podekscytowania. A właśnie, jeszcze dzięki za nową tapetę na kompa xD
3. Na koniec podziękuję też sobie (bo dlaczego nie?) za tę moc siedzenia do 1 w nocy i tłumaczenia, mimo, że w sumie przydałoby się kilka godzin snu więcej. 






EPILOG



Ameryka otworzył oczy i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Jeszcze kilka dni i będą jego urodziny. Ale najpierw obiecał coś kupić z okazji urodzin brata. Co mógłby mu dać? Syrop klonowy? Niee, dał mu to ostatnim razem.
Ameryka wzruszył ramionami i wyskoczył z łóżka. Przeciągnął się i przewrócił oczami, gdy zobaczył, że Anglia przygotował dla niego ubrania, znowu. Ameryka wiedział, że to było konieczne przez kilka dni, ale już nie było, mimo to włożył je na siebie. Po szybkim przejechaniu grzebieniem po włosach i założeniu okularów, zbiegł po schodach. Kiedy znalazł się na dole, zwolnił.
Dyskretnie poszedł w kierunku kuchni i zajrzał do środka. Anglia tam był i jak zwykle siedział przy stole, pijąc herbatę. Ameryka wyszczerzył się i bezszelestnie zaszedł go od tyłu. Podniósł ręce i wziął głęboki, ale cichy wdech, gdy nagle…
- Zdajesz sobie sprawę, że słyszałem cię na schodach, prawda? – spytał Anglia, nie podnosząc wzroku z gazety, którą trzymał.
- Noo stary. Niefajnie! – jęknął Ameryka, okrążając stół i zajmując miejsce po drugiej stronie.
Anglia tylko zachichotał w odpowiedzi, przerzucając kolejną stronę. Ameryka spojrzał na gazetę i uznawszy świeże informacje za nudne, zabrał się do robienia śniadania. Najpierw zaopatrzył się we wszystkie rzeczy, które do tego potrzebował; zatem wyjął jajka, kiełbaski i bekon z lodówki. Anglia zawsze twierdził, iż tak tłuste śniadanie było równie złe, co jego hamburgery, ale Ameryka nie miał najmniejszych problemów, żeby namówić go na skosztowanie. Po minucie dźwięk skwierczącego jedzenia przeszył powietrze i Ameryka powąchał je z uznaniem.
Podczas gotowania Ameryka rozmyślał o ostatnich kilka miesiącach. Miło było żyć z prawdziwą miłością, zwłaszcza, że wciąż potrzebował czasami czyjejś pomocy. W niektóre dni budził się i zastanawiał jak ktoś tak niesamowity jak Anglia mógł go pokochać. Były to dni, kiedy Anglia musiał wyciągać Amerykę z łóżka i otaczać go opieką przez resztę dnia, starając się mu pokazać, jak bardzo go adoruje. Kiedy to dobiegło końca, Ameryka chciał robić wszystko, żeby tylko pokazać Anglii jaki jest wdzięczny.

- Wiesz... nie musisz codziennie przygotowywać mi ubrań - stwierdził nonszalancko Ameryka, siadając ponownie naprzeciwko Anglii.
- Och, jasne. P-przepraszam. To trochę z przyzwyczajenia, przypuszczam - Anglia wziął łyk herbaty, by ukryć rumieniec.
- Jesteś taki słodki, kiedy się rumienisz - zaświergotał Ameryka i zaczął jeść.
- Co?! Nie jestem słodki! - zaprotestował Anglia, czerwieniejąc się bardziej.
- Ta, masz rację. Nie jesteś słodki - Anglia spojrzał, jak Ameryka wstał i obszedł dookoła stół, nachylił się nad nim, żeby wyszeptać mu na ucho. - Jesteś seksowny jak diabli.

Ameryka pocałował wyżej wspomnianą osobę i z szerokim uśmiechem patrzył na pojawiający się rumieniec. Wrócił na swoje miejsce i zaczął jeść, jak gdyby nic się nie stało. Anglia siedział z oniemiałym wyrazem twarzy, nim potrząsnął głową i wziął niezdarny łyk herbaty, wciąż czerwony jak jeden z cennych pomidorków Hiszpanii. Ameryka mentalnie poklepał się po plecach i przypomniał sobie o swoich planach.

- Ah, a właśnie. Prawdopodobnie wychodzę dziś z domu na jakiś czas – powiedział.
- Jeżeli to w związku z urodzinami Kanady to w porządku. Powinniśmy mu sprawić nowy sprzęt do hokeja – Anglia już się uspokoił i posłał Ameryce delikatny uśmiech zza swojego kubka.
- Super! To znaczy, że mogę zająć się planowaniem! – Ameryka wesoło wzniósł pięść w geście triumfu.
- Eh, cóż… - Anglia speszył się, obracając kubek w dłoniach – co do twoich urodzin.  J-jeśli nie masz nic przeciwko, to już mam coś zaplanowane.
- Ty… masz zamiar przyjść? – spytał Ameryka, zdumiony.
- Jeśli chcesz. – Anglia odwrócił wzrok, drapiąc się po policzku.

W odpowiedzi Ameryka wyskoczył z krzesła w stronę Anglii, podniósł go i trzymając w uścisku, obracał się dookoła. W końcu odstawił go na ziemię, ale nie puścił, trącając go nosem w zagłębienie na szyi. Dni, takie jak ten, były najlepsze. Nienawidził „dołkowych” dni, jak zwykli je z pasją nazywać.
Za każdym razem wchodząc do pokoju i znajdując Amerykę tępo wpatrującego się w podłogę lub ścianę, Anglia czuł jak jego serce się zatrzymuje i zaczyna bić dopiero w momencie, kiedy Ameryka zdaje się zauważać jego obecność i na niego spogląda. Nie cierpiał tych chwil, gdy przez resztę dnia musiał się nim zajmować, bo czasami miał wrażenie, że Ameryka czuje się przez to jeszcze gorzej. Mimo to, Anglia wciąż by się o niego troszczył i nie protestował zbytnio, gdy Ameryka wyciągał go na miasto, chcąc mu to wynagrodzić. Nawet gdyby tego nie robił, Anglia i tak by się nim zajmował. Przysiągł, że nigdy by go nie opuścił.
***
Kilka dni przed urodzinami Ameryka spędził na próbach wydobycia od Anglii informacji na temat jego planów w związku ze zbliżającym się świętem. Anglia stanowczo go spławiał, mówiąc, że „to nie byłaby zbyt udana niespodzianka, gdybym ci powiedział”. Trzeciego dnia Ameryka dał sobie spokój, zamiast tego siedział, jęcząc jak to nie może się doczekać urodzin, i że czas mijał szybciej jak planował je sobie sam. Anglia tylko się zaśmiał i w odpowiedzi poklepał go po głowie. W dalszym ciągu Ameryka był niesamowicie szczęśliwy, że Anglia  w ogóle ma zamiar tam być.
Kiedy obudził się rano w dniu urodzin, uśmiechnął się promiennie i odwrócił, żeby obudzić Anglię. Ku jego rozczarowaniu, Brytyjczyka już w łóżku nie było. Smutek nie trwał jednak długo i Ameryka wyskoczył spod kołdry, pędem zakładając ubrania, oczywiście wliczając w to swoją kurtkę-pilotkę. Zbiegł po schodach i nawet nie próbował być cicho, wpadając ślizgiem do kuchni. Zdziwiony, dostrzegł, że Anglii nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Usłyszał dźwięki dochodzące z salonu i pobiegł w tę stronę, odkrywając coś zupełnie niespodziewanego.

- Ve, ciao Ameryko! Buon compleanno! – powitał go Włochy, siedząc na kanapie obok swojego zirytowanego brata.
- Oh. Hej, Włochy. Hej, Romano. Co tu robicie chłopaki? – spytał Ameryka, niezdarnie machając do nich.
- Ten cholerny krzaczastobrwisty sukinsyn powiedział, że mamy dziś rozpraszać twoją uwagę, więc pójdziesz teraz z nami – odparł Romano, krzyżując ręce na piersi.

