Proszę następny rozdział :D Tłumaczenie trochę utrudniała mi moja nieznośna choroba, ale mam nadzieję, że nie wpłynęła w zły sposób na jakość tekstu. Mimo wszystko, życzę miłego czytania :P
Rozdział V
Złamany Ponownie
Rano Amerykę obudził kwaśny
zapach wlatujący do pokoju. Skrzywił się lekko, wiedząc, że to oznacza tylko
jedno – Anglia właśnie gotował. Wstał powoli, ubrał się, a następnie zszedł do
kuchni, w miarę jak ciemność zaczęła wkradać się do jego umysłu. Właśnie miał
wkroczyć do pomieszczenia, gdy nagle usłyszał jakiś obcy głos, oprócz Anglii. Nie
wiedząc dlaczego, wycofał się za ścianę, zanim ktokolwiek mógłby go zauważyć.
Wyjrzał ostrożnie zza rogu, żeby zobaczyć kim była tajemnicza postać. Dostrzegł
Francję, który opierał się o blat. W dłoni trzymał coś, co wyglądało jak jedno z
wypieków Anglii i patrzył na to, jakby to był wielki robak. Anglia robił coś
przy kuchence, Ameryka zwrócił uwagę na mały dym wydobywający się z
piekarnika. Nawet jeśli stał do Ameryki tyłem, to i tak młodszy kraj mógł
wywnioskować, że Anglia nie był zadowolony z wizyty Francji, bo jego ramiona
były napięte.
-
Wiesz, zastanawiam się jakie są twoje prawdziwe intencje wobec Amerique,
skoro to dla niego zrobiłeś. – rzekł Francja, odkładając bułeczkę tam, gdzie
leżały pozostałe.
- Wypchaj się, żabo! Czego w ogóle chcesz? – zapytał Anglia, nie odwracając się.
- Chciałem porozmawiać o naszym
drogim Amerique. – odpowiedział, otrzymując spojrzenie drugiego kraju. – A
raczej o twoich uczuciach w stosunku do niego.
- M-moich uczuciach?! – odparł
Anglia z niedowierzaniem, a Ameryka bardzo chciał zobaczyć jego wyraz twarzy.
- Oui. To było dosyć proste do
wychwycenia, wnioskując po tym, jak się o niego martwisz. Rozmawiałem też na
ten temat z Kanadą. Przyznaj się, jesteś zakochany w chłopaku, non? – Francja
skrzyżował ręce na piersi, patrząc całkowicie poważnie. Ameryka nie mógł nic
poradzić, że jego serce zrobiło radosnego fikołka.
- Zakochany w nim? Czy te twoje
pieprzone perfumy, których używasz, zaćmiły ci mózg? – Anglia odwrócił się i
Ameryka mógł teraz zobaczyć jego gniewny wyraz twarzy i wściekły rumieniec.
- Nie próbuj tego ukrywać,
Anglettere. Jeżeli nie jesteś w nim zakochany, to dlaczego tak się trudzisz,
żeby mu pomóc? – uśmiechnął się zwycięsko i oparł z powrotem o blat.
- To na pewno nie dlatego, że
jestem w nim zakochany, zapewniam cię. – powiedział Anglia w ten swój
lekceważący sposób, skierowując się w stronę kuchenki. – Ot tak czuję się
odpowiedzialny. Nie byłem dla niego najmilszą osobą. Po prostu biorę
odpowiedzialność za swoje czyny.
Ameryka schował się za ścianą i
osunął na podłogę. Żadne inne słowa już do niego nie docierały. Anglia go nie
kochał. Cholera, z tego co właśnie powiedział, ledwo go obchodził. Ameryka
zacisnął dłonie na włosach, a do jego oczu zaczęły napływać łzy. Dlaczego w
ogóle był zaskoczony? Wiedział, że Anglii w ogóle na nim nie zależało.
Nagle, Ameryka zerwał się z
podłogi i pobiegł do drzwi. Złapał swoją pilotkę z wieszaka i wybiegł na
zewnątrz, nie przejmując się żwirem, który kopał nagimi stopami. Mknął w dół
uliczki, podczas gdy łzy kapały mu z
twarzy. Nawet nie zwracał uwagi na to, dokąd biegnie. Po prostu chciał uciec.
Wkrótce, wcześniej niż się tego spodziewał, Ameryka znalazł się w mieście i
udał do pustego zaułka. Jego myśli o tym co właśnie zobaczył, zmieszały się z
myślami z ostatniej konferencji.
____________________________________________________________________
Ameryka wpadł do sali konferencyjnej,
jak zwykle radosny i głośny, pomimo wyczerpania. Ostatniej nocy nie spał
najlepiej, od kiedy jego koszmary stały się gorsze niż zazwyczaj. Nikt o nich
nie wiedział, ale Ameryka był pewny, że Kanada coś podejrzewał. Na razie,
ukrywając zmęczenie wesołym uśmiechem, przeszedł przez spotkanie ze swoją
typową dozą hałasu. Aczkolwiek po konferencji pojawiły się problemy.
- Jesteś cholernie popieprzony,
że tak hałasujesz czy po prostu lubisz zachowywać się jak dzieciak? – zapytał
Anglia, zaczynając ich szablonową kłótnię, rozrywającą serce Ameryki w sposób,
którego nigdy nie ukazywał.
