sobota, 5 października 2013

BROKEN Rozdział V

Proszę następny rozdział :D Tłumaczenie trochę utrudniała mi moja nieznośna choroba, ale mam nadzieję, że nie wpłynęła w zły sposób na jakość tekstu. Mimo wszystko, życzę miłego czytania :P



Rozdział V

Złamany Ponownie




Rano Amerykę obudził kwaśny zapach wlatujący do pokoju. Skrzywił się lekko, wiedząc, że to oznacza tylko jedno – Anglia właśnie gotował. Wstał powoli, ubrał się, a następnie zszedł do kuchni, w miarę jak ciemność zaczęła wkradać się do jego umysłu. Właśnie miał wkroczyć do pomieszczenia, gdy nagle usłyszał jakiś obcy głos, oprócz Anglii. Nie wiedząc dlaczego, wycofał się za ścianę, zanim ktokolwiek mógłby go zauważyć. Wyjrzał ostrożnie zza rogu, żeby zobaczyć kim była tajemnicza postać. Dostrzegł Francję, który opierał się o blat. W dłoni trzymał coś, co wyglądało jak jedno z wypieków Anglii i patrzył na to, jakby to był wielki robak. Anglia robił coś przy kuchence, Ameryka zwrócił uwagę na mały dym wydobywający się z piekarnika. Nawet jeśli stał do Ameryki tyłem, to i tak młodszy kraj mógł wywnioskować, że Anglia nie był zadowolony z wizyty Francji, bo jego ramiona były napięte.
-  Wiesz, zastanawiam się jakie są twoje prawdziwe intencje wobec Amerique, skoro to dla niego zrobiłeś. – rzekł Francja, odkładając bułeczkę tam, gdzie leżały pozostałe.
- Wypchaj się, żabo! Czego w ogóle chcesz? – zapytał Anglia, nie odwracając się.
- Chciałem porozmawiać o naszym drogim Amerique. – odpowiedział, otrzymując spojrzenie drugiego kraju. – A raczej o twoich uczuciach w stosunku do niego.
- M-moich uczuciach?! – odparł Anglia z niedowierzaniem, a Ameryka bardzo chciał zobaczyć jego wyraz twarzy.
- Oui. To było dosyć proste do wychwycenia, wnioskując po tym, jak się o niego martwisz. Rozmawiałem też na ten temat z Kanadą. Przyznaj się, jesteś zakochany w chłopaku, non? – Francja skrzyżował ręce na piersi, patrząc całkowicie poważnie. Ameryka nie mógł nic poradzić, że jego serce zrobiło radosnego fikołka.
- Zakochany w nim? Czy te twoje pieprzone perfumy, których używasz, zaćmiły ci mózg? – Anglia odwrócił się i Ameryka mógł teraz zobaczyć jego gniewny wyraz twarzy i wściekły rumieniec.
- Nie próbuj tego ukrywać, Anglettere. Jeżeli nie jesteś w nim zakochany, to dlaczego tak się trudzisz, żeby mu pomóc? – uśmiechnął się zwycięsko i oparł z powrotem o blat.
- To na pewno nie dlatego, że jestem w nim zakochany, zapewniam cię. – powiedział Anglia w ten swój lekceważący sposób, skierowując się w stronę kuchenki. – Ot tak czuję się odpowiedzialny. Nie byłem dla niego najmilszą osobą. Po prostu biorę odpowiedzialność za swoje czyny.
Ameryka schował się za ścianą i osunął na podłogę. Żadne inne słowa już do niego nie docierały. Anglia go nie kochał. Cholera, z tego co właśnie powiedział, ledwo go obchodził. Ameryka zacisnął dłonie na włosach, a do jego oczu zaczęły napływać łzy. Dlaczego w ogóle był zaskoczony? Wiedział, że Anglii w ogóle na nim nie zależało.
Nagle, Ameryka zerwał się z podłogi i pobiegł do drzwi. Złapał swoją pilotkę z wieszaka i wybiegł na zewnątrz, nie przejmując się żwirem, który kopał nagimi stopami. Mknął w dół uliczki, podczas gdy  łzy kapały mu z twarzy. Nawet nie zwracał uwagi na to, dokąd biegnie. Po prostu chciał uciec. Wkrótce, wcześniej niż się tego spodziewał, Ameryka znalazł się w mieście i udał do pustego zaułka. Jego myśli o tym co właśnie zobaczył, zmieszały się z myślami z ostatniej konferencji.