Ameryka zaśmiał się i wyraził zgodę, żeby z nimi iść. Najpierw odwiedzili autentyczną włoską restaurację, na przekór Ameryce, który wolał McDonalda. Włochy i Romano zapłacili za jedzenie i zaciągnęli Amerykę do kolejnego miejsca. Spędzili kilka godzin łażąc po centrum handlowym, a później przeszli do salonu gier. Po kilku rozgrywkach stwierdzili, że Ameryka jest najlepszy w strzelankach, Włochy ma największe szczęście w grach losowych a Romano przodował w Dance Dance Revolution.
Następnie poszli na lunch do lokalu gastronomicznego, potem oglądali wystawy sklepowe i nawet namówili Romano , żeby pobawił się z nimi zabawkami. Ameryka ostatecznie kupił trochę klocków lego, żeby kontynuować budowę swojego miasteczka lego. W końcu, Romano sprawdził godzinę i oświadczył, że czas wracać. Ameryka złapał ich obu za ręce i wyciągnął z centrum. Kiedy dotarli do samochodu, Romano w odwecie zdzielił go przez głowę.
Przed domem, Ameryka wyskoczył z auta i wbiegł do mieszkania. Zmieszał się, kiedy nie zobaczył nic nadzwyczajnego. Bracia weszli za nim, Romano potrząsając głową a Włochy chichocząc. Włochy złapał go za rękę i Romano popchnął go do przodu, prowadząc na podwórze. W chwili, w której drzwi się otworzyły Ameryka zdezorientował się przez nagły wybuch konfetti i słowo „niespodzianka” krzyczane w najróżniejszych językach.
Oczy Ameryki rozszerzyły się, gdy dotarło do niego co widział. Jego podwórko zostało przekształcone w urodzinowy raj. Były tam pochodnie ustawione w luźnym kole, które miały za zadanie odstraszyć komary, gdy zrobi się późno, stoły obstawione jedzeniem, na kolejnym włączony zestaw stereo, serpentyny zwisające z drzew i krzewów i grupka krajów z nieśmiało uśmiechającym się Anglią na przedzie. Ameryka potknął się popychany przez Romano, który wraz z bratem dołączył do reszty państw. Oprócz tej trójki wspomnianej wcześniej, byli tu także Francja z ramieniem oplecionym wokół Kanady, Rosja górujący nad Chinami, Prusy opierający się na ramieniu Niemiec najlepiej jak umiał i spokojnie stojący obok Hiszpanii, Japonia.
- No więc, co o tym sądzisz? – spytał Anglia, podchodząc bliżej.
- Trochę mniejszy tłok niż normalnie. - zaczął Ameryka, na co Anglia spochmurniał. – Ale i tak jest totalnie niesamowicie.
- Imprezę czas zacząć! – krzyknął nagle Prusy, na co państwa stojące najbliżej zareagowały podskokiem.
Ameryka przytaknął i wieża stereo została podkręcona na full. Anglia czule pokręcił głową, gdy Ameryka wydał okrzyk radości i powędrował w stronę stołu z jedzeniem, i za nim podążył. Kraje jadły, tańczyły i w międzyczasie rozmawiały z solenizantem. Anglia po części spodziewał się, że zostanie zepchnięty na bok w tej całej bieganinie, ale o dziwo Ameryka trzymał go przy sobie cały czas. W którymś momencie nawet namówił mniejszy kraj do tańca.
Kiedy muzyka nagle przerwała i Niemcy poprosił wszystkich o uwagę, Ameryka zmieszany obserwował jak wszystkie państwa ustawiły się wokół jedynego pustego stołu. Anglia posłał mu pocieszający uśmiech i poprowadził go do końca stołu, gdzie kazał mu usiąść, sam zaś zajął miejsce po drugiej stronie. Wszystkie państwa, poza Anglią, stały.

- Ameryko, tak jak mówiłem, zaplanowałem na dzisiaj coś specjalnego. Przyjęcie było tego częścią, ale teraz przejdziemy do najważniejszego. Wszystkie obecne tutaj kraje wiedzą o tym przez co ostatnio przeszedłeś, niektórzy bardziej niż inni, i wszyscy postanowiliśmy cię wesprzeć. Żeby pokazać ci jak bardzo nam na tobie zależy, przygotowaliśmy dla ciebie parę słów – Anglia usiadł, a Kanada wstał.
- Na początku, chciałbym ci życzyć wszystkiego najlepszego, bracie. Kolejny raz jesteś o rok starszy i oczywiście twoja impreza bije moją na głowę. Mimo to, niedużo – Kanada przerwał na moment i spojrzał na Francję. – Kiedy pierwszy raz usłyszałem co się stało, pomyślałem „niemożliwe, nie ma mowy, że mój brat, mój silny, starszy, mocarny brat, który zawsze był wesoły, pozwolił doprowadzić się do takiego stanu. Przejrzałem na oczy dopiero, gdy znalazłem cię nieprzytomnego w uliczce w Londynie – ponownie spauzował, przypominając sobie widok swojego brata, brudnego, mokrego, całkowicie pokonanego. – Niesamowicie mi ulżyło, kiedy otworzyłeś oczy. Jednak ta ulga szybko zmieniła się w zmartwienie, bo przez następne dni byłeś taki… pusty. I gdy Anglia poprosił nas o zabranie cię do siebie, żeby nie mógł się tobą opiekować, byłem strasznie wściekły. Po tym, zdałem sobie sprawę jakim niesamowitym człowiekiem był Anglia i jak bardzo cię kochał, sprawiając, że opieka nad tobą wydawała się prosta. Kiedy wpadł do nas w środku nocy, żeby cię zobaczyć, byłem niewiarygodnie szczęśliwy, słysząc jak na niego krzyczysz – Kanada zachichotał, a oczy zaszły mu łzami. – W tamtym momencie twój rozzłoszczony, zdenerwowany głos był najcudowniejszym jaki słyszałem. Teraz, nawet jeśli całkowicie nie wyzdrowiałeś, jesteś tutaj. Nie mógłbym prosić o nic lepszego niż to. Zawsze będę przy tobie bracie, nawet jeśli tego nie lubisz – Kanada usiadł, wycierając łzy, i wstał Francja, poklepując go po ramieniu.
- Joyeux anniversaire, Amerique. Rok starszy i wciąż tak samo przystojny – zaczął Francja i mrugnął porozumiewawczo okiem, otrzymując w odpowiedzi piorunujące spojrzenie Anglii i chichot Ameryki, Hiszpanii i Prus. – Znam cię już tak długo jak Anglia. Walczyłem z nim o ciebie, a następnie, szczerze mówiąc, pomogłem ci stać się wolnym, żebyś mógł do niego wrócić. Wciąż jednak, to nie było moją jedyną intencją. W miarę jak uświadomiłem sobie co do niego czujesz, wiedziałem, że musicie stać się sobie równi. W przeciągu upływu lat zauważyłem, jak daleko od siebie trzymał cię Anglia, ubolewałem nad jego zażartością. Ponieważ, nawet jeśli nie zdawał sobie sprawy, mogłem zobaczyć go zakochującego się w tobie i walczącego na każdym kroku. Kiedy dowiedziałem się o twoim stanie, zaniepokoiłem się, ale nie byłem zbytnio zdziwiony. W końcu przeszedłem przez to samo po utracie Joan i sam Anglia taki był, gdy go opuściłeś. Kiedy osoba, którą kochasz, odchodzi albo wiesz, że nic do ciebie nie czuje, to nie jest trudne do odkrycia. – ku zdziwieniu kilku państw, Anglia rzeczywiście wyglądał na speszonego przez wspomnienie Joan d’Arc – Dowiadując się, że główną przyczyną tego zajścia był Anglia, wiedziałem, że były dwie rzeczy, których potrzebujesz. Anglii i przywrócenia woli życia. I nagle wasza dwójka nieprawdopodobnie zakochanych udowodniła mi, że się myliłem, zwyczajnie na siebie krzycząc i razem zasypiając, co jakimś cudem wszystko naprawiło – Francja wyglądał na poirytowanego na co kilka państw zareagowało śmiechem – Twój stan się polepsza i niesamowicie mnie to cieszy. Pamiętaj, że zawsze zrobię wszystko co w mojej mocy, by ci pomóc.

Po Francji był Rosja. Z początku było dobrze, tęgi mężczyzna życzył mu wszystkiego najlepszego i ,ku zaskoczeniu Ameryki, wyrażał się o nim bardziej jako partnerze do sparingu niż jako wrogu. Dalej już było tylko gorzej. Obydwaj byli tak wściekli, że reszta obawiała się czy nie zaczną się bić, więc przeszli do Chin, który zrobił mu wykład na temat dojrzałości. Następnie Włochy, który ostatecznie zaczął biadolić na temat makaronu, na co Niemcy kazał mu się zamknąć. Sam zaś życzył mu wszystkiego najlepszego i powiedział, że ma być silny.
Kolejny był Romano i ograniczył się do komentarza, żeby „nie zachowywał się jak sukinsyn”, na co Hiszpania parsknął śmiechem i również złożył mu życzenia, oferując w przyszłości swoją pomoc, gdyby była potrzebna. Prusy pominął ważniejszą część i powiedział mu, aby w dalszym ciągu był zajebisty, nawet jeśli nigdy nie będzie tak zajebisty, jak on. Niemcy posłał mu piorunujące spojrzenie, sprawiając, że albinos zaśmiał się irytująco, nim usiadł. Potem wstał Japonia, winszował mu i uprzejmie zaoferował swoje wsparcie. W końcu nadeszła kolej Anglii.