- Cóż, ja przynajmniej korzystam
z życia i nie jestem wypłukany z radości jak ty. – odparł Ameryka, krzyżując
ręce na piersi.
- Cieszę się, tylko robię to tak,
że nie wychodzę przy okazji na gigantycznego durnia! – twarz Anglii zaczęła
przybierać barwy różnych odcieni czerwieni.
- Nie jestem durniem! – wyparł się
Ameryka, mimo że nie wiedział, co to słowo oznacza.
- Jesteś. Właściwie, to jedyna
rzecz, którą jesteś. - głos Anglii zrobił się niski i zimny, w miarę jak stawał
się naprawdę wściekły. – Jesteś kurewsko bezużyteczny z tym swoim całym
gadaniem o byciu bohaterem. Dziwię się, że jeszcze nie zostałeś podbity przez jakiś
inny kraj, chociaż podejrzewam, że to dlatego, że jesteś zbyt wielkim idiotą,
żeby ktoś cię w ogóle chciał.
Po tych słowach Anglia odszedł.
Ameryka stał zamrożony z lekko otwartymi ustami. Jego umysł utknął na tym, jak
gniewne oczy Anglii zimno na niego patrzyły. Spojrzał w dół i nie mógł stłumić wściekłości,
która go owładnęła. Kanada, który widział całą sprzeczkę, podszedł do brata i
położył mu dłoń na ramieniu. Ameryka gwałtownie ją strącił, zanim wyszedł z
budynku i pojechał do domu.
Kiedy dotarł na miejsce,
zignorował resztki jedzenia ze śniadania i poszedł do kuchni. Miał zamiar coś
zjeść, ale gdy zauważył torbę bułeczek, które dostał od Anglii dzień wcześniej,
leżącą na stole, ponownie ogarnęła go furia. Przewrócił stół, czując się usatysfakcjonowany
dźwiękami rozbijających się na podłodze talerzy, i przeszedł do niszczenia
reszty kuchni. Kiedy skończył, stał pośrodku tego bałaganu, czując się bardziej
zmęczony niż był wcześniej. Widocznie ulatniająca się złość, zabrała także ze
sobą resztki jego energii.
Poszedł na górę do swojego pokoju
i położył się na łóżku, nie trudząc się nawet, żeby zdjąć kurtkę i buty. Gdy
tak leżał, żarówka, którą miał wcześniej zmienić, zaczęła migać. Ameryka
obserwował ją bezmyślnie, uczucia i ciemność powoli wtargnęły do jego umysłu.
Wspomnienia o tym co powiedział Anglia, jaki jest bezużyteczny i niepotrzebny, dryfowały
po jego głowie i Ameryka rzeczywiście zaczął wierzyć w te słowa. W końcu
żarówka błysnęła po raz ostatni i zgasła, a ciemność zalała pokój zupełnie jak
jego umysł, zostawiając w nim jedynie kilka myśli.
Było ciemno. Było zawsze ciemno.
Musiał walczyć. Musiał walczyć z ciemnością. Ponieważ…
Właściwie dlaczego walczył? Ponieważ był bohaterem?
Nie…
Nie był bohaterem.
Już nie…
Więc dlaczego walczył? Dlaczego po prostu się nie pogrążył? Nie pozwolił
się przejąć?
Byłoby łatwiej… o wiele łatwiej…
Gdyby po prostu mógł umrzeć…
_____________________________________________________________
Gdy Ameryka tak siedział w zaułku, właśnie te myśli
wtargnęły mu do głowy. Dlaczego w ogóle miał nadzieję, że któraś z tych rzeczy mogłaby
się zmienić? Naprawdę był idiotą. Łzy zaczęły spływać mu po twarzy, kompletnie
niezauważone. Dzień zleciał i Ameryka zdał sobie sprawę, że jest późno dopiero
wtedy, kiedy zaczął drżeć z zimna. Anglia prawdopodobnie nawet nie będzie go
szukać, przecież go nie obchodzi. Z tymi depresyjnymi teoriami krążącymi po jego
umyśle, Ameryka otoczył głowę ramionami i zasnął.
Kurde, naprawdę mi go szkoda ;_; Zuy Anglia.
Tak w ogóle to chciałam tylko dodać, że jesteśmy prawie na półmetku, bo jeszcze 5 rozdziałów + epilog (edit - napisałam "prolog" - ale ze mnie ciota xD). Naprawdę się sobie dziwie, że jestem tak systematyczna, jeśli chodzi o tego bloga O.o
To faktycznie zastanawiające, że jesteś tak systematyczna O.O
OdpowiedzUsuńRozdziały coraz krótsze, ale wybaczam (raczej autorce, bo to ona się zaczynała lenić), bo Francja. I w ogóle te przemyślenia o bohaterze były zajebiste i wszystko było zajebiste. Nie muszę wspominać, że czekam na kolejny. ;3
Gdy tylko zobaczyłam tytuł:"Złamany ponownie" już byłam zrozpaczona. Anglio, ty durniu, przecież i tak wiemy, że go kochasz!! Szkoda Ameryki...ciemność...
OdpowiedzUsuńNormalnie, to nie lubię yaoi, ale to jest epickie
OdpowiedzUsuń