____________________________________________________________________

Ameryka wpadł do sali konferencyjnej, jak zwykle radosny i głośny, pomimo wyczerpania. Ostatniej nocy nie spał najlepiej, od kiedy jego koszmary stały się gorsze niż zazwyczaj. Nikt o nich nie wiedział, ale Ameryka był pewny, że Kanada coś podejrzewał. Na razie, ukrywając zmęczenie wesołym uśmiechem, przeszedł przez spotkanie ze swoją typową dozą hałasu. Aczkolwiek po konferencji pojawiły się problemy.
- Jesteś cholernie popieprzony, że tak hałasujesz czy po prostu lubisz zachowywać się jak dzieciak? – zapytał Anglia, zaczynając ich szablonową kłótnię, rozrywającą serce Ameryki w sposób, którego nigdy nie ukazywał.
- Cóż, ja przynajmniej korzystam z życia i nie jestem wypłukany z radości jak ty. – odparł Ameryka, krzyżując ręce na piersi.
- Cieszę się, tylko robię to tak, że nie wychodzę przy okazji na gigantycznego durnia! – twarz Anglii zaczęła przybierać barwy różnych odcieni czerwieni.
- Nie jestem durniem! – wyparł się Ameryka, mimo że nie wiedział, co to słowo oznacza.
- Jesteś. Właściwie, to jedyna rzecz, którą jesteś. - głos Anglii zrobił się niski i zimny, w miarę jak stawał się naprawdę wściekły. – Jesteś kurewsko bezużyteczny z tym swoim całym gadaniem o byciu bohaterem. Dziwię się, że jeszcze nie zostałeś podbity przez jakiś inny kraj, chociaż podejrzewam, że to dlatego, że jesteś zbyt wielkim idiotą, żeby ktoś cię w ogóle chciał.
Po tych słowach Anglia odszedł. Ameryka stał zamrożony z lekko otwartymi ustami. Jego umysł utknął na tym, jak gniewne oczy Anglii zimno na niego patrzyły. Spojrzał w dół i nie mógł stłumić wściekłości, która go owładnęła. Kanada, który widział całą sprzeczkę, podszedł do brata i położył mu dłoń na ramieniu. Ameryka gwałtownie ją strącił, zanim wyszedł z budynku i pojechał do domu.
Kiedy dotarł na miejsce, zignorował resztki jedzenia ze śniadania i poszedł do kuchni. Miał zamiar coś zjeść, ale gdy zauważył torbę bułeczek, które dostał od Anglii dzień wcześniej, leżącą na stole, ponownie ogarnęła go furia. Przewrócił stół, czując się usatysfakcjonowany dźwiękami rozbijających się na podłodze talerzy, i przeszedł do niszczenia reszty kuchni. Kiedy skończył, stał pośrodku tego bałaganu, czując się bardziej zmęczony niż był wcześniej. Widocznie ulatniająca się złość, zabrała także ze sobą resztki jego energii.
Poszedł na górę do swojego pokoju i położył się na łóżku, nie trudząc się nawet, żeby zdjąć kurtkę i buty. Gdy tak leżał, żarówka, którą miał wcześniej zmienić, zaczęła migać. Ameryka obserwował ją bezmyślnie, uczucia i ciemność powoli wtargnęły do jego umysłu. Wspomnienia o tym co powiedział Anglia, jaki jest bezużyteczny i niepotrzebny, dryfowały po jego głowie i Ameryka rzeczywiście zaczął wierzyć w te słowa. W końcu żarówka błysnęła po raz ostatni i zgasła, a ciemność zalała pokój zupełnie jak jego umysł, zostawiając w nim jedynie kilka myśli.

Było ciemno. Było zawsze ciemno.
Musiał walczyć. Musiał walczyć z ciemnością. Ponieważ…
Właściwie dlaczego walczył? Ponieważ był bohaterem?

Nie…
Nie był bohaterem.
Już nie…
Więc dlaczego walczył? Dlaczego po prostu się nie pogrążył? Nie pozwolił się przejąć?
Byłoby łatwiej… o wiele łatwiej…
Gdyby po prostu mógł umrzeć…

_____________________________________________________________

Gdy Ameryka tak siedział w zaułku, właśnie te myśli wtargnęły mu do głowy. Dlaczego w ogóle miał nadzieję, że któraś z tych rzeczy mogłaby się zmienić? Naprawdę był idiotą. Łzy zaczęły spływać mu po twarzy, kompletnie niezauważone. Dzień zleciał i Ameryka zdał sobie sprawę, że jest późno dopiero wtedy, kiedy zaczął drżeć z zimna. Anglia prawdopodobnie nawet nie będzie go szukać, przecież go nie obchodzi. Z tymi depresyjnymi teoriami krążącymi po jego umyśle, Ameryka otoczył głowę ramionami i zasnął. 




Kurde, naprawdę mi go szkoda ;_; Zuy Anglia.
Tak w ogóle to chciałam tylko dodać, że jesteśmy prawie na półmetku, bo jeszcze 5 rozdziałów + epilog (edit - napisałam "prolog" - ale ze mnie ciota xD). Naprawdę się sobie dziwie, że jestem tak systematyczna, jeśli chodzi o tego bloga O.o

3 komentarze:

  1. To faktycznie zastanawiające, że jesteś tak systematyczna O.O
    Rozdziały coraz krótsze, ale wybaczam (raczej autorce, bo to ona się zaczynała lenić), bo Francja. I w ogóle te przemyślenia o bohaterze były zajebiste i wszystko było zajebiste. Nie muszę wspominać, że czekam na kolejny. ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy tylko zobaczyłam tytuł:"Złamany ponownie" już byłam zrozpaczona. Anglio, ty durniu, przecież i tak wiemy, że go kochasz!! Szkoda Ameryki...ciemność...

    OdpowiedzUsuń
  3. Normalnie, to nie lubię yaoi, ale to jest epickie

    OdpowiedzUsuń