- Cóż, na początku wszystkiego najlepszego, kochany. Muszę powiedzieć, że naprawdę wyrosłeś na cudownego człowieka. Nie mogę zaprzeczyć, że jestem z ciebie dumny – Anglia uśmiechnął się, a na jego twarzy wyrósł delikatny rumieniec. – To jest pierwszy raz, kiedy jestem obecny na twoich urodzinach i naprawdę chciałem sprawić, by były wyjątkowe. Sądząc po twojej twarzy, mniemam, że odwaliłem kawał dobrej roboty. Nawet jeśli myśl o twojej rewolucji wciąż odrobinę boli, wydaje mi się, że już lepiej rozumiem twoje powody i akceptuję je. Ostatecznie nie bylibyśmy tu gdzie jesteśmy, gdyby to się nie stało. Jedyną rzeczą z naszej przeszłości, której żałuję, jest to, że zadałem ci tyle bólu. Kiedy znalazłem cię w twoim pokoju, moje serce pękło jak nigdy dotąd – na myśl o tym oczy Anglii napełniły się łzami. – Nawet jeśli nie wiedziałem dlaczego, byłem zdeterminowany, by ci pomóc. Nawet jeśli momentami było to odrobinę dziwaczne, dalej to robiłem. Ale kiedy dowiedziałem się, że to przeze mnie stałeś się taki, kolejny raz złamało mi się serce. W końcu jak mógłbym być dla ciebie dobry, sprawiając ci tyle cierpienia? Jeszcze więcej bólu zadałem ci, by w końcu sobie zdać sprawę, że jeśli jesteś najważniejszy dla kogoś, kto cię kocha, to ta osoba pomaga ci być silnym. Obiecuję zostać przy tobie i być twoją siłą, nie ważne co. Nawet jeśli kiedyś na wojnie będziemy walczyć po przeciwnych stronach, będę cię wciąż kochał. Będę cię kochał na zawsze, nawet jeśli dojdzie do tego, że będziesz mnie nienawidził. Zawsze będę obok ciebie i dla ciebie, Ameryko.
Po skończonej przemowie, łzy leciały po policzkach wielu krajów. Ameryka wytarł swoje własne i okrążył stół, by przytulić Anglię, który również płakał. Następnie otoczył ramieniem Kanadę, zamykając go w uścisku.

- D-dzięki chłopaki –powiedział do całej grupki. – Nawet nie macie pojęcia, ile to dla mnie znaczy.


Po tym, łkający Włochy i Hiszpania z mokrymi oczami dołączyli do objęcia. Prusy w końcu zaśmiał się w sposób, który nie był irytujący i klepnął go w ramię. Rosja uśmiechnął się nie-strasznie i lekko stuknął Amerykę w głowę swoim kranem, podczas gdy Chiny życzył mu szczęścia. Francja dosłownie kwieciście mu pogratulował, a Japonia i Niemcy stali na skraju grupy, uśmiechając się lekko. Tak, może Ameryka nie wyzdrowiał, może jego związek z Anglią nie był idealny i może Ameryka ma najdziwaczniejszych przyjaciół na świecie. Ale w sumie, uznał, że jednak jest szczęściarzem.







poniedziałek, 21 lipca 2014

BROKEN Rozdział X Part 2

Przepraaaaszaaam!!! ;____; Wszystkich, którzy czekali - przepraszam. Wieem, minęły prawie 2 miesiące, to wszystko przez szkołę i dopiero parę dni temu wróciłam z Włoch. Możecie mnie bić, bo wiem jakie to stresujące, gdy czeka się na następny rozdział, ale nie za mocno, bo jeszcze epilog czeka xD
Nie mam zielonego pojęcia za co się wziąć po skończeniu tego - znalazłam fajne opko, bardzo podoba mi się fabuła, ale cóż... znowu UsUk heh, w dodatku 25 rozdziałów i nieskończony ._. Ten miał 10 rozdziałów i prawie rok mi to zajęło, a co dopiero tamten. Ahh! Powinnam przestać tak martwić się przyszłością i żyć chwilą, jak przetłumaczę epilog to zacznę szukać. Chyba, że macie jakieś życzenia? Oneshoty, pairingi, cokolwiek, pomóżcie ludzie!
Aha! Jeszcze jedno - zauważyliście pewnie nowy wystrój bloga! Strasznie mi się podoba, zrobiony przez Szkielet Smoka. Później się okazało, że zamieszkujemy to samo miasteczko. Jaki ten świat mały :P
Dobra koniec biadolenia, zapraszam do czytania :D



Rozdział X
Part 2


          Anglia patrzył na telefon, nim się w końcu zorientował, że jego rozmówca się rozłączył. Powoli odłożył urządzenie i poszedł do innego pokoju. Nawet zanim Ameryka zniknął na jakiś czas, Anglia czuł, że coś jest nie tak. Większość krajów było zmylonych przez jego beztroskie zachowanie, ale Anglia widział momenty, kiedy Ameryka myślał, że nikt nie patrzył i wtedy wyraźnie sprowadzał się na ziemię. Cała pozytywna energia znikała i udręczone spojrzenie pojawiało się w jego oczach.
          Czy to mogły być te koszmary? Jeśli tak, to dlaczego Ameryka wołał właśnie jego? Anglia usiadł na krześle, pochylił głowę i trzymając ją w dłoniach, myślał. Ameryka nie wzywał go z żadnego powodu od czasów dzieciństwa. Nawet przed rewolucją żyli z dala od siebie.
Z pewnością nie pokazywał żadnego znaku przywiązania do starszego kraju od tego okresu. Gdy tylko tak pomyślał, jego mózg zdecydował, aby udowodnić mu, że się myli. Wspomnienie mignęło w jego umyśle, coś co stało się chwilę po Blitz*. Anglia siedział w namiocie szpitalnym, a jego rany były opatrywane, kiedy nagle wpadł Ameryka. Brytania był zdziwiony, jako że w ogóle się go nie spodziewał.
Na początku się kłócili, Ameryka powiedział coś o tym, jakim to starszy kraj jest głupkiem, że został zraniony. Anglia myślał, że potoczy się to tak źle, jak ich każde spotkanie za tamtych czasów, ale Ameryka szybko zaskoczył go po raz kolejny. Gdzieś w połowie ich słownej potyczki zaczął się śmiać. Anglia zaczął krzyczeć, ale gdy Ameryka ni stąd ni zowąd zrobił się poważny, przestał.
Anglia siedział na noszach, więc Ameryka bez problemu mógł podejść i spojrzeć na niego z góry. Anglia mrugnął i zamierzał coś powiedzieć, ale Ameryka zaczął się schylać. Położył ręce na dłoniach Anglii, toteż starszy kraj nie mógł się wymigać. Schylał się coraz bardziej aż ich nosy były na tej samej wysokości i gdy już Anglia myślał, że Ameryka zamierza go pocałować, ten nagle się wyprostował i poczochrał Brytyjczykowi i tak już niechlujnie ułożone włosy. Na widok zaskoczonej i lekko rozczarowanej miny Anglii, Ameryka znów wybuchnął śmiechem. Anglia wypędził go z pomocą przeróżnych szpitalnych przyrządów i opryskliwych słów.
Czy to możliwe, że próbował go pocałować? Anglia plasnął się w głowę, kiedy zdał sobie sprawę, jakim był idiotą. Po przeanalizowaniu tych kilku lat wstecz, zaczął widzieć te małe wskazówki, które zostawiał mu Ameryka. Jak mógł być tak głupi? Anglia nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wpełznął mu na twarz, i zaczął pakować swoje rzeczy, śmiejąc się cicho.
Następnego dnia Anglia znalazł się na lotnisku w Kanadzie. Zadrżał lekko, gdy tylko zawiał wiatr, przedostając się przez jego kurtkę, sweter i koszulkę, przeszywając go prosto do szpiku kości. Prawie dwie godziny zajęło mu wezwanie taksówki i zdążył przekląć całe miasto. Dał kierowcy adres Kanady i był w szoku, kiedy ten powiedział mu, że może go zawieźć co najwyżej na skraj miasta. Co znaczyło, że będzie musiał iść w zimnie około dwóch mil.
Anglia westchnął, ale się zgodził, nie chcąc marnować czasu na wynajęcie samochodu. Po dotarciu na obrzeża miasta, Anglia podziękował kierowcy i zapłacił mu, zanim zabrał walizkę i zaczął iść. Tylko kilka samochodów przejeżdżało obok, ale o dziwo prawie każdy z nich zatrzymał się, żeby spytać czy się zgubił albo potrzebuje podwózki. Anglia uśmiechał się uprzejmie i dziękował za propozycję, ale je odrzucał. Kanadyjczycy naprawdę są mili… Pomyślał z uśmiechem.
Gdy w końcu dotarł do domu, wypuścił z ust cichy jęk ulgi. Postawił swój bagaż i zapukał do drzwi. Słychać było dźwięki rozmów, szuranie nogami, coś jakby spadło, ciche przekleństwo i w końcu cisza. Anglia zaczął się niepokoić po minucie, sprawdził zegarek i zdał sobie sprawę, że była prawie trzecia nad ranem. Naprawdę powinien pamiętać o strefach czasowych. Drzwi nagle otworzyły się, wyrywając go z przemyśleń.
- … Arthur? – Francja przyjrzał mu się bliżej zmęczonymi oczami, prawie jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
- Ah, um, tak. Przepraszam za późne najście. Po prostu pomyślałem, że może złożę wam wizytę… jeśli nie macie nic przeciwko… - Anglia ucichł, czując się jak idiota.
- Oui, oczywiście! Wchodź! – Francja otworzył szeroko drzwi z uśmiechem i nawet pomógł mu wnieść jego walizkę.
- Ah… Dziękuję – odparł Anglia, delikatny rumieniec oblał jego policzki.
Kiedy Kanada wszedł do pokoju, jego rumieniec stał się trochę ciemniejszy.
- Anglia? Co ty tutaj robisz? – spytał Kanada, wyglądając na zmieszanego i zmęczonego, zupełnie jak Francja.
- Oh, um… Cóż, pomyślałem, że was odwiedzę. – Anglia odwrócił wzrok, czując się trochę nieproszony.
- Oh… Okej… - wyglądało to tak, jakby fioletowooki kraj chciał powiedzieć coś więcej, ale przerwały mu te same krzyki, które Anglia słyszał przez telefon.
Francja i Kanada wymienili zaniepokojone i poirytowane spojrzenia, nim skierowali wzrok na Anglię. Ku ich zdziwieniu, Anglia już podążał za krzykami w głąb domu. Dotarł do wejścia i wziął głęboki wdech, mając wrażenie lekkiego deja vu. Otworzył drzwi, ale zamarł w bezruchu na widok przed nim. Ameryka rzucał się na łóżku, oczy miał zamknięte, a twarz zaciśniętą z przerażenia. Przestał krzyczeć i zaczął cicho skowyczeć, co było w jakiś sposób gorsze niż te krzyki. W dalszym ciągu, Anglia nie mógł zmusić się do poruszenia.
- … A-Anglio... – Ameryka skomlał lekko.
Po usłyszeniu tego dźwięku momentalnie oprzytomniał i ruszył naprzód. Usiadł na łóżku i złapał Amerykę, wciągając go na swoje kolana i wtulając jego głowę w swoje ramię. Ignorując fakt, że był bez koszulki i pokryty potem, Anglia zaczął gładzić go po plecach i łagodnie szeptać słowa, które miały go uspokoić. Kiedy Ameryka znieruchomiał, ale nie przestał chlipać, Anglia  zaczął śpiewać mu piosenkę, którą mu śpiewał w dzieciństwie. Serce Anglii prawie boleśnie zacisnęło mu się, gdy ręka Ameryki chwyciła jego koszulkę i jego cichy odgłos rozpaczy zamarł.
Anglia odgarnął mu włosy z oczu, uśmiechając się lekko. Uśmiech zniknął, kiedy Ameryka powoli otworzył oczy. Oba kraje patrzyły na siebie, nie wiedząc co powiedzieć. Ameryka usiadł, ale nie puścił koszulki Anglii. Anglia mógł dostrzec emocje przepływające przez jego oczy i marzył, żeby było coś, co mógłby zrobić, żeby pomóc.
- C-co… co ty tutaj robisz? – Ameryka zapytał cicho.
- Ja… ja jestem tu, żeby naprawić wszystkie szkody, które wyrządziłem. – Anglia uśmiechnął się cicho, pozwalając, aby w jego oczach zabłysła miłość. – I zaopiekować się osobą, która jest dla mnie najważniejsza.
Ameryka przypatrywał mu się przez chwilę, zanim odpowiedział.
- W takim razie musisz naprawdę nienawidzić całej reszty krajów.
Anglia mrugnął głupkowato, zanim dotarło do niego znaczenie tych słów. Ameryka ciągle myślał, że on go nie kocha. Anglia westchnął i przekręcił głowę, przeczesując palcami włosy. Czuł na sobie wzrok Ameryki, ale nie był pewny co powiedzieć. Musiał mieć nadzieję, że prawda będzie wystarczała.
- Spójrz, Ameryko, ja… ja wiem, że nie jestem całkowicie szczery. I wiem, że my nigdy nie wyglądaliśmy, jakbyśmy się naprawdę dogadywali, ale… - Anglia zarumienił się lekko. – Ale się o ciebie troszczę. Naprawdę. Ponieważ cię ko-
- Nie! Nie mów tego! – przerwał mu Ameryka, szybko odsuwając się od niego.
- Ameryko – Anglia próbował go dosięgnąć, ale Ameryka odtrącił jego dłoń, a jego oczy wypełniły się łzami.
- Nie kochasz mnie. Co najwyżej współczujesz. Nie chce, żebyś mi to mówił tylko dlatego, że myślisz, że przez to poczuję się lepiej.  – powiedział Ameryka, przesuwając się cal po calu do brzegu łóżka.
Anglia spojrzał na niego i prychnął poirytowany. Ameryka naprawdę był zbyt uparty.
- Ameryko, posłuchaj… - Anglia spróbował ponownie.
- Nie. Nie chcę! Nie będę! – Ameryka znów mu przerwał.
Anglia burknął i rzucił się na wprost, przygważdżając młodszy kraj do łóżka. Wiedział, że Ameryka z łatwością mógłby go zrzucić i nawet zranić go w tym procesie, ale miał nadzieję, że szok powstrzyma go od tego pomysłu. Z oczu Ameryki Anglia wywnioskował, że teraz miał całkiem niezłą szansę.
- A teraz się zamkniesz i mnie do cholery posłuchasz, kurna! Rozumiesz? – zapytał Anglia, nie dbając, że Francja i Kanada mogliby go usłyszeć.
Ameryka kiwnął głową, zbyt oszołomiony by mówić.
- Kocham cię! Nie próbuj nawet kręcić na mnie głową, idioto, ponieważ tak jest. Nie mówię tego z litości. Do diabła, wątpię, że ktoś kiedykolwiek mógłby się nad tobą litować. – Anglia wziął głęboki wdech, ignorując łzy, które powoli wylewały się z pięknych niebieskich oczu, patrzących na niego. – Mówię to, bo to prawda. Wiesz dlaczego?
Ameryka potrząsnął głową, a łzy spływały mu po twarzy.
- Kocham cię, ponieważ jesteś najbardziej niesamowitym krajem, jaki kiedykolwiek spotkałem. W dniu, w którym cię poznałem, kochałem cię, nawet jeśli wtedy było inaczej. Nawet jeśli Francja gotował lepiej ode mnie i z pewnością nie był taki straszny, ty wybrałeś mnie, tylko dlatego, że płakałem. Moja miłość rosła w miarę jak pokazałeś mi swoją dobroć, podziw dla świata, ciekawość i inteligencję. – Anglia wziął kolejny oddech, chcąc powstrzymać własne łzy. – Gdy stałeś się starszy zacząłeś mnie fascynować swoimi zwięzłymi przebłyskami mądrości, humoru i poczucia sprawiedliwości. Nawet podczas rewolucji amerykańskiej, cały czas cię kochałem, gdy pokazałeś mi, jak silny jesteś. Psiakrew, pokonałeś mnie w moich latach rozkwitu z pomocą bandy cholernych farmerów. Teraz, kocham cię z powodu twojego dziecięcego entuzjazmu, z tego, że wciąż zachwycasz się światem, przez twoją nieustępliwość i ,czasem cholernie absurdalną, determinację, silne poczucie sprawiedliwości i siły, którą wciąż masz i nawet twój strach przed duchami i głupie bohaterskie pomysły.
- A-ale p-powiedziałeś – Ameryka mógł ledwo mówić przez łzy płynące w dół jego twarzy.
- Wiem. Przepraszam. Przyrzekam, że nie miałem nic z tego na myśli. Poza tym, nawet jeśli żaden inny kraj by cię nie lubił, ja nadal bym cię kochał, bez względu na wszystko. – Anglia w końcu się uśmiechnął i pozwolił swoim własnym łzom wypłynąć, podczas gdy delikatnie otarł z łez twarz Ameryki.
Ameryka nagle się podniósł, zamykając Anglię w szczelnym uścisku.
- J-ja ciebie też kocham. – załkał Ameryka.
- Wiem kochany, wiem. – Anglia delikatnie gładził jego włosy.
          Ameryka w końcu się uspokoił i razem z Anglią podzielili delikatny pocałunek. Kiedy Anglia chciał zejść z łóżka, Ameryka złapał go za rękę, bezgłośnie błagając, żeby został. Anglia czule pokręcił głową, a następnie dołączył do Ameryki i ułożył się w łóżku. Za drzwiami Kanada i Francja obserwowali z zadowolonymi minami jak dwa kraje przytuliły się i powoli zasnęły. Sami złapali się za ręce, dzieląc ich własny miłosny pocałunek, i udali się do swojego pokoju na spoczynek.
           Następnego dnia Anglia został obudzony przez intensywne światło słoneczne. Zasłonił oczy i przeklął cicho, przez przypadek budząc kraj śpiący obok niego. Ameryka spojrzał na niego przez chwilę, zanim jego oczy wypełniły się uwielbieniem, a on sam promiennie się uśmiechnął. Anglia się zaśmiał i go powitał. Obaj wstali i się przebrali, Anglia w łazience i Ameryka w sypialni, a następnie wyszli z pokoju. Spędzili jeszcze kilka dni u Kanady i później wyjechali do domu Ameryki.


          Raptem parę dni później zadecydowali, że nie chcą się rozdzielać, zamiast tego będą przez jakiś czas zamieszkiwać u siebie nawzajem. Po kilku miesiącach Anglia zaskoczył Amerykę, wyjawiając mu swoje ludzkie imię. Ameryka przytulił go, tak mocno, że mógłby go uszkodzić, i powiedział mu własne. Oczywiście ich związek nie był perfekcyjny. W dalszym ciągu kłócili się dość często i czasami kończyło się to spaniem w oddzielnych pokojach, ale szybko się godzili, bo nie potrafili być na siebie wściekli. Obaj wiedzieli, że pomiędzy nimi nie jest lekko, ale wiedzieli też, że żaden z nich nie poddałby się, mimo wszystko.






*Blitz - seria niemieckich nalotów na Uk podczas WWII

PS.: W wordzie wydawało mi się dłuższe...


środa, 28 maja 2014

1000 wyświetleń bloga!

       No i doszliśmy do magicznej liczby 1000 wyświetleń. Z tej okazji mam dla was niespodziankę, czyli drabble (trochę dłuższy niż normalne drabble, ale to chyba lepiej?), który został napisany dla mnie przez Ljlo :D Męczyłam ją o napisanie mi UsUka przez hmm dość długi czas i w końcu się doczekałam! A że jest dość zabawny i uzyskałam zgodę na opublikowanie (yay!) to dlaczego miałabym się nie podzielić?


Tytułu brak


- Arthur, proszę cię, wyjmij go.
- Nie.
- Wyjmij. - tonowi głosu Ameryki naprawdę daleko było do uprzejmości.
Źle, przebiegło mu przez myśl dokładnie w tej samej chwili, w której ponownie usłyszał taką samą odpowiedź. Anglia naprawdę nie lubił rozkazów i faktem oczywistym było to, że nie ma najmniejszego zamiaru go wykonać. Musiał spróbować jeszcze raz, ale w zupełnie inny sposób.
- Arthur... - zaczął łagodniej. - Zaglądałeś do wnętrza? Może naprawdę już czas go wyciągnąć...
- Jeszcze nie.
Jego westchnięcie przeszyło na moment ciszę, jaka zapadła po ostatniej odpowiedzi. Pieprzony uparciuch, przeszło mu przez myśl, wciąż odstawiał przy swoim. Zamiast kierować się jego wskazówkami (przecież, na Boga, był bardziej doświadczony i, nie tylko swoim skromnym zdaniem, ale i większości państw, uzdolnionym w tej dziedzinie!), wciąż obstawiał przy swoim.
Milczenie jednak wzmogło w Ameryce irytację, po czym huknął.
- Wyciągaj go! Już!
- Nie!
- W tej chwili go wyciągnij!
- Nie!
Och, nie, tego było już dla niego za wiele. Był na tyle zdeterminowany, żeby zrobić to samemu wbrew woli inicjatora gołymi rękoma. Byłoby to zdecydowanie pochopne i niezbyt roztropne posunięcie, o czym oboje doskonale wiedzieli.
- Na co czekasz, Alfredzie? - miał niemal stuprocentową pewność, że jego rozmówca uśmiecha się ironicznie, zadając te niewinne pytanie. - Nie wyciągasz go?
- Apeluję do ciebie po raz kolejny i ostatni, że już dawno spokojnie doszedł i przetrzymując go tam, przedobrzysz i wystawisz nas na pośmiewisko przy gościach, którzy pewnie już są w drodze. - powiedział ostro na jednym wdechu.
- Nie teraz. - odmruknął zirytowany. - I siedź spokojnie, bo mnie rozpraszasz tym swoim ciągłym gadaniem.
Kolejne westchnięcie. I następne. Dziesiąte.
- Czujesz to?
- Czuję, ale ze względu na kulturę i przyzwyczajenie ignoruję twoje wietrzne problemy, kiedy jesteśmy sam na sam. Tak, teraz powinieneś przeprosić.
- Co? To nie ja! - Ameryka oburzył się. - To on tak śmierdzi, bo go przetrzymujesz od ponad kwadransu! Wyjmij go w końcu!
Anglia nie skapitulował tak łatwo, ale z każdą sekundą nieprzyjemny zapach utwierdzał go w przekonaniu, że faktycznie coś jest nie tak. Wciągnął więc na swoje dłonie rękawiczki, zignorował groźne łypnięcie wzrokiem, kiedy rozległo się pukanie do drzwi, po czym przerzucił powoli wzrok w dół.
***
- No, czekam. - stwierdził z wyraźnym niezadowoleniem Anglia, opierając się o framugę drzwi i krzyżując ręce na piersi. - Nasłuchałem się przez cały wieczór idiotycznych żartów żabojada z tego powodu, więc twoje "a nie mówiłem" nie zrobi mi żadnej różnicy.
- A nie mówiłem? - spytał z mimowolnym uśmiechem, który wpełzł na jego usta Ameryka, po czym jego rozmówca pokiwał z dezaprobatą głową. - Miałem rację, Arthur. Znowu. Przyzwyczaiłem się, że w tej kwestii jesteś antytalentem.
Wzruszył ramionami.
- Następnym razem, wyjmę tego cholernego ptaka szybciej.
- Nie, Arthurze. W następne święto dziękczynienia zaproszę cię pod warunkiem, że nie będziesz miał ani styczności z indykiem, ani - tym bardziej - z moim piekarnikiem. Jak twoja ręka?






Oczywiście, że chodziło o indyka wy zboczuchy!!! Myśleliście, że o co innego? Swoją drogą, uwielbiam takie podchwytliwe ff. Myślisz sobie "ooo będzie się działo", a tu klapa - w rzeczywistości to tylko zwyczajnie opko z podtekstami, które robi z ciebie zboczonego dupka xD

piątek, 23 maja 2014

BROKEN Rozdział X Part 1

Dobra to dzisiaj sobie trochę popiszę. Gdy zakładałam tego bloga, postanowiłam sobie, że nie będę spamować na cudzych blogach ani zmuszać czytelników do komentowania (coś w stylu: "przeczytałeś/aś - zostaw komentarz"), bo zawsze osobiście mnie to denerwowało i pewnie nie tylko mnie, więc uznałam, że jest mi obojętnie czy ktoś komentuje czy nie. Sama również przy czytaniu fan fiction nie zawsze komentuje, bo po prostu mi się nie chce (jak ma się 112 opowiadań w follow to nie ma się co dziwić). Ale! Pewna osoba ostatnio dała mi do zrozumienia, jak wielką moc mają komentarze i jakiego dają kopa. Po prostu nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że jeden komentarz napisany nie z przymusu, ale z własnej inicjatywy sprawia, że człowiek od razu czuje się doceniany i ma chęć na dalszą pracę. A jak człowiek otrzymuje komentarz na o la Boga! 25 linijek (mam nadzieję, że dobrze policzyłam i się nie zbłaźniłam) to już w ogóle euforia, jakby wygrał 5 mln w totka xD Tak więc drogi Anonimku: dziękuję Ci za odpędzenie mojej "translatorskiej blokady" i jestem pewna, że gdy w przyszłości znów mnie nawiedzi, to po prostu przeczytam po raz setny Twój komentarz :D Oczywiście pamiętam także o reszcie komentarzy i nawet jeśli nie jest ich dużo (albo są od przyjaciół xD), to zawsze miło się je czyta. 
Podsumowując, zaczynam komentować każdy ff, który przeczytam. Trochę mi to zajmie, biorąc pod uwagę ich liczbę i to, że wszystkie są po angielsku.... Eh, no ale wakacje za pasem, będzie co robić!!
Tymczasem ENJOY READING!!! 



Rozdział X 
Part 1


Naprawiony


Kanada z jękiem oparł się na fotelu i obiema dłońmi zaczesał włosy do tyłu. Szczerze mówiąc, nie spodziewał się, że opieka nad Ameryką będzie taka ciężka. Anglii wychodziło to bezproblemowo. Kanada uśmiechnął się smutno. Anglia opiekował się nimi, gdy byli mali, więc to nie było niespodzianką, że tak dobrze sobie radził.
Mimo wszystko, było to absolutnie wyczerpujące. Musiał go budzić, ubierać, zaprowadzać do stołu i praktycznie zmuszać do jedzenia. Następnie musiał mieć go na oku przez cały dzień, w przeciwnym razie Ameryka nie robiłby zupełnie nic. To i tak były błahostki w przeciwieństwie do jego koszmarów. Kanada wiedział o nich wcześniej, ale nie spodziewał się, że są aż tak nieznośne. Przerażone krzyki Ameryki budziły Kanadę i Francję prawie każdej nocy, a sam Ameryka odmówił rozmowy na ten temat.
To wszystko sprawiało, że miał czas dopiero, gdy kładł Amerykę do łóżka i wówczas zabierał się do pracy spoglądając na notatki z cichym jęknięciem. Ameryka przebywał tu niemal miesiąc, a stosik papierów nareszcie powoli stawał się coraz mniejszy. Kanada westchnął, złapał kolejną kartkę i pisał coś w miejscach, gdzie było to konieczne. Wiedział, że każdy arkusz jest ważny, ale nie mógł nic na to poradzić, że miał chęć wyrzucenia ich wszystkich. W każdym razie, był skupiony tak bardzo, że nie zauważył nawet, kiedy Francja wszedł do pokoju.
Francja także się martwił, ale z innego powodu. Po prostu spodziewał się wizyty Anglii. Wiedział, że Anglik czuł się winny z powodu swojego roztargnionego zachowania podczas ostatniej konferencji, ale widać to nie wystarczyło, żeby przyjechał.  Francja wiedział, że Arthur jest uparty, ale nie miał pojęcia, że aż tak. Westchnął i potrząsnął głową, zachodząc Kanadę od tyłu.
- Mon amour, jest już późno. Chodź do łóżka. – rzekł delikatnie Francja, kładąc ręce na spiętych ramionach młodszego kraju i łagodnie je masując.
- Przyjdę za minutkę. Muszę tylko uzupełnić kilka dokumentów. – odpowiedział Kanada, opierając się pod wpływem jego dotyku.
- Mówiłeś to godzinę temu, Matthieu. – Francja przestał masować, ale zostawił ręce na jego barkach.
- Wiem. Przepraszam Francis, ale naprawdę muszę to skończyć. – Kanada nie spojrzał na niego, gdy mówił. Zamiast tego skupił wzrok na swojej pracy.
Nagle świat się przechylił i Kanada lekko jęknął, dostrzegłszy, że znajduje się w ramionach Francji. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Francja pocałował go i szybko udał się prosto do sypialni. Kanada westchnął, ale pozwolił Francji się nieść. Kiedy został postawiony na ziemi, odepchnął kolejny pocałunek i podszedł do komody po piżamę. Odwrócił się i zobaczył rozczarowanego Francję robiącego kapryśną minę, która zmieniła się w triumfalny uśmiech, gdy Kanada wślizgnął się do łóżka i dał Francisowi znak, żeby dołączył.
Kilka godzin później Francja obudził się, zdziwiony, że nie przyczynił się do tego krzyk Ameryki a dzwoniący telefon. Wstał z łóżka, pogłaskał Kanadę po głowie i wyszedł na korytarz. Szybko sprawdził co z Ameryką, którego twarz była wykrzywiona z powodu koszmaru, i westchnął zanim przyłożył słuchawkę do ucha.
- Bonjour? – zapytał zmęczony.
Po drugiej stronie przez chwilę panowała cisza, a następnie usłyszał głos – Lepiej żebyś nie powodem, przez który Kanada całą noc nie zmrużył oka, żabojadzie. On potrzebuje snu.
Francja szeroko się uśmiechnął.
- Ah, Anglettere. W końcu postanowiłeś zaszczycić nas swoją obecnością. W pewnym sensie. – odparł sarkastycznie Francja.
Mógł usłyszeć jak Anglia bierze wdech, prawdopodobnie przygotowując się, żeby na niego nakrzyczeć, ale przerwały mu przerażone krzyki Ameryki rozbrzmiewające w całym domu.
- Co to jest do cholery? – zapytał natychmiast Anglia.
- Momencik, sil’vous plait. – odpowiedział Francja.
Przycisnął telefon do klatki piersiowej, żeby stłumić hałas i napotkał zmęczonego Kanadę przy drzwiach od pokoju Ameryki. Z miejsca, w którym stał, mógł dostrzec jak chłopak krzycząc, niespokojnie porusza się na łóżku.
- Kto dzwoni? – spytał Kanada, ledwo będąc w stanie usłyszeć rozzłoszczony głos przebijający się ponad krzyk Ameryki.
- A któżby inny jak nie nasz drogi Anglettere? – odpowiedział pytaniem na pytanie Francja.
- Oh. W takim razie zajmę się Ameryką, a ty z nim pogadaj. – powiedział Kanada, wchodząc do pokoju.
Francja obserwował chwilę, zanim oddalił się od pomieszczenia.
- Co się dzieje z Ameryką? – dopytywał się Anglia, gdy tylko Francja mógł go w końcu usłyszeć.
- Oh? Chcesz wiedzieć? – Francja oparł się o ścianę.
- Oczywiście. Myślisz, że niby dlaczego pytam? – odparł Anglia ze złością.
- Ah, ale nie utrzymywałeś z nami kontaktu odkąd wyjechaliśmy, mon ami. – powiedział Francja
- Powiedziałem ci-
- Oui, oui. Wiem. Ameryce lepiej jest bez ciebie, non? – Francja bez problemu przerwał i tak już zirytowanemu Brytyjczykowi.
- Dokładnie. – odpowiedział smutno Anglia.
- Cóż, osobiście uważam, że jesteś masywnych rozmiarów idiotą. – stwierdził Francja, używając jednego z wyzwisk, którego Anglia często używał w stosunku do Ameryki.
-C- Ty…- Anglia bąknął, nie wiedząc jak odpowiedzieć.
- Chcesz wiedzieć czego dotyczą te wrzaski? – zapytał Francja, marszcząc brwi.
-Huh? T-to znaczy tak. – odparł Anglia zmieszany nagłą zmianą tematu.
- Od dnia, w którym praktycznie wykopałeś go z domu, chłopak, o którego rzekomo się troszczysz, prawie cały czas jest trapiony przez koszmary nocne. Nie tylko jemu nie pozwalają się wyspać, ale budzą także mnie i Matthieu. Najgorsze jest to, że pomimo tego co zrobiłeś, on często woła właśnie ciebie. Teraz, jeśli mi wybaczysz, idę spróbować się trochę przespać, więc powinienem powiedzieć ci adieu. – Francja rozłączył się, obrócił i zobaczył Kanadę spoglądającego na niego z uniesioną brwią.


Kiedy dostrzegł jego zirytowane spojrzenie, Kanada westchnął, podszedł do niego i delikatnie go pocałował. Francja zamknął go w przyjemnym uścisku, który szybko został odwzajemniony. Nawet jeśli ludzie mówili, że był flirciarzem i babiarzem, i nie lubi zobowiązań, Francja wiedział, że nie było mowy, by kiedykolwiek mógł opuścić mężczyznę, który przed nim stał. Jak mógłby zostawić kogoś, kogo tak bardzo kochał, kogoś kto odwzajemniał  tę miłość dziesięćkroć? Francja westchnął, marząc, by Anglia zdał sobie w końcu sprawę, jakie to cudowne uczucie mieć kogoś takiego u swojego boku.



środa, 7 maja 2014

BROKEN Rozdział IX

Koniec słodkiego lenistwa ;___; Przez całą majówkę i dodatkowe 3 dni wolnego (liceum ma wolne, bo matury yay) nie zrobiłam absolutnie nic. Nie zrobiłam prezentacji, nie przeczytałam lektury, nie uczyłam się, najchętniej bym nie wstawała z łóżka. Cud, że znalazłam jakieś chęci, żeby przetłumaczyć kolejny rozdział. Swoją drogą następny jest dość długi O.o i zastanawiam się czy go nie podzielić na krótsze. Boże tyle problemów...


Rozdział IX

Pożegnanie


Na początku Kanada odmówił. Francja spędził resztę dnia obserwując kłótnię dwóch najważniejszych osób w jego życiu. Siedział akurat w kuchni i robił obiad, a humor mu nie dopisywał. Nie dostał nawet całusa od cichego kraju. To było niesprawiedliwe.
Przed chwilą mógł dosłyszeć jak dwóch blondynów sprzeczało się w pokoju dziennym. Mimo tego, że ich dyskusja dotyczyła Ameryki, żaden z nich przez cały dzień nawet do niego nie zajrzał. Francja wziął to na siebie i próbował namówić Amerykę do wyjścia z pokoju, ale on wciąż pozostawał niewzruszony i siedział bezgłośnie na skraju łóżka. Francja nawet zostawił mu lunch, ale gdy wrócił, był nietknięty. Na myśl o zmarnowanym jedzeniu aż się skrzywił, ale szybko otrzeźwiał.
Osobiście zgadzał się z Anglią. Aczkolwiek nie z tego samego powodu. Wierzył, że wcześniejszy plan Anglii był prawie idealny, ale zamiast nacji, które przychodziły, by z nim pogadać, musieli go zabrać do poszczególnych krajów. Musieli mu przypomnieć o wszystkim co kochał. O miejscach i ludziach.
Jednakże nie uważał, że Ameryka musi się odseparować od Anglii. Prawdę mówiąc, prawdopodobnie go potrzebował. Może słowa Anglii były zapalnikiem, które doprowadziły do depresji chłopaka, ale były też inne czynniki. Niewiele krajów wiedziało, że Amerykanin był wrażliwszy niż na to wyglądał. I jak na taki młody kraj, miewał całkiem sporo stresujących sytuacji.
Francja zauważył, że sama obecność Anglii obok sprawiała, że zdeterminowany kraj bardziej się starał. Był pewny, że gdyby Ameryka miał przy sobie Anglię i był aktywnie wspierany, to byłby w stanie zrobić prawie wszystko. To oczywiście nie oznaczało, że Anglia by na to pozwolił, mimo iż był znacznie weselszy, gdy jego były wychowanek był w pobliżu. O ile akurat się nie kłócili. Nagle Francja został wytrącony ze swoich niemych rozważań przez Kanadę i Anglię, którzy właśnie wparowali do kuchni, wciąż się sprzeczając.
- Matthew, proszę. – Błagał Anglia, w desperacji używając jego ludzkiego imienia.
- Powiedziałem nie, Arthurze. Jak możesz zostawiać go teraz samego, skoro tak uparcie twierdziłeś, że się tym przejmujesz. – Kanada zmarszczył brwi i skrzyżował ramiona na piersi.
- Zostawiam go w spokoju, bo się o niego troszczę! Po pierwsze, musi w końcu gdzieś wyjść! Po drugie, moja obecność mu nie pomoże. – Anglia wyglądał na zasmuconego, ale zdeterminowanego.
- Skąd wiesz? – zapytał Kanada.
- Nie wiem. Ale nie chcę ryzykować. Jestem pewien, że poczułby się lepiej, ale jedno słowo mogłoby znowu to zepsuć. – oddech Anglii stał się odrobinę nierówny, a jego oczy zaszkliły się.
- Zgadzam się z Anglettere. – powiedział nagle Francja, zaskakując ich obu. – Dlaczego nie mielibyśmy zabrać Amerique na jakiś czas, hm?
Kanada westchnął, ale gdy Francja uśmiechnął się do niego, nie było mowy, żeby mógł coś zaoponować swojemu chłopakowi. Niechętnie się zgodził, a Anglia posłał mu smutny, ale szczery uśmiech. Następnego dnia zapakowali rzeczy Ameryki i Anglia odwiózł ich na lotnisko. Mimo iż Ameryka nie odezwał się słowem, Kanada czuł, że jego brat stawał się coraz bardziej i bardziej przygnębiony, gdy tylko brytyjski kraj odjechał. Zwrócił swoje zaniepokojone spojrzenie ku Francji, który oplótł go ramieniem i obdarzył pocieszającym spojrzeniem.
- W dalszym ciągu nie uważam, że to dobry pomysł. – powiedział później Kanada, kiedy siedzieli już w samolocie.
- Nie zamartwiaj się tak, mon amour.  Jestem pewny, że wszystko będzie w porządku. – Francja lustrował kochanka podejrzliwym spojrzeniem.
- Co planujesz? – zapytał wiedząc, że coś jest nie tak.
- Zupełnie nic. – odparł Francja przechylając się do tyłu na swoim fotelu.
Zamknął oczy w nadziei, iż to pomoże mu ukryć jego zmartwienie. Ponieważ mówił prawdę. Chciałby mieć jakiś plan, który nie ograniczał się jedynie do modlitw. Modlitw o to, by zacięty kraj, który znał większość swojego życia, wyciągnął w końcu głowę ze swojego, bezsprzecznie atrakcyjnego, tyłka i wreszcie zdał sobie sprawę, jak ważny był dla Ameryki. Najwyraźniej nie udało mu się zamaskować niepokoju, bo poczuł, że dłoń Kanady ścisnęła jego własną i gdy spojrzał w górę, ujrzał na sobie jego wzrok. Francja odwzajemnił uścisk i obydwaj wymienili się czułym uśmiechem, zanim oparli się wygodnie o fotele.

niedziela, 27 kwietnia 2014

BROKEN Rozdział VIII

W ramach rehabilitacji wrzucam kolejny rozdział. Specjalnie siedziałam dziś rano. Szkoda, że zostały do końca już tylko 2 rozdziały i epilog. Chyba powinnam powoli zacząć szukać następnego opowiadania do tłumaczenia, bo to sprawia mi wielką frajdę :D (a przy okazji doszkalam swój angielski). 
Postaram się już wrzucać rozdziały na bieżąco, w miarę moich możliwości. Za wszelkie błędy przepraszam, nie jestem jakoś wybitnie uzdolniona z polskiego i momentami mam straszliwe wątpliwości co do poprawności - "Postawić przecinek czy nie postawić - oto jest pytanie!"
Hmm chyba muszę pokombinować z szablonem, bo mam wrażenie, że tekst jest mało widoczny. Wydaję mi się czy rzeczywiście tak jest?!



Rozdział VIII
Przyczyna i Skutek



 Anglia westchnął i oparł się o ścianę na korytarzu, naprzeciwko wejścia do pokoju Ameryki. Drzwi były zamknięte, ale mimo to wiedział, że młody kraj prawdopodobnie leżał na łóżku i bezmyślnie wpatrywał się w sufit. Arthur nie mógł tego już dłużej znieść. Amerykanin prawie poczuł się lepiej, ale wystarczył jeden błąd, jeden głupi błąd, i znów było tak źle jak wcześniej. Nawet fakt, że Francja i Kanada byli w domu, nie pomagał. Czy istnieje coś, co mogłoby mu teraz pomóc… Zastanawiał się smutno Anglia.
Minęły dwa tygodnie, odkąd Ameryka uciekł z domu i został znaleziony przez Kanadę. Od tego czasu ubierał się, kąpał i jadł samodzielnie, ale to było wszystko co robił. To, co obecnie martwiło Anglię najbardziej było nie spojrzenie Ameryki, którym zwykł kiedyś podążać za Anglią, ale jego nawyk do ciągłego wpatrywania się w dół. Kiedy siedział, obserwował dłonie na swoich kolanach, a gdy stał, gapił się w podłogę.
Teraz, Anglia ociągał się każdego ranka, gdy przyszło mu wkroczyć do jego pokoju. Bał się, że wejdzie i znajdzie Amerykanina pustego jak muszla albo co gorsza martwego, nieważne jak bardzo to było bezcelowe. Jak dotąd, za każdym razem wchodząc do pomieszczenia, natrafiał na widok Ameryki leżącego na łóżku i patrzącego w sufit. Anglia zastanawiał się, czy on w ogóle kiedykolwiek śpi. Wydawało mu się to niemożliwe, żeby Ameryka był w stanie obudzić się tak wcześnie bez niczyjej pomocy.
Nagle czyjaś dłoń opadła na jego ramię. Anglia podskoczył, zanim zauważył Kanadę uśmiechającego się pocieszająco. Odpowiedział delikatnym, wymuszonym uśmiechem i wszedł do straszliwego pokoju. Światła były wyłączone, ale odsłonięte kotary wpuszczały poranne światło, które uwidaczniało ciało na łóżku. Anglia była zaskoczony, widząc zamknięte oczy Ameryki. Ostrożnie podszedł bliżej i poczuł ulgę, słysząc lekki oddech Ameryki. Zielonooki kraj dotarł do chłopaka i delikatnie potrząsnął jego ramieniem.
- Ameryko. Wstawaj. – zakomenderował cicho.
Oczy Ameryki otworzyły się, a on sam usiadł, nie patrząc, gdy Anglia przesunął się w stronę komody. Drżącymi dłońmi otworzył górną szufladę, żeby wyciągnąć koszulę. Z jakiegoś powodu dzisiejszego ranka był dziwnie niezdarny, więc gdy po położeniu bluzki poszedł po spodnie,  jego dłoń powędrowała w inną stronę, zrzucając przypadkowo okulary Ameryki z komody. Anglia naprędce schylił się i je podniósł sprawdzając, czy się nie uszkodziły.
- Przepraszam. – powiedział. Odpowiedzi nie otrzymał.
Miał już tego dość. Delikatnie odłożył okulary na szafkę, a następnie gwałtownie uderzył dłonią w powierzchnię blatu co spowodowało, że wszystko się zatrzęsło. Poczuł na sobie wzrok Ameryki, podczas gdy sam patrzył na swoje ręce. Jego całe ciało zaczęło nieznacznie drżeć, a dłonie zacisnęły się w pięści.
- Wystarczy. Już wystarczy! – Wypowiedział te słowa cicho, ale to sprawiło, że stały się bardziej dotkliwe. Odwrócił się i złapał za ramiona zszokowany kraj. – Jestem już tym kurewsko zmęczony! Po prostu otrząśnij się z tej głupiej rutyny, ty cholerna cioto! Co się stało z tym całym byciem bohaterem, huh? Jakimś cholernie fantastycznym bohaterem, którym jesteś!
                Anglia lekko potrząsał Ameryką, gdy mówił. Jego oczy wypełnione były łzami. Ku jego zdziwieniu, słowa podziałały. Ameryka wstał, spojrzał na podłogę i zacisnął pięści. Przeniósł wzrok na Anglię, który dyszał w zimnej furii, i powoli do niego podszedł, dopóki starszy kraj nie stał przyciśnięty do ściany.
- Dlaczego do cholery cię to obchodzi? – zapytał Ameryka, tonem tak bardzo emocjonalnym, którego Anglia nie miał okazji usłyszeć od czasu konferencji. – Huh? Dlaczego do cholery cię to obchodzi!
Ameryka uderzył pięścią w ścianę obok głowy Anglii sprawiając, że ten się wzdrygnął. Oczy miał szeroko otwarte, ale gdy dotarły do niego słowa Ameryki, odpowiedział ze swoją własną złością.
- C-co Oczywiście, że mnie obchodzi! Nie wysilałbym się tak cholernie ciężko, żeby ci pomóc, gdyby mnie to nie obchodziło, kretynie! – krzyknął, stojąc tak wysoko jak mógł, i starał się nie ugiąć pod wpływem spojrzenia Ameryki.
- Powiedziałeś to. Czujesz się po prostu odpowiedzialny. Poza tym, czyż nie jestem tylko głupim, bezużytecznym krajem? – głos Ameryki stał się bardziej gorzki niż wściekły.
- Co? Dlaczego… - Anglia urwał, kompletnie zmieszany.
- Powiedziałeś to na ostatnim spotkaniu, pamiętasz? Jestem tylko nieprzydatnym krajem, który nie został podbity, bo jest zbyt tępy. – Anglia z trudem łapał powietrzem, gdy rozpoznał swoje własne słowa.
- Masz na myśli… To dlatego… - Anglia zaczął się trząść bardziej niż wcześniej, a jego oczy przepełnione były przerażeniem.
- Tak. Zdałem sobie sprawę, że miałeś rację. Jestem durny i zbędny, więc dlaczego miałbym się dłużej naprzykrzać? – Po tych słowach, Ameryka odwrócił się i usiadł na łóżku.

* * *

                Anglia wypadł z pokoju, minął zaniepokojonego Kanadę, następnie Francję, ignorując ich zdesperowane pytania. Wszedł na oślep do salonu, opadł na swój ulubione fotel i ukrył twarz w dłoniach, lekceważąc obydwa państwa, które za nim podążały, a także wróżki przemykające obok. Francja i Kanada podeszli do niego i byli zszokowani, gdy zobaczyli jego drżące ramiona i cichy płacz.
- Anglio, co jest? Co się stało? – spytał Kanada, łapiąc Anglię za ramiona, podobnie jak on wcześniej złapał Amerykę.
- Oui, mon ami, powiedz nam. Co to był za hałas? – dodał Francja, stojąc po drugiej stronie Anglii.
- T-to moja wina. To w-wszystko moja w-wina. – Anglia zmusił się do wyrzucenia z siebie tych słów, nim wybuchnął gwałtownym szlochem.
Kanada spojrzał na Francję szeroko otwartymi i zdesperowanymi oczami, cicho błagając go, żeby coś zrobił. Francja poklepał go po ramieniu, a następnie wyszedł do kuchni i wstawił wodę. Kiedy czajnik zaczął gwizdać, zrobił herbatę, którą Anglia zawsze sobie parzył, gdy był zdenerwowany, i zaniósł ją do salonu. Podszedł do kredensu i otworzył przegrodę wypełnioną butelkami z rumem. Ignorując zdumione spojrzenie Kanady, wlał trochę płynu do herbaty i odłożył flaszkę z powrotem do komory.
                Minęło kilka godzin, ale Anglia w końcu zdołał uspokoić się wystarczająco, by opowiedzieć im, co się stało. Jego przemowa była okazjonalnie przerywana czknięciem albo krótkim szlochem, ale był w stanie mówić bez kolejnego wybuchu płaczu. Kiedy skończył, wziął łyka herbaty, bez wątpienia czując rum, ale nic nie powiedział. Kanada i Francja obserwowali go, jak pił swoją nafaszerowaną alkoholem herbatę. Sporadycznie wymykała mu się łza, próbująca pochłonąć jego słowa. Anglia odstawił herbatę z lekkim pociągnięciem nosem i wytarł oczy.
- Więc… Co my teraz zrobimy? – zapytał chwilę później Kanada.
Anglia przez moment siedział cicho, zanim westchnął i odpowiedział. – Chcę, żebyście zabrali go ze sobą do domu.



sobota, 26 kwietnia 2014

BROKEN Rozdział VII

Jestem! Powróciłam! Cóż, przerwa była dłuższa niż być powinna, bo jakieś pół roku? Nie bijcie! Nie zapomniałam o blogu! Zabrakło mi motywacji (a to nowość) i chyba trochę czasu. Na każdym kroku testy i sprawdziany z czegoś, czego zupełnie nie rozumiesz (np. taki połowiczny rozpad jąder - że co?...). Teraz jest trochę luźniej, więc mogę wrócić do pracy. Ta przerwa była dla mnie jak sen zimowy. Nazbierało się zaległości jak dodatkowych kilogramów, więc należy się tego teraz "pozbyć". A że biedne dziecko nie miało dziś co robić po nieudanej próbie narysowania Snape'a dla Ljlo w Paint Tool, postanowiło wrócić do tłumaczenia, które cierpliwie czekało sobie w (fap)folderze. 
Dzięki Ljlo za pomoc w tłumaczeniu, kiedy mam blokady. Ahhh moje ulubione słówko "when"...
Dobra już kończę paplać i idę oglądać Twoja Twarz Brzmi Znajomo. Enjoy!




Rozdział VII
Zgubiony i znaleziony

Anglia zrezygnował z samochodu na rzecz przejścia się piechotą, wiedząc, że tak właśnie postąpiłby Ameryka. Francja i Kanada wymienili za jego plecami zmieszane spojrzenia, mimo to podążyli za nim pieszo, zamiast skorzystać z samochodu Francji. Maszerowali tak przez chwilę, zanim Anglia nie zatrzymał się przy ścieżce wiodącej do lasu, znajdującego się tuż przy jego domu. Kraje za nim przystanęły kilka stóp dalej, kiedy spostrzegły, że rozmawia z powietrzem. Widząc ich zażenowane miny, Anglia wyjaśnił, że pytał wróżki, czy mogłyby przeszukać las.
Kontynuowali przechadzkę i wreszcie dotarli do Londynu. Anglia westchnął, przeczesał palcami włosy  i wkroczył do swojej stolicy. Miał wielką nadzieję, że znajdą Amerykę, zanim dostaną się do Londynu. Gdyby był w lesie, to wtedy wróżki szybko by go znalazły, ale jeśli był w mieście, to istniała dowolna liczba miejsc, w których Ameryka mógłby się schować. Anglia rzucił okiem za siebie i spostrzegł, że Francja i Kanada również byli zmartwieni widokiem miasta.
Anglia i pozostali zaglądali do każdej uliczki, którą mijali i ostatecznie postanowili się rozdzielić. Oszczędzą na czasie i mogą napisać do pozostałych, gdyby któryś coś znalazł. Gdy zaczęło padać, Anglia w myślach dziękował Bogu, że Ameryka wziął swoją kurtkę. Po kilku minutach otrzymał wiadomość, ale kiedy zobaczył, że to tylko Francja narzeka na deszcz, mruknął i wsunął telefon z powrotem do kieszeni. Resztę wiadomości od Francuza ignorował.


Kanada westchnął, gdy otrzymał kolejną dramatyczną wieść od swojego francuskiego kochanka. Szybko odpisał, a następnie włożył telefon do kieszeni. Spojrzał w jeszcze jedną uliczkę i już chciał odchodzić, kiedy coś usłyszał. Popędził w dół alejki i potknąwszy się, wydał z siebie cichy jęk. Zakrył dłońmi usta, żeby stłumić krzyk po ujrzeniu stopy wystającej zza śmietnika.
Powoli jego oczy przeniosły się z nagiej stopy na nogę odzianą w drelichowe spodnie, aż w końcu na charakterystyczną kurtkę przybysza. Okulary miał mokre, złotobrązowe włosy były przygładzone od deszczu, a oczy czerwone od płaczu, ale Kanada wiedział kto to. Szybko podczołgał się i delikatnie potrząsnął jego ramieniem.
- Ameryka. Wstawaj. – powiedział Kanada, swoim normalnym cichym głosem.
Burknął nie otrzymawszy odpowiedzi. Chwycił swój telefon i szybko napisał do Francji i Anglii, ale go już nie chował. Wszedł w folder z zapisaną muzyką, i wybrał ulubioną piosenkę Ameryki, podkręcając głośność do maksimum.
- Alfred! Wstawaj, ty leniwy głupku! – Kanada zdołał podnieść głos i brutalnie potrząsnąć ramieniem Amerykanina. Poczuł ulgę ujrzawszy, że użycie jego ludzkiego imienia zadziałało. Zdezorientowanie obecne w oczach Ameryki ustąpiło, gdy zobaczył Kanadę. Kanada uśmiechnął się po przebudzeniu brata, ale kiedy nie usłyszał żadnego słowa ściągnął brwi. Wstał i pomógł starszemu blondynowi wydostać się z uliczki. Zobaczywszy Francję i Anglię pomachał im i zignorował lekkie wzdrygnięcie Ameryki na widok zielonookiego kraju.


Anglia z trudem złapał powietrze, gdy zobaczył zaniedbany naród. Natychmiast podbiegł i zaczął wydziwiać z ciuchami Ameryki. Mamrotał do siebie, w jaki sposób Ameryka je pobrudził i jaki jest głupi, bo wyszedł bez butów. Zdawszy sobie sprawę z tego co robi, wściekle się zaczerwienił i odwrócił w stronę domu, lekceważąc głupawe uśmieszki Francji i Kanady. Rzucił okiem na Amerykanina, kolejny raz zwracając uwagę na jego nagie stopy, i zacisnął usta. Może lepiej by było, gdyby jednak mimo wszystko wziął swój samochód.
Cała czwórka zaczęła wracać do domu Anglii. Brytyjski naród co chwila oglądał się za siebie, zaniepokojony stanem Ameryki. Jego oczy znowu były bez wyrazu, ale tym razem była to bardziej osłona zakłopotania. Z jakiegoś powodu, Anglia wyobrażał to sobie, jako wątłą tarczę. Zastanawiał się, czy niebieskooki naród powróci do normalności.
Kiedy dotarli do domu, Anglia z żalem wyrzucił jedzenie, które wcześniej ugotował i zamiast tego pozwolił Francji i Kanadzie użyć swojej kuchni. Dwójka pracowała szybko i zrobiła dla nich dość późny lunch, którego przygotowanie zajęło trochę czasu. Co chwilę Anglia miał okazję usłyszeć cichy szept Francuza albo delikatny chichot Kanadyjczyka, co sprawiło, że westchnął z zazdrości. Nawet jeśli rozmawiali po francusku, Anglia rozumiał wystarczająco, by domyśleć się, że mówią sobie jak bardzo się kochają. Spojrzał na milczący kraj, siedzący obok niego, a następnie odwrócił wzrok, rumieniąc się lekko. Nie dostrzegł ani wzroku Ameryki na sobie, ani jego przewlekłego smutku w oczach.